Cannondale Fat Caad 1 - test cz.2

Wygląda na to, że zima już za nami, a przynajmniej jej śnieżna część. Pora więc na podsumowanie całorocznego testu grubasa kuternogi, czyli Cannondale Fat Caad 1.

W tym roku zima była całkiem fajna. Szczerze powiedziawszy, to po raz pierwszy od czasu gdy bawiła mnie jazda na sankach i rzucanie się śnieżkami, cieszyłem się że nawaliło śniegu. Czemu? Bo grubas jest rowerem całorocznym, dającym frajdę w każdych warunkach - piach, błoto, śnieg i cokolwiek jeszcze stanie nam na drodze. Maszyna niczym walec drogowy rozjeżdża wszystko. Techniczna jazda nie jest moją specjalnością. Wariactwo na śniegu to zawsze była domena Remika, który potrafi zjeżdżać z Koziej górki z prędkością ponad 60 km/h. Dlatego cieszyłem się, że będzie czym i po czym jeździć tej zimy.

Rower oczywiście był dobrze przygotowany, oblepiony folią zabezpieczającą Bikeshield jaką otrzymałem do testu z Bikeline.pl, podobnie jak łańcuch przesmarowany świętym Graalem wśród smarów, jak przyjęło się mówić o smarze Viking z firmy Juice Lubes. Z kolei „kolarz” czyli ja, zostałem ubrany w świetną garderobę zimową z Under Armour i genialnie sprawdzającą się kurtkę zimową z Martombike. O ciepło stóp z kolei zadbała marka Bontrager, od której otrzymałem buty OMW. Na twarzy okulary w wersji zimowej mało znanej firmy Global Vision, które jednak dawały radę jak i cała reszta wszelakiego ciucha, żeby po jeździe wrócić do domu bez głębokiej hipotermii :)

Tej zimy udało mi się wybrać na kilka kilkugodzinnych przejażdżek. Zakres temperatur wynosił od -14 do -5 stopni Celsjusza, czyli jak najbardziej odpowiednie, żeby sprawdzić jak to wszystko zachowuje się w dość skrajnych warunkach. 

Zima jest wymagającym czasem dla sprzętu i większość z nas, ma specjalnie na ten czas przygotowane rowery zimowe. W przypadku fatbika nie ma to większego sensu, ponieważ to są warunki wręcz stworzone dla niego. Pogoda w tym roku była dość zmienna - po dużych opadach śniegu, przychodziła niewielka odwilż, by potem znów chwycić mrozem. Podłoże było więc bardzo nierówne, mocno skute lodem, a sam śnieg także był mocno zmrożony. Dla grubasa to jednak nie miało większego znaczenia. Oczywiście jazda po lodzie jeśli nie masz opon z kolcami to zawsze jest pewne ryzyko i trzeba zachować umiar i ostrożność, jednak podczas moich przejażdżek niejednokrotnie towarzyszyli mi znajomi na klasycznych góralach z oponami o średnicy 2.xx i tam różowo nie było. Jazda po zlodowaciałej powierzchni powodowała, że szukali miejsc z jego mniejszą ilością lub jazdą poboczem gdzie można było liczyć na trochę przyczepności jaką oferował leżący tam śnieg. Dobra mieszanka gumowa zastosowana w oponach Schwalbe Jumbo Jim, ich średnica i powierzchnia styku z podłożem umożliwiały jazdę nawet po największych zmarzlinach. Nie obyło się oczywiście od uczucia że tylne koło czasem próbowało żyć swoim życiem, ale tych momentów nie było wiele i wszystkie bezpiecznie wyprowadziłem.

Ewidentnym przypadkiem była jazda ok. 2 tygodni temu, gdzie trasy na hałdach były mocno zmrożone z dużą ilością kolein i nierówności powstałych po wcześniejszych roztopach. Na miejsce zbiórki jechałem trasą, jaką moim znajomym pokazałem podczas poprzedniej wycieczki. Dojechałem bez większych problemów, czasami mając delikatne uczucie utraty tarcia pomiędzy kołem a podłożem po którym się poruszałem. Koledzy dotarli pół godziny później, twierdząc że z części trasy musieli się wycofać, bo przejazd nie był możliwy, a fragmentami schodzili z rowerów i je prowadzili. To było prawdopodobne, bo jadąc na miejsce zbiórki spotkałem podobnych mi wariatów, pchających swoje maszyny pod górkę, pod którą ja wjeżdżałem bez najmniejszego problemu. 

Co się tyczy pracy amortyzatora Lefty Olaf. Czytając różne testy innych amortyzatorów można zwrócić uwagę, że jeśli w umiarkowanych temperaturach wszystko jest dobrze lub bardzo dobrze, to w niskich już tak różowo nie jest. Kuternoga pod tym względem nie zawodził, spokojnie radząc sobie ze wszystkim co napotkał. Jest bardzo sztywny, charakteryzuje się wysoką kulturą pracy i wybiera od piasku po telewizory, no prawie :)

Cannondale oferuje wyjątkowe rowery i tak było i tym razem. Grubasy wyglądają potężnie dzięki klasycznej geometrii i suną jak czołgi, choć wagowo czołgami nie są - 15kg to średnia waga grubasa i opinie wszystkich ludzi, którzy podchodzili do mnie wypytując mnie o ten rower były jednoznaczne po wzięciu go do ręki - wygląda na cięższy niż jest w istocie. Dużą zasługą w tym jest też potężny dwupółkowy Lefty, który idealnie komponuje się z rurami ramy. Nie ma także problemu z rozpędzaniem roweru. Nie jest to rower wyścigowy, chyba że w wyścigu grubasów, ale oferuje bardzo pewne prowadzenie, świetną przyczepność, doskonałą amortyzację i to coś takiego ulotnego, typowego dla rowerów Cannondale, co daje plus 1000 punktów do współczynnika lansu.

Czy polecam? Zdecydowanie tak.

Po raz kolejny dziękuję firmie Twomark z Chorzowa, za udostępnienie grubasa na cały rok do testu. Dziewczyny, jesteście wielkie :)

Reszta produktów wymienionych w teście będzie opisana w osobnych artykułach.


o autorze

Paweł Waloszczyk

Twórca portalu, absolwent Politechniki Śląskiej który zamiast pisać o tym co zrobić by sprzęt rowerowy był lepszy, co robił przez ostatnie lata, postanowił sam się za to zabrać. Pasjonat nowych technologii i materiałów. 

Powiązane posty


komentarze

Powiązane treści

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl