W poprzek USA – Trans Am Bike Race

W świecie szosowych ultramaratonów samowystarczalnych, trzy imprezy budzą największy respekt: Transcontinental Race (Europa), Indian Pacific Wheel Race (Australia) i amerykański Trans Am Bike Race (TABR). Ten ostatni to prawdziwy kolos: ponad 4200 mil (czyli około 6760 kilometrów) z zachodniego wybrzeża na wschodnią stronę Stanów, ponad połowa trasy to większe i mniejsze podjazdy, nierzadko na spore wysokości (nawet do 3,5 tys. metrów n.p.m.! obecnie część z tych przełęczy jest zasypana śniegiem), a środkowa część trasy to płaskie i proste do porzygu asfalty środkowych Stanów. Wyścig wzorowany na kultowym Race Across America, a poprowadzony szlakiem TransAmerica Bicycle Trail, odbywający się bez pomocy z zewnątrz (tzn. zero jazdy w kole, zero pomocy na trasie, zero przepaków i punktów kontrolnych), pierwszy raz ruszył w 2014 roku. Pierwszą edycję ukończyło 25 osób. Obecnie jest celem wielu długodystansowców z całego świata, goszcząc na przestrzeni lat kilku Polaków. W tegorocznej edycji, startującej 2. czerwca, nasz kraj reprezentuje jeden śmiałek – Michał Więcki z warszawskiego Sanatorium (jak mi doniesiono to taki klub rowerowy, a nie miejsce odpoczynku starszych pań i panów ;)). Udało się dopaść Michała jeszcze przed wylotem i podpytać go o kilka rzeczy, bardziej lub mniej związanych ze startem. O tych okołostartowych poniżej...:

Fot: M.Sałaban

- Skąd pomysł na tak wymagający ultramaraton, tak daleko od domu?

MW: Mam już na koncie kilka ultramaratonów, w tym najdłuższy w Polsce - MRDP w 2017 r. (Michał i Paweł Ilba wygrali kategorię Extreme na tym wyścigu – red.) - którego wielodniowa formuła i reżim, jaki narzuca zawodnikowi dzień w dzień, są doświadczeniem dającym podstawy do tego, żeby wiedzieć "z czym to się je". Moim pierwotnym planem było wybranie się na Indian Pacific Wheel Race, wiodący przez całą Australię. Problem w tym, że od śmiertelnego potrącenia jednego z uczestników w 2017 r., wyścig ten stracił oficjalną formułę i organizacyjnie nie może podnieść się z kolan, więc edycja 2019 okazała się kolejną "nieoficjalną" - bez jasnych reguł i mocnej obsady. No i - co bardziej istotne - Rysiek Deneka, według mojej wiedzy pierwsza osoba na świecie, która ukończyła trzy najbardziej znane transkontynentalne ultramaratony (europejski Transcontinental Race w 2016 r., Trans Am Bike Race w 2017 r. i wspomniany Indian Pacific Wheel Race w 2018 r.), polecił Trans Ama jako ultramaraton najbardziej różnorodny i dający najwięcej frajdy z perspektywy podróżniczej. Nie potrzebowałem lepszej rekomendacji. Poza tym nigdy nie byłem w USA, a to świetna okazja na dość przekrojową wizytę ;)

- Jakieś założenia taktyczne? W jakim czasie chcesz ukończyć?

MW: Wynik Ryśka z 2017 r. (niecałe 20 dni) wyznacza pewien limit, w którym chciałbym się zmieścić. Oznacza to jechanie codziennie, przez niemal 3 tygodnie, średnio przynajmniej 340 km na dobę. Nie jest to jakiś zabójczy dystans, jeśli mówilibyśmy o jednym dniu jazdy, ale formuła wielodniowa sprawia, że nie ma czasu się zregenerować, więc po paru dniach tempo spada, zmęczenie się kumuluje i jedzie się już bardziej głową, niż nogami. Niezależnie od planów, zasadniczy wpływ na rywalizację, jak i moje plany dojechania poniżej 20 dni, będzie miała pogoda. W tym roku organizator wymyślił alternatywny odcinek trasy, omijający przejazd przez Kolorado i Kansas. Oznacza to skrócenie sobie trasy o niespełna 100 km jak i ominięcie najwyższego odcinka w Kolorado, wspinającego się na wysokość ponad 3500m. Tej przyjemności nie mam zamiaru się pozbawiać, więc pojadę wariantem tradycyjnym.

- Jak i gdzie planujesz spanie na trasie i zaopatrzenie w jedzenie i picie?

MW: Nastawiam się na noclegi na pocztach lub gdziekolwiek uda się przycupnąć pod dachem. Jakkolwiek zabawnie brzmi to pierwsze, to patent wypracowany przez uczestników kolejnych edycji tej imprezy. Placówki pocztowe w Stanach mają część budynku ze skrytkami dostępną 24h na dobę. To bardzo ułatwia sprawę w sytuacji, gdy chcesz się szybko kimnąć np. między 1 a 5 w nocy, a nie tracić czas na szukanie czynnych obiektów noclegowych i tłumaczenie że w zasadzie to za chwilę będziesz wyjeżdżać, a do tego jeszcze chcesz, żeby rower też wszedł do środka. Do spania biorę dmuchany materacyk, poza tym puchówkę i ciepłą wkładkę do śpiwora. Zakładam, że to kompaktowe rozwiązanie będzie wystarczające przy temperaturach jakie zastanę w budynkach. Niewykluczone, że trafią się również jakieś bardziej cywilizowane warunki, ale regularnego spania w komercyjnych obiektach noclegowych nie przewiduję. W przypadku niespodziewanego noclegu w terenie będę się posiłkował folią NRC. Jedzenie i picie - wprost ze stacji benzynowych i sklepów i to raczej takie, które można wziąć na wynos. Fakt, że jest to wyścig, dość mocno się gryzie z rozsiadaniem się w restauracjach, choć na tak długiej imprezie nie można wykluczyć, że człowiek w końcu będzie miał ochotę pójść na pizzę i będzie to pizza w pełni zasłużona 


Fot: M. Sałaban

- Czy jakoś specjalnie przygotowywałeś się kondycyjnie (lub mentalnie) do tego ultramaratonu?

MW: Na jesieni miałem ambitne plany usystematyzowanego trenowania, co zaowocowało nawet zakupem pomiaru mocy. Na chęciach jednakże się skończyło i jeździłem nadal po swojemu, kierując się raczej samopoczuciem, niż cyferkami. W zasadzie jedyna różnica w stosunku do lat ubiegłych, to fakt, że przez zimę nie ograniczyłem się do dojazdów do pracy i okazjonalnej jazdy rekreacyjnej. Mając na względzie, że będę musiał przejechać tak długi ultramaraton już w czerwcu, co w naszej strefie klimatycznej jest wczesną fazą sezonu, udało mi się zmobilizować do jeżdżenia na rowerze treningowym na siłowni. Poza siłownią przejechałem w tym roku ok. 7,5 tysiąca km. Mentalnie czuję się przygotowany, ale to raczej wypadkowa tego, że trochę pojeździłem w ramach przygotowań i zebrałem w miarę zadowalające know-how w zakresie imprezy. Poza tym, nie startuję pierwszy raz w życiu w ultramaratonie, więc będę bazował na dotąd zebranych doświadczeniach. Oczywiście, ten niesie ze sobą najwięcej wyzwań, począwszy od tego, że infrastruktura będzie stanowiła kompletną nowość. Niemniej, pomijając aspekt ekstremalnego sportowego wyzwania, w dalszym ciągu są to moje wakacje, więc z niecierpliwością ich oczekuję :)

- Jaki i jak dużo sprzętu zabierasz ze sobą? Trasa wiedzie i przez wysokie przełęcze i przez płaskie jak stół, długie odcinki: czy dobierałeś jakoś specjalnie przełożenia napędu z myślą o tym zróżnicowaniu terenu?

MW: Rower na jakim pojadę to szosa koncepcji własnej, którą złożyłem nieco ponad rok temu na ramie Planet X i Ultegrze Di2. Na Trans Amie pojedzie na kołach zaplecionych pod kątem ultra (z przodu piasta dynamo). Pod dynamo podpinam lampę i ładowarkę usb. Własny prąd, kosztem paru watów mocy, daje naprawdę duży komfort na wielodniowej imprezie. Pojadę z korbą 52/36 i kasetą 11-32, to taki standard, jaki wybieram gdy w grę wchodzą setki kilometrów jazdy po górach.

Na tyle roweru będę wieźć 11-litrową torbę podsiodłową (ubrania), do tego torba w ramę (narzędzia, jedzenie i rzeczy potrzebne od ręki, typu rękawki), 2x torebka na bidon (gdzie de facto wkładam jedzenie), 2x torebka typu fueltank (portfel, dokumenty, elektronika) i mała torba pod kierownicę (sprzęt do spania). Do tego, poza dwoma bidonami 0,8L, jeżdżę z 2,5L camelbakiem, co znacznie zwiększa mi zasięg na jednym "tankowaniu". Rower wraz z ekwipunkiem będzie ważył kilkanaście kilogramów.


Fot: M.Więcki

- Gdzie można kibice mogą śledzić Twoją jazdę?

MW: Na oficjalnej stronie trackingu Trans Am: http://trackleaders.com/transam19 oraz na fejsbuku Sanatorium: https://www.facebook.com/SanatoriumUltra/

- Dzięki za rozmowę i powodzenia!


o autorze

Piotr Szafraniec

Kolarz, kucharz, akrobata. Dwukrotny Mistrz Polski Dziennikarzy w kolarstwie szosowym.

Powiązane posty


komentarze

Powiązane treści

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl