Zjawiskowo szybka Marianna Hall zaskakuje Elitę kobiet

Czy pracując z w napiętym grafiku zajęć, łacząc kilka etatów można trenować i startować jako amator na poziomie zawodniczek Elity kobiet? Okazuje się że można. Przebojem weszła do kręgu najlepszych zawodniczek w naszym kraju wygrywając trzy kolejne Puchary Polski w tej spacjaloności.

Marianna Hall zawodowo zajmuje się łączeniem swoich pasji. Jest dietetykiem klinicznym, asystentem dydaktycznym oraz doktorantką na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. Od kilku sezonów w wyścigach amatorskich i masters podnosi swój sportowy poziom zdobywając kolejne trofea, często meldując się w czołówce kategorii Open wraz z mężczyznami. To Medalistka Mistrzostw Świata Gran Fondo UCI i kilkukrotna Mistrzyni Polski Masters w jeździe na czas.

Spróbujemy dotrzeć do samego źródła, Marianna jak zaczęła się Twoja przygoda z rowerem szosowym?

Moja przygoda z szosą zaczęła się cztery lata temu. Chciałam spróbować nowego sportu, który będzie dobrą odskocznią od intensywnego trybu życia i wprowadzi niezbędną równowagę między życiem zawodowym i naukowym. Mój tata jest wielkim pasjonatem kolarstwa i kiedy powiedziałam mu, że chcę rozpocząć przygodę z szosą to pytał mnie, kiedy znajdę na to czas. Momentalnie okazało się, że kolarstwo staje się dla mnie niesamowicie istotnym elementem i wszystko trzeba planować tak, żeby było jak najwięcej czasu na rower. Zaczynałam od jazd solowych lub w małym gronie nowych znajomych. Z czasem zaczęłam przychodzić na ustawki PS8, na których tempo pewnie przewyższało moje możliwości, ale z drugiej strony było świetnym sposobem na dostarczenie nowych bodźców. Bardzo szybko zdecydowałam się na opiekę trenerską, bo wyszłam z założenia, że tylko dzięki prawidłowo ułożonym treningom lepiej zrozumiem strukturę nowego sportu. Nie lubię robić czegoś na pół gwizdka, a jak coś sprawia mi przyjemność to robię to na 100%. I tym sposobem zaczęłam swoją przygodę z regularnymi treningami. Myślę, że początkowo nie byłam łatwą zawodniczką do prowadzenia. Dzień wolny lub „rege ride” były jak kara. Wtedy myślałam, że po odpoczynku forma spadnie, więc kto by marnował na to czas. Aktywna regeneracja w mojej definicji oznaczała np. 100 km z akcentami, bo przecież nie ma sensu wychodzić na 30 kilometrową przejażdżkę. Jak miałam intensywny dzień w pracy to potrafiłam wstawać o 4 nad ranem, żeby zrobić trening na trenażerze, bo wiedziałam, że o 21 nie będę tak efektywna. Nie zmuszałam się do tego, nie było to dla mnie poświęcenie lub też cierpienie. Po prostu sprawiało mi to przyjemność. Początkowo moim celem nigdy też nie były starty w zawodach.  Uważałam, że nie jest mi to potrzebne do szczęścia. Wystarczało mi to, że jestem mocniejsza, mam lepszą wydolność i dobrze się bawię. Aktualnie jest dość podobnie tylko, że znacznie bardziej doceniam regenerację, a trenażer omijam szerokim łukiem.


Czy masz za sobą również przeszłość w innych sportach, zanim usiadłaś na rower?

Sport zawsze był bardzo ważnym elementem mojego życia. Jako dziecko przez 10 lat trenowałam jazdę konną. Uważam, że nauczyło mnie to dużo pokory, cierpliwości i obowiązkowości. W między czasie próbowałam też swoich sił w lekkoatletyce, w której całkiem nieźle mi szło, choć jednak jeździectwo było bliższe mojemu sercu. W wieku 16 lat zakończyłam przygodę z jazdą konną, bo wyjechałam do Stanów, do liceum i powróciłam do treningów lekkoatletycznych. Tam też zainteresowałam się fitnessem i po powrocie do Polski zrobiłam kurs instruktorski i zaczęłam rozwijać się w tym kierunku. Powróciłam też do treningów biegowych. Jestem przekonana, że sport, który towarzyszył mi od zawsze był świetną bazą pod kolarstwo. Gdybym zaczęła trenować w wieku 26 lat, bez żadnej przeszłość sportowej to myślę, że moje wyniki byłyby na innym poziomie i nie miałabym w sobie tyle zapału i pokory.

Obserwujemy Twój sportowy rozwój jak zapewne wiele innych osób ze środowiska kolarstwa amatorskiego. Weszłaś właśnie przebojem w świat elity kobiet na krajowym podwórku ITT. Ręce sam składają się do oklasków. Skąd pomysł na tak wydaje się duże wyzwanie?


Bardzo dziękuję. Środowisko Amatorów i Mastersów jest mi bliskie. To dzięki Lipcowkom, które były organizowane dwa lata temu przez Grzegorza Turkiewicza, zaczęłam swoją przygodę z ITT.  Po miesiącu jazdy na czasówce zdobyłam swoje pierwsze Mistrzostwo Polski Masters, a w następnym roku powtórzyłam ten wynik. Forma rosła, zapał się utrzymywał, więc nadeszła pora na nowe wyzwania. Myślę, że sama nie podjęłabym decyzji, żeby przejść do Elity. Byłam świadoma, że jestem dobra, ale nie uważałam żebym mogła porównywać swoje wyniki do zawodowców, którzy trenują od lat i tym głównie się zajmują. Jednak mój partner i trener w jednej osobie miał inne zdanie. Stwierdził, że trzeba spróbować, bo „kiedy, jak nie teraz” i tak też się stało. Skoro trenuję i poświęcam na to tyle czasu, i zaangażowania, to czemu nie powalczyć z najlepszymi. Jestem mu ogromnie wdzięczna, że tak we mnie wierzył, a dodatkowo, że tak cierpliwie przygotowuje mnie do startów.  Starty w Elicie to duże wyzwanie, zarówno fizyczne, jak i logistyczne, ale w tym momencie, widzę same pozytywne strony takiego transferu. Wiadomo, że przede mną jeszcze dużo pracy, jestem świadoma swoich słabszych stron, ale nie są to czynniki, które by mnie bynajmniej demotywowały.


Doświadczenie zawodowe na pewno ułatwia Ci utrzymanie zdrowego stylu życia i żywienia. Jednak jest to tylko część składowa całości. Domyślamy się że za Twoimi sukcesami stoi wiele innych mocno zaangażowanych osób. Za dobór sprzętu i ubioru jesteś odpowiedzialna sama, czy czerpiesz z doświadczenia osób które Cię wspierają?

Jako, że jestem amatorem to oczywiście nie mam ani drużyny, ani żadnych sponsorów. Mam za to grono wspaniałych ludzi, bez których nie byłoby moich wyników. Mój partner i trener odpowiada za cały plan treningowy, organizację wszystkich wyjazdów oraz na bieżąco analizuje kalendarz startów. Nie ma łatwego zadania, biorąc pod uwagę mój styl życia i natłok obowiązków. Jest też najlepszym wsparciem, jakie można sobie wymarzyć, a mocna głowa w sporcie jest równie istotna, co mocna noga.

Piotr Klin, żartobliwie tytułujący się jako „pseudoprofesor kolarstwa”, jest również ważnym ogniwem naszego „zespołu”. To za jego namową mój partner zaczął trenować ITT, a po chwili ja dołączyłam do tego grona. Dodatkowo, jego wiedza na temat aerodynamiki jest niezastąpiona, a przecież jest to nieodłączny element w jeździe indywidualnej na czas. Paweł Kazanowski, który wspólnie z Piotrkiem organizuje testy aerodynamiczne, również musi być tu wymieniony. Jest rewelacyjnym mechanikiem, który pomagał mi już wielokrotnie ze sprzętem. Dodatkowo, Paweł robi świetne koła marki Escape Carbon Wheels, na których startuję.

W kwestii przygotowania motorycznego współpracuję z trenerką Iwoną Woronowicz, dzięki której zrobiłam duże postępy w treningu siłowym. Początki nie były łatwe, wyszło trochę braków motorycznych, nad którymi sumiennie pracowałam przed sezonem, ale teraz umiem się z tego śmiać. Jeśli chodzi o strój, to w tym sezonie jeżdżę w kombinezonie firmy Prinzwear, który w moim przekonaniu sprawdza się bardzo dobrze.

Nie mogę też zapomnieć o osobach, które doradzają mi w wyborze nowego sprzętu lub dopingują mnie na każdym etapie kolarskich zmagań. Jestem im ogromnie wdzięczna.

Także mimo braku oficjalnej drużyny mogę się cieszyć niezastąpionym gronem osób, na które zawsze mogę liczyć.


Foto: Dariusz Krzywański

Wiemy że łączenie życia prywatnego, zawodowego i treningu na poziomie wyczynowym to bardzo ciężki kawałek chleba. Twój plan dnia jest napięty od rana do samego wieczora?

Tak, jak wspominałam na początku, kolarstwo miało wprowadzić równowagę w moim życiu. Jednak chyba nie jest to klasyczna definicja równowagi, o której kiedyś myślałam [śmiech]. Mój plan dnia jest dość napięty, ale staram się, żeby każdy dzień był dobrze zorganizowany. Bardzo często po zakończeniu pracy w szpitalu, prowadzę zajęcia na uczelni albo konsultuję pacjentów w mojej prywatnej praktyce Nutrado. W roku akademickim uczęszczam na różne fakultety na uniwersytecie, co też pochłania trochę czasu. Ponadto przez ostatnie cztery lata prowadziłam badania kliniczne, które były czasochłonne, ale ten rozdział akurat powoli domykam. Na koniec dnia oczywiście pojawiają się treningi, które stanowią nieodłączny element całości. Z całą pewnością, nie jest to klasyczny dzień dla zawodowego kolarza, ale jak widać życie pisze różne scenariusze. Dalej uważam, że trenowanie, to po prostu część mojego stylu życia i robię to dla siebie, a nie pod presją innych. Nie mam z tego korzyści materialnych, także motywację znajduję w innych elementach, które są dla mnie istotne. Nie narzekam na to, jak wygląda moje życie, bo przecież sama się na to zdecydowałam. Wiadomo, że dobrze byłoby mieć więcej czasu, który mogłabym poświęcić między innymi na treningi czy regenerację, ale kolarstwo nie należy do tanich sportów, a lista potrzeb ciągle się wydłuża.

Mocno trzymamy kciuki za powodzenie w zamierzonych celach. Czy start w Mistrzostwach Polski Elity kobiet jest już spełnieniem wszystkich Twoich ambicji? Boimy się pytać, ale czy masz chęć powalczyć na jeszcze wyższym poziomie?

Owszem, najbliższy główny cel to start w Mistrzostwach Polski Elity, gdzie pojawi się wiele świetnych zawodniczek. A co dalej? Dwa miesiące temu powiedziałabym, że pora na odpoczynek i przerwa od strukturalnych treningów. Teraz myślę już trochę inaczej, choć dalsze plany w dużej mierze będą zależały od moich wyników, ale też od możliwości czasowych i finansowych. Na pewno dalej będę startować w ITT, a następnie będę chciała spróbować swoich sił w zawodach torowych. Mamy też kilka innych projektów w głowie, ale o tym będziemy mówić później, w zależności od tego, jak potoczy się kalendarz startów.


Masz jakieś swoje indywidualne rytuały przedstartowe, przesądy czy nawyki bez których nie wyobrażasz sobie dobrego wyścigu?

Mój główny nawyk, to chyba to, że wszystko planuję według listy [śmiech]. Nie mam jakichś specjalnych rytuałów. Działamy z partnerem tak, aby niczego nie zapomnieć i żeby wszystko było prawidłowo przygotowane. Nie mamy dodatkowej pomocy, także staramy się dzielić obowiązkami, przy czym ja nie dotykam się roweru, bo nie mam umiejętności technicznych. Z każdym startem nabieram nowych doświadczeń, które modyfikują listę zadań. Przed startem polecam sprawdzić czy pomiar mocy jest połączony z Garminem i skalibrowany. Ja swoją drugą eliminację Pucharu Polski w Dobromierzu jechałam bez sparowanego pomiaru i musiałam bazować wyłącznie na moim samopoczuciu. W tym przypadku intuicja nie zawiodła, ale jednak wolę mieć większą kontrolę i wgląd w liczby [śmiech].

Czy żałujesz czegoś na swojej dotychczasowej sportowej drodze? Cofając się w czasie, co byś zmieniła?

Myślę ze niczego nie żałuję, może tylko trochę tego, że późno zaczęłam przygodę z kolarstwem. Ale wtedy może nie spotkałabym na swojej drodze tyłu świetnych osób. Ja widzę wszystko w superlatywach, staram się też nie dokonywać wyborów, których potem bym żałowała albo są wbrew moim przekonaniom.  W ogólnym rozrachunku cieszę się z tego co jest i w jakim kierunku wszystko się układa. Zawsze są jakieś wzloty i upadki, w moim przypadku jest podobnie, ale ważne, żeby zachować w tym wszystkim zdrowy rozsądek.

Co Marianna Hall preferuje w swojej kuchni w dniu startu?

Dużo zależy od tego, o której jest start. Moje wyścigi nie są długie, ale za to bardzo intensywne, dlatego tu nie ma miejsca na pomyłki żywieniowe. Często jem intuicyjnie, ale wiem po czym czuję się dobrze. Mam dość dobrze wypracowany schemat, który się sprawdza, jednak jest to bardzo indywidualne. Nie jestem fanem owsianek, dlatego ich w moim menu nie zobaczymy. Dodatkowo, w okresie przedstartowym staram się unikać jedzenia w restauracjach, bo uważam, że jest to dość ryzykowne i może pokrzyżować założone plany.


Czas wolny, poza pracą i treningami spędzasz na...?

Czas wolny? Nie jestem pewna czy taki mam [śmiech]. Pracuję na kilka etatów i regularnie trenuję, dlatego czasu wolnego mam mało, a jeśli on występuje to poświęcam go na pracę naukową, która mnie pasjonuje. Oczywiście mam też dni urlopowe, z których bardzo chętnie korzystam. Wtedy zawsze staramy się wyjeżdżać, żeby zmienić otoczenie treningów lub po prostu pojeździć w nowych ciekawych terenach, bo nie będzie to zaskoczeniem, jak powiem, że na każde wakacje zabieram ze sobą rower.

Odliczamy dni do startu Mistrzostw Polski i czekamy na dobre wieści. Dziękujemy za rozmowę trzymając mocno kciuki.

Bardzo dziękuję i cieszę się, że mogłam opowiedzieć kilka słów o swojej pasji.


Fotografie: archiwum/Marianna Hall


o autorze

Piotr Szafraniec

Kolarz, kucharz, akrobata. Dwukrotny Mistrz Polski Dziennikarzy w kolarstwie szosowym.

Powiązane posty


Powiązane galerie

komentarze

Powiązane treści

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl