BH ATOMX LYNX 6 PRO-S sprawdzony
Pierwszy raz z elektrykami z BH spotkałem się na zeszłorocznych targach Kielce Bike-Expo. Muszę przyznać że często na nie zerkałem z racji tego że stoisko BH było tuż obok naszego, a rowery prezentowały się całkiem interesująco. Uwagę przykuwa dość nietypowy kształt ramy z dość zwartym przednim trójkątem i daleko do przodu wyprowadzoną górną rurę.
Tym bardziej ucieszyłem się, jak zaproponowano mi jeden z najwyższych modeli do testu wcale nie najkrótszego, bo rowerem bawiłem się prawie 2 miesiące. Rower można zaliczyć do tej samej grupy co testowany przeze mnie wcześniej Trek - elektryczne enduro, jednak różnic jest dość sporo. Jak już napisałem wcześniej rama. W testowanym egzemplarzu wykonana została z aluminium o dość pokaźnym przekroju rur. BH kształt tej ramy nazywa X-System. Co to takiego? To opatentowany kształt, zaprojektowany we współpracy z Item Design Works, który gwarantuje jej maksymalną sztywność, a sama geometria pozwala na uzyskanie maksymalnej wydajności. Wiem, marketingowe slogany, ale faktycznie coś w tym jest.
Bateria o pojemności 700 Wh umieszczona jak w większości przypadków w dolnej rurze, niewidoczna dla oka, a jej wejścia "pilnuje" sprytny zamek otwierany elektronicznie poprzez przyłożenie specjalnej bransolety do czujnika umieszczonego na górnej rurze. Trzeba przyznać że jest to efektowne rozwiązanie, z którego mieliśmy niezły ubaw podczas jednej z wycieczek ze znajomymi kiedy udawałem że to ukryty komunikator do Ministerstwa Obrony Narodowej :)
Taka pojemność baterii według danych producenta pozwala na pokonanie 150 km. Całkiem prawdopodobne, ponieważ ja robiłem na rowerze rundki po ok 60 km i "prądu" zostawało całkiem sporo. Wiadomo że dużo zależy od charakteru jazdy i stopnia wspomagania, ale ta pojemność pozwala już na sporo luzu. Egzemplarz który do nas dotarł, był już wcześniej intensywnie testowany przez zachodnie redakcje i te doświadczenia odcisnęły już małe piętno na baterii, która ładowała się do 98% i dość szybko ubywała na początku. Później już schodziła w miarę normalnie z każdymi przejechanymi kilometrami trasy.
Sercem roweru jest silnik Brose S. Wśród największych producentów silników jest on postrzegany na 4tym miejscu po Boschu, Shimano i Yamaha, ale myli się ten mówiąc o nim że jest kiepski. Wręcz przeciwnie. Co prawda jego moc maksymalna jest na poziomie ok 330 W, co przy silniku Boscha wyciągającemu 560 W wydaje się śmiesznie mało, jednak kosztem tego parametru osiągnięto bardzo dobrą elastyczność tego napędu, wspomagającego maksymalną mocą w zakresie kadencji od 55 do 100 obrotów na minutę. Porównując ten parametr do silników Boscha czy Yamaha wynik jest imponujący, ponieważ pierwszy z nich wspomaga maksymalnie w zakresie 80-100, a moc maksymalna produktu japońskiego osiągana jest w granicach 70 obrotów na minutę. Co to oznacza? Ano to że niezależnie czy kręcimy korbą powoli czy szybko, silnik wspomaga nas cały czas na takim samym wysokim poziomie. Druga cecha która zasługuje na wyróżnienie to jego absolutnie cicha praca. Produkty innych firm pracują na różnych poziomach głośności przypominających mniej lub bardziej głośne mruczenie kotka. W tym przypadku nic. Absolutna cisza. Odpowiedzialnym za to jest system przeniesienia napędu wewnątrz silnika, który w Brose realizowany jest za pomocą paska klinowego. Każdy kto miał okazję się nim przejechać był zachwycony.
Kilka słów o amortyzacji. Tu byłem zadowolony w pełni, bo z przodu i z tyłu miałem 160mm wygody Made by Fox. Przedni widelec to FOX 36 FLOAT Performance 160mm 15QR, a z tyłu FOX FLOAT DPS Performance. Nie jest to wersja Factory z Kashimą, ale nie było powodów do narzekania. W porównaniu z RS Yari, tu wszystko chodziło jak po maśle. Mocowanie dampera przypomina to z rowerów DH. Z jednej strony zamocowano go do dolnej rury przedniego trójkąta (zapomnijcie o koszyku na bidon) a z drugiej do wahacza łączącego się nad nisko położonymi seatstayami. W tym miejscu muszę na chwilę wrócić do ramy, która jest dość dziwnie zaprojektowana właśnie w tym miejscu. Zresztą zobaczcie sami na zdjęciach. Nie wiem o co tu chodziło projektantowi że nie zrobił tego symetrycznie. Może to sposób na oszczędność wagową? Nie wiem. Projektant pewnie tajemnicę zabierze ze sobą do grobu :) Pisałem że możecie zapomnieć o koszyku na bidon? Tak, tradycyjnym, ponieważ BH zaprojektowało specjalnie dla tego modelu inny bidon, który można dokupić osobno. Posiadanie wyjątkowego roweru zobowiązuje...
Złego słowa nie napiszę o napędzie, który w przypadku AtomX'a pochodził ze stajni Shimano i był mixem grupy SLX i XT. Shimano już od kilku lat robi napędy, które precyzyjnie działają, a pod względem cenowym stanowią świetną alternatywę dla produktów Srama. Zresztą rozprawy na temat wyższości jednej firmy nad drugą przypominają wieczny problem, które święta lepsze. Kaseta SLX o rozpiętości 11-46 świetnie sobie dawała radę z tym co jej siostra spod znaku XT kazała kręcić. BH rowery w których stosuje sprzęt Shimano, wyposaża w łańcuchy KMC, w tym przypadku mamy model X11. Także hamulce wyszły z japońskiej fabryki. I to jest rzecz która im wychodzi najlepiej na świecie.
Standardem też już jest wyposażanie elektrycznych fulli w regulowane sztyce. W tym przypadku trafiła się sztuka od Kind Shocka Eten-I. Każdy kto kiedykolwiek miał z regulowanymi sztycami do czynienia, nie wyobraża sobie jazdy na tradycyjnej.
Rower jest dość ciężki. Waga pokazała 24,7kg, co dla niejednego fana superlekkich części, do których sam się niedawno zaliczałem może być szokiem. Jednak po załączeniu silnika i wykonaniu kilku obrotów korbą pojawia się ten sam uśmiech co przy innych elektrykach. Gorzej jak trzeba go wtaszczyć na któreś piętro... uśmiech znika i pojawiają się kropelki potu :) Ale co tam, radocha z jazdy rekompensuje wszystkie niedogodności, a funkcja wtaczania pomaga uporać się z pokonywaniem kolejnych pięter.
Dość ciekawie zaprojektowano wyświetlacz, stanowi on bowiem integralną pokrywy mostka, dzięki czemu jest on centralnie na środku i nie zajmuje miejsca na kierownicy. Graficznie też ładnie. Przełączanie się miedzy trybami jest animowane, co stanowi pewien smaczek, ale sam sposób wyświetlania poszczególnych trybów jest intuicyjny. Z tej racji że wyświetlacz jest kolorowy, każdy tryb ma inny kolor. Nie musisz wczytywać się w literki - zwyczajnie patrzysz jest kolor szary, niebieski, zielony, pomarańczowy czy czerwony i wiesz jaki masz tryb. Tak samo przy manetce sterującej zmianą trybów - umieszczono diodę która zmienia kolor na taki sam jak na wyświetlaczu. Mała rzecz a cieszy.
Żeby jednak nie było tak kolorowo, to odkryłem że system potrafi się zawiesić jeśli był kontakt z wodą. Zdarzyło mi się to dwa razy - raz po powrocie z błotnej wycieczki, kiedy zabrałem rower na myjkę, a drugi po powrocie w małym deszczu. System nie reagował i dochodził do siebie po jakimś czasie. Być może to wina testowanego egzemplarza, który jak nadmieniłem łatwego życia nie miał, ale na pewno zwrócę na to uwagę przy kolejnym teście BH z systemem Brose.
PODSUMOWANIE
Fajny rower, dobrze i przemyślanie wyposażony, z płynnie działającą amortyzacją i kilkoma ciekawymi rozwiązaniami za całkiem przyzwoite pieniądze. Tak, przyzwoite bo tej klasy sprzęt za ok. 21000 nie powoduje że człowiek dostaje zawału serca, albo zastanawia się z czego to jest zrobione. Rower nie miał lekko, katowali go przede mną, katowałem i ja. Przeżył. Niedawno pisałem o nowej wersji AtomaX z włókna węglowego. Panowie z BH czekam na niego. Podejmujecie wyzwanie?
komentarze