Konferencja w trakcie Paganella Bike Days: "Nadchodzi zloty wiek dla MTB."
W ubiegły piątek mieliśmy okazję uczestniczyć w konferencji podczas Paganella Bike Days, w ramach której istniała możliwość posłuchania kilku bardzo ciekawych ludzi, dzięki którym istnieją dzisiejsze znane miejscówki mtb.
Przedstawione informacje robią wrażenie: czy wiecie, że to branża rowerowa uratowała przed stagnacją słynną szwajcarską wioskę Lenzerheide? A później uratowała również inne pobliskie wioski? Czy wiecie, jak zarządza się współdzielonymi ścieżkami, na których mogą poruszać się i piesi i rowerzyści? I że generalnie rowerówka ma potężne perspektywy rozwoju? Gdyż po narciarstwie nasza branża wyrasta obecnie na drugą żyłę złota dla miejscowości turystycznych i potencjał ten musi zostać wykorzystany - z prostej przyczyny: inaczej ciężko będzie tym miejscowościom przeżyć.
Kilkanaście lat temu, ze względu na coraz słabsze zimy i mniejszą ilość narciarzy, Lenzerheide było na skraju upadku. Brak spójnej polityki, małe biura turystyczne, podzielone wyciągi, polityka. Ludzie zdali sobie sprawę, że to koniec i nie mieli innego wyjścia jak gruntownie wszystko zreformować. Powstało towarzystwo do spraw promocji regionu, silnie współpracujące z miastem i wyciągami. Postawiono również na rowery. Zbudowano bikepark. To był pierwszy krok. Do bikeparku ściągnięto Puchar Świata oraz zorganizowano wyścig zjazdowy ze startu wspólnego (w tym roku jednak odwołany). Zainwestowano tysiące franków, jak i dokładnie uzgodniono wkład i podział zysków pomiędzy wyciągi i miasto. Później zorientowano się również, że istnieje zapotrzebowanie na ścieżkową turystykę rodzinną oraz flow. Po drugiej stronie góry powstała strefa ścieżek dostępnych tylko dla rowerów enduro. Ta oferta wykraczała już daleko poza Lenzerheide i ciągnęła się aż do Chur i Arosy. To kolejne obszary, gdzie udało się uzgodnić wspólną politykę. Dziś możecie kupić wspólny bilet na wyciągi we wszystkich 3 obszarach. Kolejne plany obejmują unifikacje regionu aż po Davos...
Brzmi bardzo prosto, ale wierzcie mi, w Szwajcarii nic nie jest proste. Ze względu na surowe prawo, ekologię i tym podobne. Tutaj dochodzimy do najważniejszych wniosków: co to wszystko dało? Nikt nie budował tego, by uszczęśliwić garstkę zapaleńców. Zostało to zbudowane, by wioska mogła przetrwać finansowo. Obecnie udział ruchu rowerowego stanowi 7% przychodu wyciągów w tej wiosce. Pozostałe 93% to nadal sporty zimowe. Mało? Te 7% to zawrotna kwota. Dokładnie tyle ile brakuje by utrzymać przez lato wyciągi i dokładnie tyle ile pozwoliło nie zlikwidować 6 z nich. Czy Lenzerheide zarabia obecnie na rowerach? I tak i nie. Te 7% to podobno możliwość przeżycia lata na „0” i szansa, by nie liczyć strat.
Jest to sytuacja ledwie kilka lat po starcie projektu. Zmiany klimatyczne są nieubłagane, tak samo jak coraz więcej ludzi zaczyna wsiadać na w pełni zawieszone rowery. Rynek dynamicznie się rozwija i będzie zyskiwał na sile. Paradoksalnie, zagrożeniem dla wyciągów są, w pewnym sensie, e-biki. Nie są natomiast zagrożeniem dla regionów.
Możecie zatem spodziewać się lawinowego rozwoju wszelakich ścieżek we wszystkich najsłynniejszych kurortach narciarskich. Oni już wiedzą, że to dla nich nowy rozdział. Tu dochodzimy powoli do drugiego wykładu: czasami ścieżkami trzeba się podzielić. Macie obawy o zakazy na najfajniejszych szlakach? Na szczęście mamy IMBA. IMBA to stowarzyszenie, które dba o edukację, bezpieczeństwo, pozytywny marketing i prawidłowe zarządzanie ruchem rowerowym w górach. Chcecie prawidłowo wytyczyć ścieżki? Zapraszacie IMBA i macie problem z głowy (w dużym uproszczeniu). Choć jeżdżę od bardzo wielu lat, niektóre wnioski przedstawione przez członka IMBA były dla mnie bardzo ciekawe. Bo na przykład: jasne jest, że ścieżki współdzielone nie są idealne, ludzie nie są idealni i zawsze dochodzić będzie do nieporozumień, których jako rowerzyści bardzo się boimy, bo zazwyczaj szybko kończą się one zakazami. Przede wszystkim ścieżki muszą być prawidłowo przygotowane do współdzielenia. Najważniejsza jest oczywiście kultura, aby piesi nie okazali się egoistami, którzy zareagują źle na obecność kogokolwiek innego, a rowerzyści nie wyprzedzali ich 50 kilometrów na godzinę. Zadbanie o odpowiednią edukację to obowiązek właściciela szlaków. Poruszona została kwestia zażaleń: ktoś dostał w roku 20 skarg na rowerzystów. No dobrze, ale szlaki w tym czasie odwiedziło 100000 osób. Czy w związku z tym to dużo? Tu należy wrócić do wniosków, które zostały przedstawione wyżej: nie bójcie się kolejnych zakazów. Rowerówka staje się na tyle ważna dla regionów, że nawet jeśli gdzieś pojawiają się zakazy, szybko powstanie alternatywa. W dodatku w 100% przejezdna.
Na bardzo ważną kwestię, zwrócił uwagę główny zarządzający Paganellą: szczególnie we Włoszech bardzo dużym problemem jest informacja, kiedy i co dokładnie jest otwarte. Dokładnie z tym problemem spotkałem się na wiosnę, gdy gdzieś koniecznie chciałem jechać: żadnych informacji. A dodatkowo, im więcej ktoś ma możliwości, tym mniej ma czasu szukać informacji. Nie bez powodu byłem na otwarciu sezonu właśnie na Paganelli (zupełnie prywatnie, bo lubię to miejsce za wysoki poziom tras). Dokładny opis, gdzie jakie ścieżki i jakie wyciągi są czynne spowodowały, że po prostu mogłem wsiąść w auto i jechać. Nie będę wymieniał, ile znanych miejscówek i głównie regionów nie udostępnia takich informacji. Jest to – głownie we Włoszech - nagminne i nie wróżę tym regionom nic dobrego...
Po milo spędzonym przedpołudniu, zakrapianym pysznym włoskim espresso, ruszyliśmy na szlaki, gdzie spędziliśmy kolejne 3 dni. Jakie wrażenie zrobiła na nas Paganella po 2 latach od 1 wizyty, przeczytacie już niebawem.
komentarze