Złoty Stok – Pierwszy Krok Volvo Powerade MTB Marathon 2013

Drużyna znowu stawiła się w niemałym składzie. Jako debiutanci w naszych barwach wystąpili Edyta i Alek oraz Bartek. Prócz nich jeszcze Ania, Mariusz, Paweł, Tomek, Piotrek, Rafał i piszący te słowa. Z każdym kolejnym wyścigiem atmosfera w ekipie co raz lepsza. Mamy szczęście do fajnych ludzi.

970055_519790594735844_399109924_n

Trasa w Złotym Stoku ma opinię wyścigu będącego rozgrzewką przed naprawdę trudnymi edycjami Volvo Powarde MTB Marathon. Trzeba jednak przyznać, że jest to solidna rozgrzewka. Ponad 1300 m przewyższenia na dystansie około 40km niby nie robi wielkiego wrażenia, jednak nie  można mówić że jest płasko. Metry w górę nabiera się głównie poprzez 3 długie podjazdy, z których pierwszy jest najdłuższy. Większość odcinków wiodących ku niebu, to szerokie drogi o szutrowej lub kamienistej nawierzchni. Nachylenie na niektórych odcinkach wspinaczki osiąga 20%. Na początek dostajesz chyba z 10 km pod górę. Stawka się rozciąga, oddechy stają się szybsze, rozmowy ustają. Krótki zjazd, kamienie lecą spod kół, znowu górka. Pierwsza bardziej techniczna sekcja w dół – pierwsze zatory na zjeździe i znowu pod górę. Nic nadzwyczajnego, bo w ten sposób można opisać niemal każdy maraton. 

DSC_0391

Jednak to o czym mówi chyba każdy uczestnik tej klasycznej już dla maratonów G&G edycji to zjazd  z Góry Borówkowej. 2,5 km singla usianego głazami i korzeniami. Tutaj sprawdzisz czy dobrze ustawiłeś amortyzator, czy łapy masz równie silne co nogi, czy nie straciłeś przez zimę żyłki zjazdowca. Singiel momentami rozlewa się na znaczną szerokość, dając możliwość wyboru rozmaitych sposobów przejazdów. To także okazja dla zdecydowanych do wyprzedzania wolniejszych zawodników  („szosowców” i pechowców). Jest duża szansa, że na dole nogi będą tak wytrzęsione, że nie zechcą kręcić tak jak tego od nich oczekujesz, a czeka je najtrudniejszy sprawdzian, to jest odcinek o największym nachyleniu.  Dalsza część trasy nie dostarcza już równie silnych emocji zjazdowych, poza krótkim fragmentem jechanym na krechę  nieopodal mety, do której z kolei wiedzie ubita a na końcu asfaltowa droga. Od strony organizacyjnej...cóż nie ma co gadać wszystko tak jak zwykle, czyli tak jak być powinno.

IMG_0407

Cały wyścig na dystansie giga wygrał nie kto inny jak Bogdan Czarnota (zdziwieni co?), na mega pierwszy dojechał Marcin Kawalec (KTM Racing Złoty Stok – kolejne zaskoczenie), a mini Mikołaj Dziewa (z KTM Racing Zloty Stok). Wyniki naszej drużyny były dobre. Ania była 13 w kat. K3, a Edyta 14 w K2. Najszybciej jednak pojechał Alek, który zajął 20 miejsce w kat. M3. Tomek zajął 38 miejsce w kat M2, Paweł był 37 w kat. M3, a Robert 14 w kat. M4.

W moim wydaniu wyścig w Złotym Stoku niezbyt się udał. Początek to start z końca końców w efekcie w sporym tłumie i konieczność przebijana się do przodu. Na podjazdach czułem się świetnie. Noga podawała. Na trasie napotkałem Pawła, który mocował się z kołem rzucając pod nosem wiązanki rodem z woza węglem (patrz „Miś” Barei) i składał uroczyste obietnice, że nigdy więcej mleka.. Zjazdy to nie jest moja mocna strona nie ma co ukrywać, a w tym roku jeszcze nie miałem okazji jeździć w trudnym terenie. Początkowe odcinki kaleczyłem strasznie, z czasem było lepiej. Paweł dopadł mnie właśnie na wiodącym w dół fragmencie pędząc z prędkością jak dla mnie nieosiągalną. Zjazd z Borówkowej trudno nazwać czystą przyjemnością, ale to świetna okazja do przetarcia. Jechało mi się nieźle bezstresowo. Tutaj jednak dostałem pierwsze ostrzeżenie. Zawodnik przede mną utknął na kamienistej szykanie, próbując go ominąć odruchowo zrzuciłem łańcuch na małą zębatkę z przodu, a ten się zakleszczył. Nie jest to miłe uczucie, gdy zawodnicy których wyprzedziłeś na podjeździe i a czasami na zjeździe mijają cię niczym tyczkę. Poradziłem sobie z problem i ruszyłem dalej. Na około 7-8 km przed metą bez ostrzeżenia pękł mi łańcuch. Zdarzyło mi się to pierwszy raz, w życiu. Nie byłem na tą okoliczność przygotowany, bo wziąłem z sobą jedynie skuwacz a nie miałem spinki. Na całe szczęście po pewnym czasie moich błagalnych krzyków wysłuchał Pan w niebiesiech i zesłał mi bajkera ze spinką 10s. Uratowany, łańcuch spięty. Okazało się, że zaraz za rogiem ze swoim straganem rozłożył się Piotrek, który biedził się z przebitą dętką. Rzuciłem mu pompkę, bo jego miała siłę dmuchu prątkującego gruźlika. Mnie z kolei ugryzł giez albo jakiś szerszeń, bo po przerwie zacząłem szaleć i próbowałem rwać ile mogłem. Ostatnie kilometry to szutrówki lekko nachylone w dół. Czyli duża prędkość dokręcanie i walka o przyczepność w ślepych zakrętach. Fajnie było...

2013-05-19_15-40-48_663

168205_522956144435118_1246346476_n

Foto: BikeHead i Michał Kochel


komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl