HTC Author American Expedition 2013 - c.d. relacji z wyprawy

16.04.2013.
Rano obudził mnie hałas przejeżdżających niedaleko samochodów. Spałem do 6:00. Nie czuję się zmęczony ani nie odczuwam zmiany strefy czasowej co cieszy. Złożyłem namiot, spakowałem sakwy i czekałem na pracowników z firmy Finish Line. Tuż po siódmej pojawił się Derek, który potem oprowadził mnie po budynku FL. Wkrótce potem poznałem resztę załogi firmy, a także jej kierownika imieniem Hank. Zostałem bardzo ciepło przyjęty, mogłem skorzystać z prysznica, przebrać się no i oczywiście zwiedzić całą firmę. Dostałem nawet prawdziwe amerykańskie śniadanie z ogromną kanapką zwaną HungryMan :) Miałem okazję pospacerować po całym budynku oraz porobić zdjęcia. Nie obyło się również bez wspólnych sesji zdjęciowych oraz prezentów w postaci smarów na każdą pogodę od Finish Line. W okolicach południa Hank zaproponował mi wycieczkę na znane na Long Island plaże, na których często odpoczywają nowojorczycy. Niestety droga do plaży była tego dnia zamknięta z powodu remontu po huraganie Sandy. Po południu w trosce o moje bezpieczeństwo (jazda rowerem przez Long Island nie należy do sprzyjających dla rowerzystów), Hank zapakował mnie w pociąg do NY i zarezerwował pokój hotelowy na noc na Manhattanie. Fajne jest życie podróżnika :)

Przejazd na Manhattan trwał niecałą godzinkę. Po wyjściu że stacji Penn Station, czułem jakbym się znalazł na planie filmowym. Wszystko wyglądało jak z amerykańskich filmów kręconych w NY :) Żółte taksówki, policjanci, miejsca, wysokie drapacze chmur czy oddalona kawałek Statua Wolności. AWESOME! Jazda rowerem po Nowym Yorku nie jest taka straszna. Samochodów sporo ale ruch po jednokierunkowych nowojorskich ulicach odbywa się płynnie. Na zielonej fali można nawet rowerem przejechać kilka przecznic. Moja trasa na Manhattanie prowadziła z Penn Station do Battery Park i z powrotem aż do 48 ulicy zachodniej na której czekał na mnie hotelowy pokój. Wieczorem dostałem jeszcze zaproszenie od syna Hank'a z FL, Dillon'a na spotkanie przy piwie. Półgodzinny spacer na 34 ulice wschodnią po wciąż ruchliwym i oświetlonym NY. Widać, że to miasto żyje i ma swój niebywały charakter. Udało mi się dotrzeć w umówione miejsce na spotkanie z Dillon'em oraz jego przyjaciółką Shannon. Miła spotkanie przy amerykańskim piwku produkowanym na Brooklinie. Do hotelu ponownie dotarłem przed północą. Zmęczony całym dniem nowych wrażeń szybko zasnąłem na ogromnym i wygodnym łóżku.

Nie bez echa przechodzi zamach bombowy na maratonie w Bostonie. Wszędzie się o tym mówi, flagi są opuszczone do połowy oraz wprowadzono dodatkowe kontrole w wielu miejscach. Policja jak na razie jednak nie zwraca na mnie szczególne uwagi - i dobrze :)

IMAG0176

17.04.2013
Królewskie spanie, potem niezłe śniadanie w cenie noclegu oraz poranna kawa. A wszystko to na Manhattanie w Nowym Jorku :) Wyprawa zaczyna się z mocnym kopnięciem, choć samej jazdy jeszcze zbyt wiele to nie było. Dziś jednak popracowałem i nad tym. Z hotelu wyjechałem po 9:00 i skierowałem się od razu do zielonego serca NY czyli Central Parku. Kilka przecznic i wjechałem na ścieżkę rowerową, przecinającą park na pół. W parku mimo przedpołudnia było dosyć sporo aktywnie spędzających czas nowojorczyków. Jedni biegali, inni jeździli na rowerach, a jeszcze inni po prostu spacerowali pośród kwitnących alejek krzewów i drzew. Chwila w ciszy i czas jechać dalej.

Kolejnym etapem był przejazd przez most Waszyngtona. Dojazd do drogi rowerowej prowadzącej na drugi brzeg rzeki Hudson sprawił mi mały kłopot. Brak oznaczeń sprawił, że o mały włos nie wjechałem na główną drogę. Musiałem się trochę wrócić i znaleźć inną możliwość. Poziom stresu podniósł mi się na chwilę dość znacznie, bowiem nie chciałem ryzykować potrącenia przez samochód, ani spotkaniem z Policją, a szukać drogi, wracać się nie lubię. Ostatecznie dotarłem do drogi 178 od której odchodzi ścieżka rowerowo-piesza na drugą stronę brzegu. Po tej zmianie wiatr zaczął mi lekko sprzyjać. Na prostych odcinkach jechałem że średnią prędkością około 25km/h. Wydaje mi się, że Instinct jest szybszy od mojego zeszłorocznego jednośladu na wyprawy. Sportowe zacięcie i wygoda trekkinga sprawiają, że bardzo przyjemnie prowadzi się mój "28er", nawet jeśli jest dosyć mocno obciążony. Jedyne co mi się jak na razie nie podoba to zbyt autostradowe drogi i spory ruch na nich. Staram się omijać główne arterie, jednak nawet niektóre równolegle drogi do głównych są kilkupasmowe. Przynajmniej dziś nie miałem możliwości zbytniego wyboru dróg że względu na specyfikę trasy.

IMAG0170

Kolejna przeszkoda czekała mnie przed Newark. Aby wydostać się z New Jersey miałem do wyboru trzy mosty. Autostrada odpada, drugi oznaczony jako droga główna też odpada. Wybrałem trzecią możliwość, przejazd mniejszym mostem drogą nr. 7. Wydawało mi się, że dobrze wybrałem, ponieważ przez całą długość mostu był chodnik. Niestety za mostem chodnik nagle się skończył, a jedyną możliwością było zejście schodami w dół oraz zmiana drogi i kierunku jazdy. Dojechałem w towarzystwie Mack'ów, Kenworth'ów i Peperbit'ów do Port Newark, całe szczęście udało się wjechać do miasta i dalej podrzędną dwupasmówką kierować na południe. Z racji gęstego zaludnienia tej części wschodniego wybrzeża późnym popołudniem, pojawił się kolejny kłopot ze znalezieniem miejsca do spania. Miejsc zielonych, lasów, parków jak na lekarstwo, a do tego główne drogi i spory hałas.

Od 18-tej do 19:30 szukałem miejsca na rozbicie się. Na GPS zaznaczone miałem kilka zielonych punktów oznaczających parki bądź tereny zielone. O lesie jak na razie mogłem pomarzyć. Od drogi 27 zjechałem w bok w stronę pól i kilku farm. Kolejny raz szczęście dopisało. Co prawda na terenie prywatnym ale z dala od samochodów i schowany między drzewami znalazłem dobrą miejscówkę. Dosyć męczący dzień ale za to pełen wrażeń :) Pierwsza setka pękła. Dziś nawet nieźle przyświeciło słońce. Mój licznikowy termometr pokazał 27st.C a skóra na rękach i kolanach ładnie zaczerwieniła.

america

 

 


komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl