Przemysław Niemiec: dobry początek, w marcu Paryż-Nicea
Poniżej znajduje się pełna treść nowego wpisu Przemysława Niemca z grupy Lampre-Merida.
Podobnie jak w zeszłym roku, sezon zacząłem na Majorce. W tym roku nawet lepiej, bo w moich pierwszych dwóch startach odnieśliśmy dwa zwycięstwa. Pierwszy klasyk był bardzo szybkim wyścigiem na rundach w mieście. Stawiano nas w roli faworytów i wszystko ułożyło się po naszej myśli. Pracowaliśmy ciężko dla Modolo, który dobrze zafiniszował i wygrał. Po fotofniszu, ale wygrał. Drugi klasyk był już znacznie dłuższy i trudniejszy, także ze względu na pogodę. Padał deszcz, mocno wiało i było dużo nerwowych sytuacji. Nasz sprinter po raz kolejny potwierdził, że nie potrzebuje pociągu, który dowiózłby go do mety, ale w dwójkę z Richeze są w stanie sobie poradzić. Jeszcze 4 km przed metą był na ok. 50 pozycji, jednak minął wszystkich i wygrał. W drugim dniu pracy było trochę mniej, inne grupy też wykazywały inicjatywę, ja myślami byłem już trochę przy trzecim klasyku z cyklu Challenge Mallorca: Trofeo Serra de Tramuntana. W zeszłym roku zająłem w nim 6 miejsce. Był najcięższy z wszystkich. Mieliśmy kilku pretendentów do zwycięstwa w takim wyścigu – jechał w nim Horner, Rui Costa, Ulissi, który już wygrał w tym roku, Cunego też mówił, że jest w formie, i trudno było ustalić typowego lidera na ten dzień. Wyścig był ciężki, od startu poszedł gaz. Atakowałem na początku i odjechałem w ok. 10-osobowej grupce. Uzyskaliśmy przyzwoitą przewagę, ale po 20 km zostaliśmy skasowani. Doszedł peleton, zaczęły się kontrataki i w końcu pojechał odjazd. Wyścig rozegrał się na ostatniej górze na korzyść Kwiatkowskiego, fajnie, że wygrał Polak. Moje wrażenia są jak najbardziej pozytywne, przyjechałem w czołowej grupie z ok. 35 kolarzami, myślę, że to dobry prognostyk. Moja forma jest podobna do tej sprzed roku o tej samej porze. Mimo tego, że miałem ciężki początek ostatniego klasyku, bo ciągle walczyłem w odjazdach, to wystarczyło mi jeszcze później sił, żeby przejechać z najlepszymi ostatnią górę. Mogę być pozytywnie nastawiony do dalszych startów.
Po wyścigach byliśmy do dyspozycji Meridy, która organizowała na Majorce kilkudniową prezentację z naszym udziałem. Mieliśmy robione sesje zdjęciowe, trenowaliśmy z dziennikarzami i ludźmi Meridy, sporo się działo. Mogliśmy się w ten sposób odwdzięczyć za wielką pracę wkładaną przez tę markę w naszą wspólną grupę. W tym roku należą się jej szczególne słowa uznania za sposób, w jaki poradziła sobie z opanowaniem sytuacji po kradzieży naszego sprzętu. Pogoda dopisała, wszystko było dobrze zorganizowane, miło było porozmawiać z polskimi dziennikarzami. Spotkałem na Majorce też kolegów po fachu z Polski. Był tu Kwiatkowski, Huzarski, Gołaś, Szmyd, była ekipa ActiveJet, z której nie znam jednak zbyt wielu chłopaków, widziałem BDC na treningach. Po zimie mieliśmy sporo tematów do obgadania. Każdy z nas jest zmotywowany, tym bardziej, że większości z nas kończą się w tym roku kontrakty i trzeba się postarać o dobry wynik. Dzień przed wylotem z Majorki odbyła się oficjalna prezentacja Lampre-Merida. Znowu dobrze ją zorganizowano, panowała na niej nawet lepsza atmosfera niż w zeszłym roku. Było trochę wygłupów, Serpa dał na scenie popis swoich tanecznych umiejętności, ale wiedziałem, że jest zdolny do takich rzeczy. Podczas prezentacji przedstawiono mnie jako jednego z kapitanów Lampre-Merida. Cieszę się, że obdarzono mnie takim zaufaniem i zrobię wszystko, żeby spełnić pokładane we mnie nadzieje.
Owocnej pracy sprzyja atmosfera w grupie. Mamy mocny skład i jak na razie wyniki lepsze niż w zeszłym roku. Odnieśliśmy już 4 zwycięstwa, oby dobra passa trwała jak najdłużej. Nowy menedżer ekipy Brent Copeland wprowadził trochę innowacji, jest młody, ma trochę inny punkt widzenia niż Włosi i dobrze sobie radzi. Każdy wie, co ma robić, mam nadzieję, że współpraca z nim będzie długa i efektywna. Nowi kolarze fajnie wkomponowali się w ekipę, bardzo dobre wrażenie wywarł na mnie Chris Horner. To wyluzowany gość, widać po nim, że nie czuje się na tyle lat, ile ma, więc łatwo traktować go jak rówieśnika. Na wyścigu pokazał, że jest mocny, ma trochę doświadczenia i myślę, że będzie dla nas bardzo przydatny w tym roku. Gdy się ściga, ma swoje typowo amerykańskie rytuały żywieniowe. Snickersy i marsy popija wtedy coca-colą, ale nikt mu tego nie zabrania, bo takie paliwo dobrze go napędza, poza tym nie ma 15 lat i wie, czego potrzebuje. Jako zawodowiec jest rozliczany z wyniku, a nie z zawartości swojej szafki w autokarze grupy. Nie podjadamy mu batoników i może być spokojny, że wystarczą mu na kolejne wyścigi. Ważnym zawodnikiem Lampre-Merida od razu stał się też Sacha Modolo. Trudno powiedzieć, czy jest już na takim poziomie, żeby w miarę regularnie wygrywać z Kittelem czy Cavendishem. Jest jeszcze stosunkowo młody i jeśli nadal będzie się tak rozwijał, może wiele osiągnąć. Jego zaletą jest to, że potrafi radzić sobie sam na finiszach, nie potrzebuje typowego rozprowadzenia, jak np. Cavendish. Dobry jest w wyścigach z metą lekko pod górę, z hopkami też daje radę. W połowie lutego ma już trzy wygrane wyścigi, oby tak dalej. O Rui Coście już Wam pisałem, dodam tylko, że świetnie radzi sobie z ogromnym zainteresowaniem mediów i kibiców. Nie zapomina, że oczekiwania wobec niego wzrosły i chce im sprostać.
Czekają mnie teraz treningi przed piątkowym startem w Trofeo Laigiueglia. Poźniej wrócę do Polski i zostanę w niej, jeśli pogoda pozwoli, do marca. Wtedy sezon rozkręci się już na dobre. W zeszłym roku Trofeo Laigueglia wygrał Pozzato, wcześniej w naszych barwach triumfował Pietropolli, na 3 moje starty w tym klasyku 2 razy zwyciężał ktoś od nas. Zmianie ulegnie mój plan marcowych startów. Wyleci z niego Tirreno-Adriatico, pojawi się za to Paryż-Nicea. Dzięki temu nasz skład na dwie wymagające etapówki będzie bardziej wyrównany. Będę się we Francji ścigał wspólnie m.in. z Rui Costą. Ze względu na tę zmianę zrezygnuję też z udziału w Strade Bianche i Roma Maxima. Mam nadzieję, że pogoda będzie do końca tygodnia sprzyjająca, bo we Włoszech było z nią w tym roku bardzo różnie. Jednego dnia padało, następnego świeciło słońce, więc styczniowe treningi musiałem czasami modyfikować. Michele Bartoli wprowadził mi trochę nowości, np. nigdy nie jeździłem w styczniu za skuterem, w tym roku zaliczyłem już takie dwa treningi po 5 godzin. To ciężkie i wyczerpujące ćwiczenia i dla mnie, i dla niego, bo musi siedzieć tyle godzin na skuterze. Jest jednak w dobrej formie, kiedy pogoda dopisuje, trenuje ze mną m.in. „tempówki”. Dobrze mi się z nim współpracuje, we Włoszech mieszkamy 4 km od siebie, zawsze można do niego podjechać i coś skonsultować. Mam nadzieję, że pozytywne efekty naszej pracy będą widoczne w tym sezonie.
Jeszcze jedno. Zachęcam wszystkich kibiców do udziału w licytacji mojej koszulki. Aukcję charytatywną znajdziecie pod tym linkiem. Wylicytowane pieniądze pomogą 3-letniemu Olkowi Gawłowi, który wspólnie z rodzicami ściga się o swoje zdrowie. Aukcja jest organizowana w ramach akcji „Krzysiek Pomaga Pomagać”. Więcej informacji na jej temat znajdziecie tutaj i tutaj. Polecam!!!”.
komentarze