Tatra Road Race - najlepszy szosowy wyścig amatorski w Polsce.
I do tego najtrudniejszy. Amen. W zasadzie tytuł wyczerpuje to o czym chciałem napisać na temat tego wyścigu. Bo tak po prostu jest i tyle. Ci co byli to wiedzą. No dobra, ale cała chmara ludzi nie była, niektórym na ostatni moment „coś wypadło”. Wiemy co ale nie będziemy drążyć tego tematu, bo to na cały artykuł się nadaje, a nie na jeden akapit.
No to dlaczego uważam jak w tytule. Postaram się to wyjaśnić z punktu widzenia fotografa jadącego na tylnym siedzeniu motocykla prowadzonego przez Marshalla, ale także wielkiego miłośnika tego sportu i widza patrzącego na wszystko lekko z boku.
Organizacja
Jeśli o mnie chodzi wszystko zapięte na ostatni guzik. Media zarezerwowane ponad pół roku wcześniej, każdy zna swoją rolę, trasa oznakowana w taki sposób że nie można się pomylić, dodatkowo grupki prowadzone przez Marshalli, asysta policji, strażaków (z tymi to różnie bywa, bo czasami stoją i nie wiedzą po co stoją).
Bufety
O tym już krążą legendy. Wszystkie są zgodne z prawdą. Zapewne większość z Was pamięta niektóre wyścigi w niesamowitym upale a na bufecie brakło wody. Taki rzeczy się zdarzają, ale nie na Tatra Road Race i żadnej imprezie u Czarka. Tu wygląda to tak: 30m bufetu. Tak, dobrze przeczytaliscie - 30 metrów. Ludzie po dwóch stronach w odległości 2m jeden od drugiego.
Bufet a raczej bufety podzielone na 3 strefy. Pierwsza - odcinek z wodą i z red bullem, druga - bidony z iso i Cisowianka w butelkach, trzecia - owoce i drożdżówki. Dodatkowo pod namiotem z boku wszystko w jednym miejscu. Inni organizatorzy mogą tylko oczami świecić widząc tak zorganizowaną strefę.
strefa Bufetu to 3 strefy, I kubeczki z wodą i Red Bull, II strefa Bidony z Iso i Cisowianka w butelkach, III strefa owoce i drożdżówki, a dodatkowo pod namiotem z boku namiot ze wszystkim w jednym miejscu.
Widoki
Tu nie potrzeba nic pisać. Wystarczą trzy słowa - Gorce, Pieniny i Tatry górujące nad wszystkim. Szkoda że pogoda była taka sobie, a na koniec to już tragedia, bo takich widoków nie zobaczycie na żadnym innym wyścigu w Polsce.
Wyścig
Tu było jak u Hitchcocka - zaczęło się trzęsieniem ziemi a potem napięcie rosło. Jak to wyglądało z perspektywy pasażera-fotografa? Start i ruszylismy. Jedziemy przed autem organizatora, za nim peleton. W pewnym momencie zbliżamy się do zawodników i robię zdjęcia. Ruszamy szybciej, ale widzę, że auto organizatora zjeżdża na bok i wyścig rusza pełną parą. Wyprzedzamy auto policyjne i mówię Marshallowi żeby dał gazu to się ulokujemy na jakiejś miejscówce i porobię foty z pobocza. Miejscówki jednak nie ma na tyle daleko żeby spokojnie znaleźć kawałek miejsca na zaparkowanie i robienie fotek. Dojeżdżamy do końca górki i zaczyna się zjazd, przed którym ostrzegał Czarek na FB. Sygnał auta policyjnego z dalekiego zrobił się bardzo bliski. Jadą tuż za nami, za nimi peleton.
Michał podkręca gaz i pokonujemy te zakręty z naprawdę dużą prędkością, puściłem aparaty i trzymam się motocyklisty żeby równo się składać w zakręty. Robi się niebezpiecznie. Wyobraźcie sobie kolarza wchodzącego w te zakręty - rower 6,8 kg, zawodnik ok 75, razem nieco ponad 80kg. Teraz my - motocykl ponad 320 kg, motocyklista i ja to razem prawie 500 kg. Udało się. Zaczął się podjazd a my zaczęliśmy szukać miejscówek na dystansie Hell do zdjęcia. Udało się i w kilku miejscach pofocilismy. Zjeżdżamy drugi raz na bufet i wtedy Michal, mój Marshall mówi - patrz, gdzieś tam grzmiało, gdzieś padało, a nas to omija. Ruszamy z bufetu na rozjazd pofocić kilka tych z dystansu Hard. Na szczycie góry dopada nas deszcz (Michal - wykrakałeś), który zamienił się w ulewę a następnie grad. Błoto zaczęło spływać z gór na drogę błotnistą breją, a my na oponach szosowych, 0,5 tonowym zestawem. Zjeżdżamy więc ostrożnie i docieramy na metę przemoczeni do suchej nitki. Do końca życia będę to pamiętał. Było fantastycznie!!!
Nagrody
Takich nagród nie ma nigdzie w Polsce. Kasa i to niemała, pobyty w hotelach, zabiegi spa, nagrody rzeczowe, loteria z wcale nie gorszymi nagrodami. To nie wyścig gdzie wygrywa się dętkę i tanie okulary. To wyścig pełną gębą, gdzie nagrody są równie warte, jak trud włożony w jego przejechanie.
Najważniejsze - kontrola antydopingowa
Chciało by się powiedzieć nareszcie. Od 2011 roku kiedy założyłem polski fanpage Bike Pure - największej niezależnej organizacji antydopingowej na świecie, gadałem z kim się dało żeby robić kontrole antydopingowe na wyścigach amatorskich. W końcu coś się ruszyło. Czarek z ekipą zrobił to, co należało zrobić dawno i zrobił to w sposób kompletny - nie skończyło się na sikanku do buteleczek kilku wybrańców. Każdy rower został przeskanowany pod kątem dopingu technologicznego. Tak się to robi. Bierzcie przykład drodzy organizatorzy.
Trudność
125 km i 3250 metrów przewyższenia, to mówi wszystko.
Tatra Road Race, to najlepszy wyścig szosowy w Polsce. Teraz już wiecie dlaczego?
komentarze