Chromag Stylus - test
W końcu zawitała do nas wiosna. Temperatury rosną, a wraz z nią chęci do jazdy. I mimo pewnych ograniczeń nadejdą lepsze czasy, a wtedy ktoś z Was może skusi się na produkt tej marki i na pewno nie pożałuje.
Nie jest tajemnicą, że lubię rowery. Mam ich kilka w swoim garażu. Pamiętam dobrze każdą chwilę, którą na nich spędziłem, momenty ich zakupu, czy czas poświęcony na ich składanie. Na ścianach wiszą rowery szosowe, górskie, fulle, sztywniaki. Gdzieś w rogu leży kilka ram i jakiś tandem z lat 70-tych. I jakoś tak się składa, że najbardziej lubię hardtaile, zwłaszcza te do bardziej agresywnej odmiany kolarstwa górskiego. Nie może dziwić zatem to, że gdy odkryłem wiele lat temu pewną markę z Kanady, moje serce zabiło mocniej i chęć sprawdzenia produktów Chromaga wzbierała na sile z każdym rokiem. Co jakiś czas trafiały się siodełka i mostki, ale to na ramę lub najlepiej cały rower czekałem najbardziej. I doczekałem się. Oto w moje ręce wpadł ręcznie produkowany Chromag Stylus.
Ten konkretny egzemplarz należy do Marcina „Banana” Matusznego z High Five Crew. Jako, że się znamy i współpracujemy na różnych rowerowych płaszczyznach, miałem okazję poskładałć jego nowego sztywniaka, a przy okazji zrobić na nim kilka rundek na lokalnych trasach. Dlatego zanim Stylus trafił na stół serwisowy, odbył krótką sesję zdjęciową i „diagnostykę”. Zmierzyliśmy i zważyliśmy ramę, a ponadto podyskutowaliśmy na jej temat z samymi pracownikami Chromaga. Do rzeczy więc.
Stwierdzenie stare jak świat, jednak powtórzę: wygląd to kwestia gustu - ja byłem od razu zakochany w tej ramie. Niby nic specjalnego, ale „czuć”, że ta solidna porcja metalu rodziła się w głowach osób, które otacza mglisty i surowy klimat Whistler. Rama jest prosta, pancerna i dosyć ciężka - ponad 3 kilogramy przy rozmiarze M - czyli 15.5 cala w rozumieniu Chromaga. Dla osób poniżej 180 centymetrów wzrostu będzie to rozmiar odpowiedni. Pomimo surowości owego klimatu nawet w Whistler świeci słońce i dociera tu lato. Tak samo rama Chromaga ma nowoczesną geometrię, nowoczesne rozwiązania techniczne i ciekawe malowanie. No i logo jest nitowane jak w YETI. Archetyp? Być może dla niektórych. Dla mnie oznaka najwyższej jakości i podążania własną ścieżką, z której Ian Ritz i cała ekipa Chromaga są bardzo dumni. Zresztą każdy właściciel Chromga jest dumy z posiadanego sprzętu - w Whistler to widać, słychać i czuć.
Niejednokrotnie droga ta biegnie pod prąd, ale dzieki temu często wytyczają nowe ścieżki i kreują rowerowe trendy - jak choćby nowy Doctahawk...apropos ścieżek, i to takich extremalnych - rower je uwielbia. Im ciężej tym lepiej, im wyżej skoczysz, im dalej polecisz - STYLUS TO UWIELBIA. To rower stworzony do najcięższych odmian kolarstwa górskiego. Kilkumetrowe dropy nie są mu straszne. Jest bardzo stabilny w powietrzu i przy dużych prędkościach. To naprawdę maszyna bliska ideału. Niestety niemiłosiernie droga. Niezależnie na jakim osprzęcie złożymy rower, to i tak za ramę trzeba zapłacić ponad 4000 złotych - to sporo jak na sztywniaka. No i posiadając taki rarytas, też nie chcemy zbudować roweru na częściach niskiej jakości. To takie rowerowe BMW, czyli trzeba się liczyć, że "Będziesz Miał Wydatki"...ale wróćmy jeszcze do samej ramy.
Niby tylko stalowe rurki, ale jakoś tak ze soba pospawane, że nie chce się schodzić z tego roweru. Co prawda z jazdy pod górę nie było nic, gdyż Marcin ma małą szosową kasetę, w dodatku bez największych przełożeń. Tym samym nie mogę się wypowiedzieć jak ten rower podjeżdza. Producent oferuje set z Eaglem i opuszczaną sztycą, co czyni go pewnie świetną, sztywną maszyną do Enduro, ale Marcin lubi jeździć w dół, toteż specyfikacja jego wersji jest radykalna i przystosowana do jazdy tylko w tym kierunku. I trzeba przyznać, że jako maszyna do zjazdu jest świetna - na pewno pomaga w tym kąt główki ramy wynoszący 64'. Banan ma za sobą sezon życia i bardzo dobrze jeździ mu się na Stylusie.
Setki kilometrów pokanane w Whistler bez oszczędzania sprzętu ukazały w końcu ślady zużycia na sprzęcie - Lyrik miał już dosyć, przerzutka nie reagowała na polecenia, ale i na ramie pojawiły sie oznaki naginania praw fizyki, więc Marcin odwiedził siedzibę Chromag'a, i po miłej rozmowie chłopaki sprezentowały mu nową - taki to pożyje...
Tym razem dostał czerwoną - podobno wszystko co czerwone, jest szybsze. I taki też był Marcin - na każdych zawodach "lądował" na podium. Miejsce Lyrika zajął w międzyczasie MRP Ribbon. Na początku posiadał 160 mm. skoku, ale po pierwszym serwisie zwiększylłem jego skok na 170 mm. Marcin jest zdania, że to idealne proporcje. Co do ramy, to zmiany są raczej niewielkie - lekko zmieniono rurę podsiodłową i malowanie...i na tym w zasadzie koniec. I dobrze. W tym przypadku nie ma sensu robić rewolucji. Powolna ewolucja zdaje się być jedynym słusznym kierunkiem. Bardzo ciężko jest też ulepszać coś, i tak już dobrego, albo nawet - świetnego.
Nie narzekam na masę tej ramy - stal to nie węgiel. Waży sporo, ale jest bardzo wytrzymała, świetnie tłumi drgania i da się na niej złożyć w miarę lekki rower do Enduro, a nawet DH. O wiele bardziej przeszkadza mi wysoka cena. Rozmumiem, że nie zakupi jej każdy i spotkać ją na trasach będzie równie ciężko co Dodge'a Vipera pod supermarketem, rozmumiem, że to produkt prestiżowy, wiem że spawano go ręcznie w Whistler. Wiem także, że istnieje możliwość zakupienia ciut tańszej wersji spawanej także ręcznie, także przez wyspecjalizowany team, ale na Tajwanie. Mimo wszystko jednak prosiłbym o zniżkę.
Oceny:
Wykonanie - 5
Waga - 4
Cena - 3.5
komentarze