Przełaje rosną w siłę. Dlaczego warto spróbować i jak zacząć?
Rowery przełajowe zyskują w Polsce coraz większą popularność, a jazda nimi wielu osobom pozwala odkryć rower na nowo. – Taki sprzęt prowokuje, żeby jeździć szybko, szczególnie w urozmaiconym terenie – mówi Norbert Słupski, pasjonat przełajów z Warszawy. – Jest mnóstwo korzyści z przesiadki na przełajówkę – dodaje Patrick Laprell, product manager Meridy, jednej z czołowych marek rowerów świata. Co można zyskać i jak rozpocząć przygodę z przełajami?
Choć Polsce daleko jeszcze do Belgii, w której kolarstwo przełajowe uznawane jest za sport narodowy, zwolenników przełajów nad Wisłą mocno przybywa. Widać to w rosnącym z roku na rok zainteresowaniu rowerami przełajowymi czy coraz liczniejszych „ustawkach” i wspólnych treningach posiadaczy takiego sprzętu. Jednym z nich jest Norbert Słupski, który zakochał się w cyclocrossie [z ang. kolarstwo przełajowe, znane także jako „CX”] dwa lata temu. Jako użytkownik roweru trekkingowego, w miarę coraz dłuższych przejażdżek zaczął rozglądać się za rowerem o bardziej sportowej charakterystyce, ale wciąż stosunkowo uniwersalnym. – Szukałem czegoś, co pozwoli mi sprawnie poruszać się po szosie, ale w razie potrzeby zjechać też na szutry i leśne dukty – mówi Słupski. Za namową znajomego zdecydował się na zakup roweru przełajowego. – Od samego początku przypadł mi do gustu. Zbliżony do roweru szosowego wygląd dawał poczucie wkroczenia na wyższy poziom kolarskiego wtajemniczenia, a przy tym można było liczyć na niezłe terenowe właściwości jezdne. Jednym słowem ideał, tego szukałem! – wspomina. Nie wiedział jeszcze wtedy, że nowy rower stanie się jego wiernym towarzyszem, miał też mgliste pojęcie o cyclocrossie. Co tak urzekło go i wciąż urzeka w jeździe rowerem przełajowym? – To sprzęt, który prowokuje, żeby jeździć szybko, szczególnie w urozmaiconym terenie, co szczególnie może przypaść do gustu szosowcom – podkreśla Słupski. Rower szosowy oferuje wiele korzyści, ale ma też ograniczenia, od których pozwala uwolnić się przełajówka. – Nieraz zdarzało mi się zjeżdżać z gładkiego asfaltu w jakąś boczną leśną czy polną drogę, bez obaw o to, czy opony to wytrzymają. Przełajówka również ma swoje ograniczenia, jednak oglądając mistrzów cyclocrossu, mam wrażenie, że częściej kończą się moje umiejętności techniczne niż właściwości jezdne takiego roweru – przyznaje z uśmiechem wielbiciel przełajów.
Będzie przełaj, będzie „depnięcie”
Tradycyjnie rowery przełajowe pomagały odpowiednio przygotować się do nadchodzącego sezonu kolarzom szosowym. Największe zainteresowanie wzbudzają one wtedy, gdy pogoda skutecznie utrudnia jazdę na szosie. Zdaniem Patricka Laprella, product managera Meridy, jednej z czołowych marek rowerowych świata, przełajówki mogą pomagać na wiele sposobów. – Jest mnóstwo korzyści z przesiadki na rower przełajowy jesienią i zimą. Szosowcy mogą na nim bez większych zmian zachować swoją pozycję i robić świetne treningi szybkości w terenie. Chłód i wiatr nie doskwierają wtedy tak bardzo jak na szosie. Bardzo przyjemnie jest jechać ostro szutrowymi drogami zamiast męczyć się na posypanych solą ulicach, tym bardziej, że sól może spowodować bardzo poważne szkody roweru i jego komponentów – tłumaczy Laprell, który nie tylko projektuje rowery przełajowe, ale jest również zapalonym „błotniakiem” startującym w wyścigach przełajowych. Mocno zachęca on do tego, żeby samemu przypiąć numer startowy. – Warto spróbować swoich sił w wyścigach przełajowych, szczególnie z myślą o nadchodzącym sezonie szosowym czy MTB. Takie wyścigi mogą być z powodzeniem traktowane jako mocny interwałowy trening. Są krótkie i wymagające. Po kilku wyścigach przełajowych zimą zawodnik będzie miał dużo mocniejsze „depnięcie” w nadchodzącym sezonie – uważa product manager Meridy. Jego zdaniem bardzo istotną zaletą jazdy na rowerze przełajowym jest bezpieczeństwo. – Trakcja na przełajówce jest dużo lepsza, co znacznie zmniejsza ryzyko upadku, gdy zimą robi się ślisko – wyjaśnia Laprell.
Najważniejszą korzyścią z przesiadki na przełajówkę jest dla niego jednak poprawa techniki jazdy. – Technika to kluczowa sprawa. W cyclocrossie trzeba mocno pracować swoim ciałem, by pochłaniać nierówności, utrzymywać równowagę w grząskich zakrętach, schodzić z roweru i wskakiwać na niego. Przede wszystkim jednak przełajówka uczy, kiedy i jak hamować. Niezależnie od tego, czy najczęściej jeździsz na rowerze górskim czy szosowym, z przełajówką poprawisz kontrolę nad rowerem w każdym aspekcie – wyjaśnia miłośnik przełajów z Meridy.
Nie ma, że boli
Rower przełajowy pozwala też pracować nad utrzymywaniem na rowerze wysokiego i równego tempa. – To konieczność w przełajowej jeździe. Dość często ma się tu do czynienia z piaskiem czy błotem i zamiast zejścia z roweru i biegania z nim lepiej jest spróbować wciąż kręcić korbami, utrzymać równowagę i przejechać takie odcinki. Nawet jeśli nie ścigasz się na przełajówce i jeździsz tylko dla siebie, największą korzyścią będzie możliwość systematycznego treningu z równą prędkością – kontynuuje wyliczanie przełajowych zalet Patrick Laprell. Z jego opinią zgadza się Norbert Słupski. – Cyclocross to doskonała zabawa, ale i świetny trening wytrzymałościowy i techniczny. Ostre nawroty, podjazdy, zjazdy, piach, błoto, śnieg czy przeszkody terenowe pojawiające się na trasie sprawiają, że cały czas musimy być czujni i skoncentrowani. Trzeba działać z wyprzedzeniem, co szczególnie na początku nie jest takie proste – mówi. Ten, kto decyduje się na poważne treningi przełajowe, może jego zdaniem zapomnieć o chwilach relaksu na trasie. – Szybkie wypięcie z pedałów zatrzaskowych, bieg z rowerem czy skok przez przeszkodę to codzienność w tej dyscyplinie. Po treningu czujesz każdy mięsień, każdą część swojego ciała. Jeżeli chcesz czerpać z tego przyjemność, nie możesz iść na kompromisy, a to oznacza regularne treningi, zarówno siłowe, wytrzymałościowe, jak i techniczne. Nie ma, że boli! – tłumaczy Słupski.
Wiele osób po złapaniu przełajowego bakcyla na własną rękę szuka sposobów, by bolało mniej. – Tak było też ze mną. Poznając swoje słabości, szukałem rozwiązań – mówi warszawski pasjonat cyclocrossu. Edukację rozpoczął od zapoznania się z filmami instruktażowymi na YouTube. – Niestety to, co w internecie wyglądało na proste, w rzeczywistości okazywało się o wiele trudniejsze. Zacząłem więc szukać osób o zbliżonych zainteresowaniach. W ten sposób poznałem grupę świetnych ludzi, którzy zarazili mnie swoją pasją do cyclocrossu. Obecnie jestem aktywnym uczestnikiem kolarskiej inicjatywy Ramę na Ramię. To środowisko warszawskich pasjonatów CX, którego pomysłodawcą i dobrym duchem jest Piotr Próchnicki, szerzej znany jako Scolvus, zawodnik i pasjonat wszelkich form kolarstwa. Przełaje to jednak jego oczko w głowie – wyjaśnia Słupski. Scolvus chętnie dzieli się swoim bogatym doświadczeniem, a grupa pod jego przewodnictwem spotyka się w niedzielne poranki na terenie Wojskowej Akademii Technicznej, gdzie wspólnie bezpłatnie trenuje i doskonali przełajową technikę. – Za każdym razem zjawia się kilkanaście osób z całej Warszawy i okolic. Jeździmy po rundach wytyczonych w pobliskim lesie i poligonie albo mkniemy dalej, do Puszczy Kampinoskiej. Trenujemy bez względu na warunki pogodowe. A w zasadzie im gorsze, tym lepiej – uśmiecha się Słupski.
Jaki sprzęt?
O czym powinna pamiętać osoba, która rozważa zakup przełajówki i rozpoczęcie przygody spod znaku CX? – Przede wszystkim wybierz właściwy rozmiar! Jeśli zamierzasz się ścigać, rozejrzyj się za bardziej sportową geometrią ramy, a jeśli chcesz używać przełajówki głównie do treningu czy jako roweru „do wszystkiego”, poszukaj modelu z bardziej komfortową geometrią ramy – radzi Patrick Laprell. Ważnym aspektem doboru sprzętu jest też zakres przełożeń. – Warto wybrać rower wyposażony w kasetę z szerokim zakresem, jak Merida Cyclo Cross 600, by radzić sobie z każdym ostrym wzniesieniem. Wiele rowerów przełajowych ma dość twardy zakres przełożeń, z którym można mieć ciężką przeprawę na podjazdach. Często najlżejsze przełożenia na podjazdy to w klasycznych przełajówkach 36-28 – mówi przedstawiciel działu badawczo-rozwojowego Meridy. Jego zdaniem jazdę na „przełajce” znacznie ułatwia napęd 1x11, który można znaleźć m.in. w modelach Merida Cyclo Cross. – Można dzięki niemu całkiem łatwo podjeżdżać na dość strome wzniesienia bez umykającego tylnego koła. Takie rozwiązanie zapewnia w naszych modelach najlżejsze przełożenia 40-42 – tłumaczy Laprell. Z kolei Norbert Słupski największe zalety napędu 1x… w przełaju widzi dla osób z większymi ambicjami sportowymi. – Jest mniej problematyczny na zawodach, bo nie trzeba tyle „wachlować” przełożeniami i mniej zapycha się błotem. Ponadto nie do przecenienia jest fakt urwania tych kilkuset gramów, jakie daje uproszczenie napędu. „Przełaj” to sprzęt, który dostanie od nas mocno w kość, jeśli zdecydujemy się na zawody czy nawet w codziennej jeździe zgodnie z jego przeznaczeniem. W związku z tym hołduję zasadzie „im prościej, tym lepiej” – przekonuje.
Coraz popularniejsze napędy z jednym „blatem” z przodu to dla product managera Meridy najciekawszy obecnie trend dotyczący rowerów przełajowych. – Prostota i precyzja zmiany biegów jest w takim napędzie oszałamiająca – zachwyca się Laprell. Innym najnowszym trendem w przełajówkach jest stosowanie elektrycznego osprzętu. – Do znanego Di2 od Shimano dołączył SRAM z napędem eTap. Dla zawodników nastawionych na jak najlepsze osiągi i tych, którzy mają większy budżet, to interesujący kierunek rozwoju – uważa Laprell. Niskobudżetowym, ale bardzo przydatnym rozwiązaniem jest według niego założenie do przełajówki błotników. – Myślę, że są one kluczowe dla dobrych zimowych treningów, ponieważ pozwalają zachować suchy strój, a więc i ciepło. Przyzwoity model błotników ułatwia suchą jazdę nawet na długich dystansach. Warto pamiętać również o tym, by w chłodniejsze dni spokojnie rozpocząć jazdę i dobrze się rozgrzać, zanim wejdzie się na wyższą intensywność treningu.
Tarcze to podstawa
Ważną kwestią wiążącą się z przełajową jazdą jest hamowanie. – Hamulce tarczowe w przełajówce to podstawa. Jesień i zima często oznacza jazdę w mokrych warunkach i błocie. W takich warunkach, szczególnie na trudnych technicznie zjazdach, hamulce tarczowe to zdecydowanie najlepszy wybór i jak dla mnie konieczność w rowerze przełajowym. Niezależnie od tego, czy zamierzasz się ścigać, czy tylko trenować na przełajówce, tarczówki robią największą różnicę. Właśnie dlatego Merida oferuje wyłącznie rowery przełajowe wyposażone w hamulce tarczowe – wyjaśnia product manager tej marki. – Jak dla mnie, w przełaju tylko tarczówki – wtóruje mu Norbert Słupski. Według niego do codziennej jazdy przełajówką wystarczy aluminiowa rama, najlepiej z karbonowym widelcem, który poprawi tłumienie drgań. W bardziej wyścigowym zastosowaniu wyraźną różnicę zrobi karbonowa rama. – Kiedy pokonujemy kolejne okrążenie przełajowej rundy i kolejny raz musimy zarzucić ramę na ramię, waga nabiera niebagatelnego znaczenia. Dlatego też zawodnicy korzystają z lekkich ram karbonowych – mówi. W kolekcji 2017 Merida Polska znalazło się pięć modeli przełajowych Cyclo Cross dostosowanych do różnych potrzeb, wśród których nie zabrakło także wyścigowej karbonowej maszyny.
Nie mniej istotny niż wybór odpowiedniego roweru jest dobór właściwego przełajowego ogumienia oraz ciśnienia w nim. – Ogólnie rzecz biorąc, opony powinny być adekwatne do planowanego zastosowania i warunków. Na suche trasy warto wybrać szybki bieżnik zapewniający małe opory toczenia. Z kolei na mokre warunki najlepiej założyć oponę z agresywnym bieżnikiem, który dobrze odprowadzi błoto. Warto zdecydować się wtedy na wysoką liczbę TPI, czyli gęsty oplot, żeby opona miała większą przyczepność – wyjaśnia Tomasz Iwachów odpowiedzialny w Polsce za opony Maxxis, jedne z najczęściej wybieranych opon rowerowych na świecie. Jego zdaniem niebagatelne znaczenie ma dobór odpowiedniego ciśnienia. – To połowa sukcesu – podkreśla. Czym się kierować, by go osiągnąć? – Nic nie zastąpi własnych odczuć i eksperymentowania, z jakim ciśnieniem opona radzi sobie najlepiej w konkretnych warunkach. Duży wpływ na dobór ciśnienia będzie miała waga zawodnika – tłumaczy Iwachów. Wyższe ciśnienie w przełajowych oponach lepiej sprawdzi się na szybkich i suchych trasach, szczególnie bez ostrych i zdradzieckich zakrętów. Niższe ciśnienie zwiększy przyczepność w trudnych warunkach. – W przypadku wyścigu, warto samemu sprawdzić przed nim na trasie, jak zachowuje się rower i w razie zastrzeżeń skorygować odpowiednio ciśnienie – radzi ekspert marki Maxxis. Najpopularniejszy i zgodny z przepisami UCI wybór szerokości opony CX to 33 mm.
Nie każdy jest Saganem
Rowery przełajowe nie są już traktowane wyłącznie jako jesienno-zimowy przerywnik. Choć ich solidna „pogodoodporna” konstrukcja pozwala jeździć nimi w śniegu czy błocie, potrafią o wiele więcej. – Piękno rowerów przełajowych leży w ich wszechstronności. Wystarczy wymienić opony. Latem, gdy lubisz jeździć szybciej na szosie, masz do wyboru mnóstwo szerszych szosowych opon, które można założyć do przełajówki. Opory toczenia są z nimi tylko nieco gorsze niż w klasycznych szosowych oponach, w porównaniu z nimi zapewniają jednak dużo większy komfort. Jedyny minus takiego rozwiązania to nieco większa waga – uważa Patrick Laprell. – Moją Meridą Cyclo Cross 300 jeżdżę przez cały rok, to mój jedyny rower. Musi być uniwersalny i taki jest. Moja przełajówka pozwala na założenie typowo szosowych opon, z czego chętnie korzystam w latem. Wtedy nastawiam się na dłuższe asfaltowe trasy – dodaje Norbert Słupski. Po usunięciu przełajowego błota i wymianie opon jego rower zachęca go nie tylko do treningów blisko domu, ale także do dalszych wypraw. – W tym roku wspólnie z kolegą wyruszyliśmy na przełajówkach na podbój Mazur. Dwa dni, około 400 km. Rowery zniosły to dzielnie, nasze kręgosłupy też. Duża w tym zasługa łagodniejszej niż w rowerach szosowych geometrii ramy – docenia Słupski. Jego zdaniem mniej wymagającym amatorom jazdy na szosie rower przełajowy w zupełności wystarczy do przyjemnych przejażdżek ze znajomymi. – Nie zastąpi szosowego bolidu, ale nie każdy jest Saganem, przynajmniej nie od razu.
komentarze