Wróżono mu karierę biegacza. Prawda o Janie Ullrichu
W 1997 roku Jan Ullrich przebojem wdarł się na kolarskie salony, demolując rywali na pierwszym górskim etapie Tour de France. Jego występ był tak niesamowity, że wstrząsnął całym sportowym światem.
Gazety określiły Ullricha mianem „nowego giganta”. Tamtą edycję Tour de France wygrał z przewagą niemal dziesięciu minut, co uznano wówczas za pokoleniową zmianę warty w kolarstwie. Zgodni byli wszyscy: Jan Ullrich jest przyszłością tego sportu. O jego losach w wyjątkowy sposób opowiada uznany dziennikarz Daniel Friebie w swojej książce „Jan Ullrich. O tym, który mógł być najlepszy”, która jest dostępna tutaj: https://bit.ly/4489qyi
Bardzo szybko okrzyknięto go najpopularniejszym niemieckim sportowcem wszech czasów, a jego rywalizacja z Lance’em Armstrongiem zdefiniowała najbardziej kontrowersyjne lata Tour de France. Daniel Friebe, który jest także autorem znakomitej biografii Eddy’ego Merckxa Kanibal, wyruszył na poszukiwania człowieka, o którym w 1997 roku mówiono, że zdominuje kolarstwo na długie lata, a któremu nigdy się to nie udało.
To porywająca opowieść o oczekiwaniach, którym nie da się sprostać, wrażliwości psychicznej i fizycznej, skutkach trudnego dzieciństwa, zepsutym moralnie sporcie, dopingu, uzależnieniach oraz jednym, konkretnym rywalu, którym był Lance Armstrong. A także o tym, jak wszystkie te elementy mogą zmienić przeznaczenie człowieka.
Fragment książki:
„Pod koniec 1986 roku Jan skończył 13 lat, a Ullrichowie przeprowadzili się z Papendorf z powrotem do Rostocku. Zamieszkali w jednym z dziesięciu tysięcy mieszkań składających się na jedno z największych wschodnioniemieckich blokowisk, Lütten Klein. Od teraz z okien nie widzieli już łąk i wzgórz układających się aż po morze, tylko szary krajobraz miasta. Przynajmniej w samym mieszkaniu było więcej miejsca dla Jana i jego młodszego brata Thomasa, ponieważ Stefan został oddelegowany do sekcji lekkoatletycznej Dynama Berlin. Poza tym Ullrichowie pięli się po drabinie społecznej, oczywiście na tyle, na ile było to możliwe w ówczesnym socjalistycznym ustroju NRD: Marianne znalazła nową pracę w radzie miasta i zaczęła zarabiać ówczesną średnią krajową, czyli 1100 marek wschodnioniemieckich miesięcznie.
Na ścianach w pokoju Jana zawisły trasy Wyścigu Pokoju, wydarte z „Junge Welt” oraz „Neue Berliner Illustrierte”. Wyścig po raz pierwszy zorganizowano w 1948 roku w celu uładzenia relacji między krajami tworzącymi blok wschodni w Europie Środkowej. Prowadził przez Polskę, Czechosłowację i NRD, stając się największą coroczną imprezą sportową na wschód od Łaby. Był to socjalistyczny odpowiednik Tour de France, tyle że z większymi tłumami kibiców i bardziej doniosłą symboliką. Jego gwiazdy – Uwe Raab, Uwe Ampler oraz Olaf Ludwig, triumfator z 1986 roku – były traktowane w NRD niczym bogowie.
Pierwsze miesiące 1987 roku miały się okazać kluczowe dla Ullricha, jeżeli chciał kiedyś pójść w ślady swoich idoli. Wiosną on i André Korff mieli zostać poddani ostatecznemu sprawdzianowi. Odbywały się wtedy testy, na podstawie których wybierano młodych zawodników do oddelegowania do KJS. Gdyby się zakwalifikowali, akurat oni dwaj trafiliby do Dynama Berlin. Kilka miesięcy wcześniej wzbudzili sensację, prowadząc Dynamo Rostock West do zwycięstwa w mistrzostwach regionu w czteroosobowej, drużynowej jeździe na czas. Potem postanowili spróbować swoich sił w tym samym wyścigu w kategorii U17 i zajęli trzecie miejsce. Peter Sager pokazuje mi fotografię z jeszcze ważniejszej chwili z ostatnich miesięcy Ullricha w Dynamie Rostock West. Widać na niej trzy rzędy młodych chłopaków w identycznych strojach kolarskich, na tle których wybija się czterech zawodników w białych koszulkach z czarno-czerwono-złotą flagą NRD oraz nadrukowanym „1987” na klatce piersiowej. Sager dodaje, że zdjęcie wykonano zaraz po tym, jak Ullrich, Korff, Stefan Dassow i Jörg Papenfuss wygrali w Lipsku szkolne mistrzostwa kraju w drużynowym wyścigu na dochodzenie na dystansie dwóch tysięcy metrów. Ullrich stoi obok znacznie wyższego Korffa i spogląda z roztargnieniem w lewo, na Sagera, który uśmiecha się tak samo jak teraz gdy pokazuje mi to zdjęcie. „Mistrzowie kraju”, mówi ciepłym głosem.
Ullrich i Korff zebrali imponującą kolekcję trofeów, rekordów, medali i kibiców, ale to nie wystarczało, by mieli gwarantowane miejsca w Berlinie. „W grę wchodziło kilka czynników, przede wszystkim kryteria sportowe, ale także medyczne, szkolne, a wówczas również polityczne”, tłumaczy Sager. Pamięta, że musiał osobiście zaręczyć na piśmie w sprawie słuszności ideologicznych i politycznych poglądów 13-letniego Korffa, gdy okazało się, że chłopak ma rodzinę na Zachodzie. Działacze Dynama ostatecznie zgodzili się przymknąć oko na ten sygnał alarmowy i dopuścili Korffa do udziału w testach, Sager przyznaje jednak: „To nie był najfajniejszy aspekt całego ówczesnego systemu, choć my nie w pełni zdawaliśmy sobie wtedy z tego sprawę – tak po prostu było i już”.
Same testy składały się z wielu podlegających ocenie prób, przy czym w dużej mierze sprawdzały one ogólnorozwojowe możliwości sportowe dzieciaków, a nie ich wyniki kolarskie. Peter Sager chciał jak najlepiej przygotować swoich zawodników, dlatego w lutym zapakował ich do barkasa i zabrał do Wismaru na przygotowawczy obóz kondycyjny. Treningi na rowerze ograniczył do jazdy torowej i ćwiczeń na trenażerach. Po jednej z tych sesji treningowych Ullrich dokonał czegoś, co nigdy nie pojawi się w żadnych jego oficjalnych statystykach, choć zapisało się w jego prywatnym sportowym almanachu. „Zeszli z trenażerów, a ja powiedziałem im: »W porządku, a kto umie zrobić stójkę?«. Stójki musi nauczyć się każdy dzieciak, który marzy o tym, by ścigać się na torze, ale niestety większość z nich po prostu się wywraca. Powiedziałem, że komu się uda, dostanie ode mnie tabliczkę czekolady. Poszedłem ugotować dla nich obiad, a po jakimś czasie wpada któryś z nich i mówi: »Herr Sager, Jan nadal tam stoi…«. Utrzymał tę stójkę chyba z pół godziny, dostał za to cały wielki karton czekolady. Na późniejszych testach do KJS egzaminatorzy badali również panowanie kandydatów nad rowerem. Co najlepsze, Jan w ogóle tego nie trenował, to był czysty talent”.
Warto zauważyć, że w autobiografii z 2004 roku Ullrich przedstawił inną wersję tych wydarzeń: twierdzi, że tamta stójka trwała godzinę i 13 minut.
Chłopak był urodzonym kolarzem i nikt tego nie kwestionował, jednak jeszcze tej samej wiosny okazało się, że jego genetyczne predyspozycje mogą być dla niego obciążeniem. Na krótko przed weekendowymi testami selekcyjnymi do KJS lekarz sportowy stwierdził u Ullricha nieregularne bicie serca. Chłopak został skierowany na dalsze badania do Wismaru, gdzie zajął się nim Gerd Dührkop, lekarz prowadzący Maritę Koch, ówczesną rekordzistkę świata w biegu na 400 metrów. „To mógł być koniec całej tej przygody”, mówi Sager. Ostatecznie Dührkop doszedł do wniosku, że Ullrich ma nietypowo duże serce i wolny puls – dwa czynniki przekładające się na jego niezwykłą wydolność aerobową.
O wyjątkowości tych darów wszyscy mieli się przekonać podczas testów kwalifikacyjnych do KJS w Berlinie. Przypominały one dziesięciobój, ponieważ składały się z różnych prób. Każda z nich miała wyznaczoną skalę, według której oceniano uzyskane wyniki. Oceniano również względny rozwój fizyczny kandydatów i w tej kategorii 13-letni Ullrich został uznany za 11-latka. Najbardziej męcząca i pod pewnymi względami najbardziej znacząca próba, bieg na dystansie trzech tysięcy metrów, została odłożona na sam koniec. Tutaj Ullrich wszystkich zadziwił. „Górny limit umożliwiający osiągnięcie jakichkolwiek punktów wynosił 13 minut i 13 sekund – opowiada Peter Sager. – Jan jako jedyny dzieciak zszedł poniżej 10 minut. Tamtą jedną próbą wygrał całe testy, uzyskał najlepszy wynik w NRD. Nie wygrał na rowerze, tylko właśnie na bieżni, na dystansie trzech tysięcy metrów. Trenerzy lekkiej atletyki podeszli do mnie wtedy i powiedzieli: »Zgłupiałeś? Ten chłopak jest biegaczem, a nie kolarzem«”.”
komentarze