Poker na ostatnim etapie Nowy Targ Road Challenge

Po dwóch słonecznych dniach wyścigowych, wylegiwaniu się na leżakach w pełnym słońcu na mecie poranek przywitał wszystkich zawodników bardzo dużą zmianą pogody. Temperatura z 25 stopni zmalała do zaledwie 8-10 , które i tak wydawały się maleć przy rosnącym wietrze. Coś wisiało w powietrzu i czaiło się w oddali, by namieszać w tym ciekawym i ciężkim wyścigu. Nikt nie wiedział co czeka zawodników na wczorajszej trasie, która po włączeniu na ekranie komputerów profilu wyścigu przypominała zmierzwiony grzebień, lub płomienie ogniska. Wszyscy jednak przygotowani na każde warunki, naładowani adrenaliną i swoimi planami związanymi z rywalizacją niecierpliwie przecierali bloki w pedałach i poprawiali okulary przed startem. Dyrektorzy wyścigu uczulali wyraźnie na linii startu przed nieco trudniejszymi technicznie odcinkami trasy, w obawie przed lekkomyślnością i szarżą zawodników. Góry rządzą się swoimi prawami i zawsze trzeba mieć do nich respekt i szacunek, nawet w wydaniu szosowym na rowerze. Wstążka asfaltu wijąca się w okolicy premii górskiej z obu stron stawiała spore wyzwanie dla zawodników zarówno podczas podjazdów, jak i szybkich wąskich zjazdów, gdzie ciężko było się swobodnie zmieścić na „pełnym gazie” dwóm zawodnikom obok siebie. 

Foto: Wiktor Bubniak

Sektory napełnione tuż przed strzałem startera po wyczytaniu list zawodników i podpisaniu się przy asyście sędziego ruszyły o godzinie 11 ze stadionu w samym centrum Nowego Targu. Po kilku godzinach miały się rozgrywać i decydować tu, jak się potem okazało losy zarówno etapu, jak i całego wyścigu, na asfaltowej bieżni okalającej boisko piłkarskie. Początek trasy pokonywany był w wolniejszym tempie, by zaprezentować mieszkańcom wielokolorowy peleton, ale i przeprowadzić spokojnie w niedzielne przedpołudnie nieco skomplikowaną trasą wiodącą przez miasto tłum kolarzy. Krystian Piróg stojąc jak statua wolności w otworze szyberdachu auta sędziowskiego z groźną miną przywoływał do porządku harcowników próbujących szarżować na dojazdówce do startu ostrego i przypominał o trudnych miejscach na trasie etapu. W końcu tuż za miastem pomachał peletonowi na pożegnanie życząc „połamania kół” po kolarsku i puścił swobodnie cały tłum zawodników i zawodniczek. Pierwsze próby ataku ruszyły już po kilku minutach, skasowane, po nich kolejne..

Roszady przed peletonem trwały na całej pierwszej rundzie, podczas której aktywny był również lider wyścigu chcący zaznaczyć swoją dominację i ostudzić temperament walecznych. Wspinaczka dość wąską drogą wśród drzew do szczytu premii górskiej od drugiej strony mocno rozciągała ten duży peleton, by na przełamaniu podjazdu przy bardzo dużej prędkości porozrywać go na mniejsze kawałki, które zjeżdżały się, lecz już w coraz mniejszym gronie w główną grupę zawodników.

Foto: Wiktor Bubniak

Podczas drugiej wspinaczki od tyłu premii na solową jazdę zdecydował się jeden z zawodników, zyskując kilkanaście sekund ruszył w dół zjazdu tuż za strefą bufetu. Goniąca go wężykiem czołówka wyścigu nieco zbagatelizowała kolejnych szaleńców wyskakujących zza pleców na „pełnym gazie” którzy narzucili sobie szaleńcze tempo w dół. Po zjeździe i kilku zakrętach, kilku innych zawodników nie kalkulując zbytnio uformowało pierwszą solidniejszą ucieczkę tego dnia. Jak się okazało..ostatnią. Dalsza część trasy zbudowana była na zasadzie sporej ilości odcinków płaskich, lub lekko wznoszących się. W odjeździe dnia znaleźli się nieprzypadkowi ludzie, niemal każdy z nich miał opanowane kolarskie rzemiosło. Cały skład uzupełniał się nawzajem, jedni na płaskim, inni pod górę, świetnie współpracując i rozmawiając podczas jazdy między sobą odwalali kazał niezłej kolarskiej roboty. Dobrze wiedzieli, że ich siłą jest stała wysoka prędkość, utrzymywana na bardziej płaskich odcinkach i wykorzystali to w 100 %. Lider miał w ucieczce dnia swojego przedstawiciela, co w pewnym sensie związało mu „ręce”, ale i dawało szansę na kolejne zwycięstwo etapowe dla Teamu. Mateusz Poręba z Gatta Bike RS miał bardzo ułatwione zadanie, jadąc bez zmian, by nie powiększać przewagi nad liderem. Bardzo słuszna taktyka biorąc pod uwagę dwóch zawodników w odjeździe, którzy w klasyfikacji generalnej tracili tylko około 3 minut po pierwszych etapach. Pozostali walczyli o wygraną etapową, oraz koszulkę w czerwone grochy, którą miał chrapkę zabrać liderowi autor tej relacji. Z każdym kolejnym okrążeniem przewaga nieznacznie rosła, 1 min 30 sekund...1 minuta 50 sekund... 2 minuty.... ostatni podjazd i już 2 minuty i 30 sekund...na szczycie każdego z podjazdów wyskakiwał po punkty na premii góral wyścigu, by wrócić spokojnie do współpracy w ucieczce. Na każdym z wyjątkiem ostatniego podjazdu, gdzie zaczęła się już końcowa rozgrywka wyścigu.

 

Foto: Wiktor Bubniak

W międzyczasie w peletonie trwały przepychanki, kto ma gonić ucieczkę, wszyscy oglądali się na siebie nawzajem i poza małą garstką zdających sobie sprawę z powagi sytuacji i usiłujących niwelować stratę, reszta oczekiwała cudu i opadnięcia z sił uciekinierów. Również lider wyścigu aktywnie bardzo włączał się w podkrecanie tempa grupy czując duże zagrożenie w tym odjeździe. Tymczasem z przodu pierwszy zaatakował mocno ale dość spokojnie Michał Fonał z XtraBike Bolesławiec . Ucieczka nieco go zbagatelizowała, w końcu „sam nie dojedzie”. Po zjeździe z premii górskiej skończyły się żarty. Zawodnicy Veloart wzięli sprawy w swoje ręce i pokazali swój lwi pazur. Krzysztof Tracz zaskakując zupełnie pozostałych wystrzelił jak z armaty na jednym z krótszych podjazdów na twardym przełożeniu i dość szybko uzyuskał niedużą przewagę która utrzymywał. Kontrujący zawodnicy nie byli w stanie przeskoczyć do atakujących i trwała kilkuminutowa walka pomiędzy dwiema grupkami. Na kolejnym z małych podjazdów Marcin Ziemianek z Veloart pokazał swoje nabyte doświadczenie i skanując atak kolegi z teamu przeskoczył zza pleców goniących do ucieczki. Podczas prób pogoni nie wytrzymał szalonego tempa zawodnik Gatta Bike RS i w ten sposób walcząc na odległość między sobą cała ucieczka na dużej prędkości wpadła na rogatki Nowego Targu.

Foto: Dominik Gach

Końcówka wyścigu wymagała sporych umiejętności technicznych, wiele zakrętów, wąskie dróżki i finisz na stadionie nie pozwalały się nikomu nudzić, Na pewno nie kibicom, którzy również ze swoich balkonów w centrum obserwowali szaleńców wypadających na pełnym gazie z zakrętów by pomknąć dalej do mety. Kibice i rodziny zawodników oklaskiwali zasłużenie na linii mety Krzysztofa Tracza, który zachował najwięcej sił i błysnął zmysłem taktycznym, drugiego na mecie Marcina Ziemianka również z Veloart, oraz Michała Fonała, który próbował walczyć z doświadczonymi zawodnikami zawzięcie. Pozostali uciekinierzy wpadali na metę w kilkusekundowych odstępach. Peleton po niemal dwóch minutach przyprowadził sam lider wyścigu pełen obaw o końcowy wynik po takiej niespodziewanej akcji. Po kilkudziesięciu minutach, zsumowaniu czasów i podliczeniu bonifikat czasowych za premie górskie Piotr Tomana mógł się zasłużenie cieszyć z wygranej w całym wyścigu. Tuż za nim w klasyfikacji generalnej stanęli po pokerowej zagrywce Michał Fonał i Marcin Ziemianek.

Foto: Wiktor Bubniak

I ciężko tu nie napisać, że to właśnie jest najpiękniejsze w kolarstwie szosowym, nieprzewidywalność, brak kalkulacji i ułańskie szarże. W peletonie pań rywalizacja nieco w cieniu panów, również trwała w najlepsze. Agnieszka Sikora z Wawa Bike Team tym razem musiała odpierać ataki Agnieszki Śpica z Huzar Bike Academy i wygrała z nią na mecie zaledwie o pół minuty. Trzecia na metę wjechała Sylwia Obrzud z Trek Velonews.pl

Foto: Wiktor Bubniak

W klasyfikacji na najlepszego górala statuetkę na podium odebrał Piotr Szafraniec również z Trek Velonews.pl . Rywalizacja na trasie była na tyle zawzięta, że zawodnicy stawiali na szalę w wielu miejscach bardzo dużo, by zrealizować swoje upragnione cele. Przekonał się o tym boleśnie wice lider wyścigu Maciej Habrat z 72D Windsport, który upadł na trasie. Prawdopodobnie kask uchronił go od poważniejszej kontuzji. Pojawił się jednak na dekoracji i uśmiechnięty zapewniał o swoim powrocie na rower już w poniedziałek.

Foto: Wiktor Bubniak

Najwieksze zamieszanie na scenie i gromkie brawa zebrała dekoracja klasyfikacji druzynowej, w której najwyżekj stał klub Gatta Bike RS, tuz poniżej nich Veloart VACC a na najniższym stopniu ogromna rzesza gospodarzy NKK Nowy Targ.

Dekoracja najlepszych zawodników odbyła się dość hucznie gromadząc przedstawicieli włodarzy miasta i sponsorów wyścigu. Kolarze również pozostali zachęceni atrakcyjnymi nagrodami, które organizatorzy zdecydowali się rozdać wśród wszystkich w formie konkursu. 

Foto: Wiktor Bubniak

Na koniec prywatnie, ale w imieniu wszystkich uczestników wyścigu napiszę kilka ciepłych słów do organizatorów. Panowie Cezary Szafraniec i Krystian Piróg, wraz z rzeszą ludzi wspierających: chapeau bas! Jesteście wielcy i czekamy na Wasze kolejne dzieła kolarskie. Oby tak dalej.

Foto: Wiktor Bubniak


o autorze

Piotr Szafraniec

Kolarz, kucharz, akrobata. Dwukrotny Mistrz Polski Dziennikarzy w kolarstwie szosowym.

komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl