Dlaczego Ania Szafraniec źle znosi wysokie góry - wywiad
Jak dla wszystkich zawodniczek CCC Polkowice to bardzo ważny sezon, bo olimpijski. Także Anna chciałaby znaleźć się w składzie Polskiej Reprezentacji Olimpijskiej Londyn 2012.
- Jak podoba Ci sie na zgrupowaniu z szosowcami?
- Bardzo mi się podoba. Taka odmiana, to super sprawa. Powiem szczerze, że na tym zgrupowaniu to nawet nie poczułabym jakbym była nawet miesiąc.
- Co nowego dały ci treningi z szosową grupą CCC Polsat Polkowice?
- Ja nie trenuję z szosowcami. Co cztery dni mam na mailu treningi od Marka Galińskiego i trenuję zgodnie z nimi. Wszystko na określonej „mocy”, więc każdy trening wykonywałam sama, no poza trzema, które mogłam spędzić razem z trenującą z nami Pauliną Brzeźną-Bentkowską.
- W zasadzie to dlaczego nie lubisz zgrupowań wysokogórskich?
- Jestem wysokotętnowcem i wysokociśnieniowcem, a to powoduje, że na wysokości bardzo źle się czuję, bardzo kiepsko się regeneruję i w zasadzie po cięższym treningu muszę odpoczywać kilka dni. Nie ma zatem mowy o zrobieniu ciężkiej pracy jaką mogę zrobić na „dole”.
- Ale w sumie dziewczyny też zjeżdżają do Granady trenować, więc jaka to różnica?
- Mam bardzo kiepską regenerację po treningu jak wracamy na górę. Poza tym mam bardzo duże problemy ze spaniem, codziennie leje mi się krew z nosa i ilekroć byłam na wysokości zawsze nabawiłam się choroby, a ogólnie nigdy nie choruję. Jak więc widać mam same złe wspomnienia z wysokości i generalnie nigdy nie zdarzyło mi się żebym jeździła dobrze po przebywaniu wysoko w górach. Raczej wtedy „kręcę do tyłu”…
- A jak to było jak zostałaś wicemistrzynią świata? Wtedy nie było zgrupowania w górach?
- Przed Kaprun, bo tam zostałam wicemistrzynią świata, trenowałam w Polsce.
- Kiedy wyszło to, że zgrupowania wysokogórskie źle ci służą?
- Dawno temu, ale w poprzednich moich ekipach nie było mowy, żebym nie pojechała, trzeba było jeździć. Jedynie jak jeździłam w JBG-2, to przez dwa lata nie byłam na wysokości i to były moje dwa najlepsze sezony. Od początku do końca zasuwałam…
- Ominęły cię igrzyska w Pekinie, a teraz masz dużą szansę pojechać do Londynu? Uważasz, że to ty powinnaś się tam znaleźć wraz z Majką Włoszczowską?
- Uważam, że do Londynu powinny pojechać dwie najlepsze zawodniczki, a które to będą to się okaże pod koniec maja. Warunki eliminacji są równe dla wszystkich, jest wiele wyścigów, na których można się wykazać. Uważam, że warunki eliminacji naprawdę są mądrze ułożone czego nie mogę powiedzieć o eliminacjach jakie były przed Pekinem. Niestety…
- Czy w Benidormie trenujesz tylko na szosie?
- W zasadzie tak. Jeżdżę też na góralu, ale raczej po szosie lub w delikatnym terenie. Treningi robię głównie na rowerze szosowym, ponieważ tylko w nim mam miernik mocy, a jak powiedziałam wcześniej, każdy trening wykonuję na określonej mocy.
- Do kiedy jesteś w Benidormie?
- Jestem tu od 24 lutego do 9 marca, czyli do najbliższego piątku.
- 11 marca macie pierwszy start, jak się przed nim czujesz, to już za kilka dni?
- Ciężko coś powiedzieć. Na razie jestem w okresie bardzo ciężkich treningów, więc czuję się zmęczona, ale mam nadzieje, że trener Marek Galiński da mi trochę luzu żebym mogła „odżyć” do wyścigu (śmiech)… Jednak myślę, że podczas pierwszego startu na pewno będzie ciężko szło, jak to podczas pierwszego startu w sezonie. Ten wyścig ma służyć jako przetarcie przed Pucharem Świata.
- Masz tremę przed Pucharami Świata? Tam ma się wszystko przecież okazać…
- Zawsze czuję tremę przed pierwszymi startami w sezonie. Jest to taka niewiadoma po czasie przygotowań. Poza tym ten rok jest przecież bardzo wyjątkowy, bo olimpijski, więc trema na pewno będzie. Póki co, jeszcze jej nie czuję.
Fot. s24.pl/Tomasz Piechal
komentarze