Indian Pacific Wheel Race mimo odwołania jedzie, wraz z dwoma Polakami.
Australijski gigant odwołany...ale zawodnicy i tak jadą!
Ultramaraton Indian Pacific Wheel Race odwołany z powodu toczącego się dochodzenia po zeszłorocznym wypadku na trasie i niepewności o bezpieczeństwo uczestników.
Indian Pacific Wheel Race (IPWR), liczący 5,5 tys. kilometrów maraton rowerowy w formule samowystarczalnej, z trasą od oceanu do oceanu, pierwszy raz wystartował w 2017 roku. Inspirowany innymi wielkimi samowystarczalnymi imprezami: Tour Divide, TransAm czy Transcontinental Race, duchem sięga pierwszych lokalnych imprez rowerowych, Australian Outback, których celem było wyśrubowanie czasów przejazdu między dużymi miejscowościami. Tak samo jak na wspomnianych wielkich wyścigach, trzeba polegać na tym co wiezie się ze sobą oraz na infrastrukturze napotkanej po drodze: motelach, stacjach benzynowych, a często przystankach, pocztach czy nawet tak abstrakcyjnych miejscach do przespania jak wraki pojazdów czy przydrożne rudery. Rywalizacja w pierwszej edycji przyciągnęła sporą uwagę, ze względu na wysoki poziom startujących, a przede wszystkim przez malowniczy krajobraz trasy i trudne warunki. Niestety odcisnęła też bezpowrotnie swoje piętno – na przedmieściach Cranberry śmiertelnie potrącony został Mike Hall, jeden z najwybitniejszych zawodników ultradystansowych na świecie.
Zawodnicy na trasę ruszyli 17 marca o 6.22 (dla uczczenia pamięci Mike'a Halla) z Fremantle, a „wyścig” zakończy się przy operze w Sydney. Nie ma limitu czasu. Nie ma nagród pieniężnych. Jedyną nagrodą jest satysfakcja z ukończenia. Trasa IPWR jest mocno urozmaicona: na początek pustynne i bezdrzewne Nullarbor Plain z 150-kilometrową, prostą jak od linijki, drogą. Następnie przejeżdża się przez wzgórza Clare Valley, Barossa Valley i Adelaide Hills, gdzie rozgrywane są niektóre etapy Tour Down Under. Potem kultowa Great Ocean Road i 1000 kilometrów Alp Australijskich. Na pustyni wysokie temperatury w dzień, niskie w nocy, w górach możliwe spore ochłodzenia, wiatry na drodze nad oceanem. A wszystko to przy akompaniamencie pędzących pociągów ciężarówek i spotkaniach z dziką australijską przyrodą.
Na liście startowej jest dwóch Polaków: Paweł Puławski i Ryszard Deneka. Obydwaj, mimo anulowania ścigania, nie zmienili planów i próbują pokonać trasę. Paweł, finiszer TCR, od początku informował, że przejedzie oryginalną trasę IPWR. Rysiek, finiszer m.in. zeszłorocznych TransAm i MRDP, a także TCR (w 2016 roku), przed wylotem do Australii nie był pewny czy pojedzie oryginalny track, ale tuż przed startem postanowił się ścigać. Obecnie, 4 doby po starcie, jedzie na czele „wyścigu”, mając prawie 2 tys. km w nogach.
Zmagania zawodników można śledzić na mapie: https://indianpacificwheelrace2018.maprogress.com/
Foto: Chris Bennets i Ricardo Deneka.
komentarze