Wielokrotnie z buta- "Rura na Kocierz" 2022
Zapowiadała się ciężka aura i trudne warunki. Strach miał jednak tylko wielkie oczy podczas Rury na Kocierz 2022. Malkontenci mogą żałować że nie zdecydowali się zmierzyć ze zdecydowanie jedną z najtrudniejszych i najbardziej wymagających tras wyścigowych w środowisku amatorskim. W sobotnie południe podczas startu wyścigów PRO gdzie do pokonania było 105 km i grubo ponad 2000 m w górę, oraz Fun ze swoimi 54 kilometrami i ponad tysiącem metrów przewyższeń sypiący od rana śnieg i deszcz ustał zupełnie. Organizatorzy celnie przewidując poprawę pogody przesunęli o kilka godzin czas startu, za co cały stojący peleton był wdzięczny.
Foto: Rura na Kocierz
Start obu wyścigów wyglądał podobnie, krótki zjazd za kolumną pilotującą peleton i na dzień dobry wspinaczka pod pierwszą premię górską, na której po 2 km jazdy do zgarnięcia było 1500 zł żywej gotówki w kopercie. Takie bonusy podczas wyścigu prowokują do zwijania asfaltu korbami i wyjścia ze strefy komfortu nawet ludziom w przeszłości zawodowo uprawiającym tą dyscyplinę. Zarówno na dystansie Pro, jak i Fun uformowała się niewielka grupka najmocniejszych już po tej premii i mozolnie powiększała przewagę nad pozostałym, kilkuosobowymi grupkami, lub samotnymi jedźcami. Dystans długi, skrócony tuż przed samym startem o jedną rundę (ok. 26km) sunął asfaltami Beskidu Małego i okolicy pod dyktando kilku mocnych zawodników Power of Science Performance Lab TEAM.
Foto: Ignacy Grubka
Po wielu próbach odjazdu i przetasowaniach uciekinierów, na czele uciekał samotnie Maciej Potucha z Power of Science Performance Lab TEAM. Koledzy Macieja w grupie pościgowej byli na tyle skuteczni, że przewaga urosła do 3 minut na jadnej z górskich premii. Końcowe kilometry wyścigu prowadziły jednak na dach tej imprezy do Hotel SPA Kocierz usytuowanego na jednej z najpopularniejszych turystycznie przełęczy górskiej w Beskidzie Małym. Podjazd o długości 4 km był łakomym kąskiem dla kontratakującego samotnie już z grupy pościgowej Oleksija Kmetsa (Ukraina) również z Teamu Power of Science Performance Lab. Za ich plecami wytrwale gonił i dotarł na trzeciej pozycji Joachim Mikler z HALUPCZOK Cycling Team.
Foto: Ignacy Grubka
Maciej Potucha podzielił się z nami wrażeniami z pierwszego etapu, tak udanego w jego wykonaniu:
Mimo że pogoda nie dopisała, to w trakcie wyścigu warunki były już całkiem w porządku. Pierwsza premia górska na początku wyścigu już trochę przerzedziła grupę, a my mogliśmy zacząć wdrażać nasz plan w życie. Kilka ataków i urwał się Michał Brauliński a ja z resztą chłopaków kontrolowaliśmy pozostałą grupę. Gdy odjazd Michała został skasowany, ja wykorzystałem dobre ustawienie i wykonałem kolejny skok, by zmęczyć grupę i popracować na korzyść Alexeya. Sprawy potoczyły się trochę inaczej i wyszła z tego dla mnie indywidualna jazda na czas. Zobaczyłem, że nikt mnie nie goni więc trzymałem swoje tempo i 65 kilometrów już toczyłem walkę sam ze sobą. To że zostałem sam na pewno dużo mi dało na zjazdach i technicznych odcinkach, gdzie mogłem sobie pozwolić na więcej niż w grupie. Na końcu 2 okrążenia usłyszałem, że mam już 3 minuty przewagi. Doping na premiach dodawał mi jeszcze więcej watów w korby. Chyba każdy kolarz marzy o solowym finiszu i tak samo było w moim przypadku. Ciężko mi uwierzyć, że udało mi się to już w 1,5 roku po zamienieniu ciężarów na rower. Wielkie podziękowania i szacunek dla mojego teamu Power of Science bo chłopaki wykonali niesamowitą robotę psując wysiłki innych drużyn w grupie pościgowej! Mam nadzieję, że organizatorzy mają w planach RnK 2023 bo ja na pewno będę chciał tu wrócić.
W gronie Pań na długim dystansie bezkonkurencyjna i poza zasięgiem rywalek była Mistrzyni Świata Masters Kamila Wójcikiewicz z Agrochest Team, która solidnie pracowała w grupie w męskim gronie równo po zmianach.
Dystans Fun rządził się swoimi prawami, gdzie na czele wyścigu pędziła grupka najpierw 10 zawoników, jednak z upływam kilometrów topniejąca do 6 i pięciu zawodników. Tu niewielka przewage nad rywalami miała dwója zawodników z STS Jordan Wola Mała bracia Patryk i Mateusz Burda. Ich zgodna współpraca skończyła sie na 7 km przed metą, gdzie na stromej ściance zdecydował się na atak Mateusz. Pracując bardzo mocno i równo zdołał sobie wypracowac niemal 2 minutowa przewagę nad rywalami z ucieczki. Na finiszu pod Hotelem SPA Kocierz jego brat Patryk zdołał pokonać pozostałych zawodników na dośc stromym dojeździe do linii mety wyprzedzając Emila Kopka z Rzepiennika Strzyżewskiego
Foto: Ignacy Grubka
Patryk Burda:
Przed startem wiedzieliśmy na co się piszemy, wiadomo jak jest pogodą w kwietniu w górach. Glupio byłoby przyjechać 300km i nie wystartować Troche dylematów jak się ubrać, jak przygotować do wyścigu w takich warunkach, jednak widok zawodnika w krótkich spodenkach kręcącego się w tłumie kolarzy rozwiał wątpliwości. Zrobiło się jakoś cieplej. Przesunięcie godziny startu to był dobry pomysł bo akurat przestało padać, morale się poprawiło i w głowiepojawiły się myśli by nie tylko objechać, ale też może coś poszarpać peletonem. Im bardziej niebezpiecznie tym bardziej bezpiecznie, ta zasada zawsze się sprawdza. Zawodnicy uważali na siebie nawzajem i nikt nie ryzykował na zjazdach. Walka toczyła się pod górę. Zaraz po starcie na pierwszym podjeździe podział grupy na 8 osobowy skład, który potem nieco stopniał i równa współpraca do samego końca. Trasa była dobrze oznaczona i zabezpieczona, nie było się do czego przyczepić. Na przedostatnim podjeździe 200m do szczytku odjechał Mateusz, nikt nie zaczął gonić, a ja tym samym zostałem postawiony w komfortowej sytuacji, w której nie musiałem dawać zmian. Cały podjazd pod Kocierz prowadził Janek Grzempa równym mocnym tempem. W połowie odpadł jeden z rywali z grupy, a na kilometr przed metą kolejnemu spadł łańcuch( być może miał to być atak z blatu). Ostatnie metry trochę wąskie, udało mi się dobrze zafiniszować. Fajny wyścig na otwarcie sezonu, Ci którzy zrezygnowali niech żałują, pewnie już to robią. Za rok wrócimy, nawet jeśli będą podobne warunki.
Foto: Ignacy Grubka
Na dystansie Fun równie dzielnie kręciła Małgorzata Idzik ze Świętochowic i to ona zgarnęła nagrody w wyścigu kobiecym i stylową statuetkę.
Podczas imprezy nie zapomniano również o najmłodszych i dla nich zorganizowano dodatkowe wyścigi nagradzane w osobnych kategoriach wiekowych. Wyścig sobotni był zarówno pojedynczym eventem , ale i dla bardziej wytrwałych ciężkim sprawdzianem dwudniowym, ponieważ w niedzielne południe czekała już na nich bardzo ciężka indywidualna jazda na czas, o której przeczytacie jutro na naszych łamach.
Nasza redakcja dorzuciła swoje trzy grosze do nagród, fundując wartościowe upominki dla ostatniego zawodnika i zawodniczki wyścigu.
Link do strony wyścigu znajdziecie tutaj: https://rura.cc/
komentarze