Bartek Janowski o swoich początkach z kolarstwem, pasjach i wyścigach.
1. Bartek, powiedz ile to już lat trwa Twoja przygoda z kolarstwem?
Długo :) Pierwszy katalog rowerowy mam z 1998 roku, można, więc przyjąć, że od wtedy interesuję się kolarstwem i rowerami ;). W pierwszych zawodach brałem udział w 2002 roku, były to Młodzieżowe Mistrzostwa Małopolski, które odbyły się w Ojcowie i zająłem w nich z marszu 1 miejsce w kategorii MTB wśród uczniów 1 i 2 klas liceum. Wstępnym krokiem do „kariery” sportowej było zapisanie się do sekcji kolarskiej klubu KS Cracovia w październiku 2002 i dalej starty z licencją juniora w sezonie 2003.
2. Zaczynałeś od XC w prehistorycznych czasach, kiedy każdy miał aluminiowy rower, królowały v-brake a ''dziewiątka'' z tyłu była luksusem. Opowiedz proszę ''młodzieży'' o tamtych czasach, jak na przestrzeni tych lat zmieniało się mtb w Polsce?
Kolarstwo górskie konkretnie zmieniło się od tamtych czasów. Zaczynałem od Cross Country. Długodystansowe wyścigi nie były tak popularne, jednak ówczesne XC swoim charakterem przypominało trochę dzisiejsze górskie maratony ze sporym akcentem siłowo-wytrzymałościowym. Wyścigi odbywały się w charakterystycznych miejscówkach np. w Polanicy Zdrój, Książu, Głuchołazach, czy w Szczawnie-Zdroju ze startem i rundami rozbiegowymi zlokalizowanymi w centrum miejscowości na deptaku. Co wiązało się ze sporą widowiskowością i dużą ilością kibiców. Trasy były w pełni naturalne. Ścigaliśmy się po prostu w górach na górskich ścieżkach, które były trudne same w sobie. Może niektórzy jeszcze pamiętają tzw. schodki w Polanicy :) Zazwyczaj na trasie znajdowały się długie podjazdy i wymagające zarówno technicznie jak i kondycyjnie zjazdy. Jednak były też specyficzne trasy interwałowe z krótkimi i bardzo sztywnymi przewyższeniami np. w Czarnkowie.
W „dawnych latach” na pewno frekwencja była też raczej trochę większa. Na Mistrzostwach Polski XC 2003, które odbyły się w Książu wystartowało 63 juniorów. Był to mój pierwszy ogólnopolski wyścig. Zmagania ukończyłem na 33 miejscu. Jechałem wtedy jeszcze na 14 kilogramowym „Marianie”, ale był fun i to 14 kilogramów jeszcze mi nie ciążyło ;)
Oczywiście na przestrzeni lat największe zmiany zaszły w sprzęcie. Gdy zaczynałem się ścigać to topowym standardem były zielone Micheliny Wild Griperr’y, niebieski Rock Shox Sid, koła Mavic Crossmax z ceramiczną powłoką do hamowania v-break’ami, napęd 9 biegowy i do tego rogi na wąskiej 58 centymetrowej kierownicy. Większość zawodników ścigała się na ramach aluminiowych, magnezowych lub ze stopów scandium. Ja zacząłem na kiepskim i ciężkim sprzęcie, jednak już z końcem 2003 roku tata kupił mi pierwszy profesjonalny rower MTB. Miałem w nim karbonową ramę, osprzęt Shimano XT i koła bezdętkowe, które wtedy nie były jeszcze standardem, więc trochę zacząłem wyprzedzać epokę ;)
3. Jak wspomniałem wcześniej, zaczynałeś od XC a na dłużej zakotwiczyłeś w maratonie. Dlaczego taki wybór? Zaraz wybrałeś ''Giga'' jako swoją specjalność czy początkowo ścigałeś się na krótszych dystansach?
Na przełomie lat 2006-2009 tendencja w Polskim XC była upadkowa. Znaczących wyścigów było coraz mniej, w końcu zniknął nawet cykl Grand Prix MTB. W związku z tym naturalnym dla mnie kierunkiem stały się maratony, które same w sobie od razu bardzo mi się spodobały gdyż w trakcie rywalizacji ścigałem się wysoko w górach na fenomenalnych, widokowych, dzikich ścieżkach. Rok 2006 był pierwszym, na którym zaliczyłem systematyczne starty na dystansie mega. A od 2007 naturalnie w drodze dalszego rozwoju przerzuciłem się na prestiżowe Giga by ścigać się po prostu z najlepszymi. W pierwszym sezonie na Giga zaliczyłem min. Puchar Świata w Maratonie rozgrywany na Gran Canarii, Mistrzostwa Europy w niemieckim St. Wendel, kilka mocnych Powerade MTB Marathonów w Polsce i zostałem zauważony. Dzięki temu na sezon 2008 trafiłem do grupy zawodowej DHL Author, gdzie u boku Andrzeja Kaisera, Pawła Wiendlochy i Wojtka Halejaka przeszedłem prawdziwą szkołę życia i kolarstwa :) Niesamowite czasy, które cały czas bardzo dobrze wspominam. Wtedy też już na dobre wszedłem w wyścigi długodystansowe.
4. Robisz coś jeszcze oprócz ''rowerowania''? Praca, rodzina a może inne poza rowerowe pasje?
W drużynie Romet Racing Team pełnię rolę zawodnika, jestem też zaangażowany w sprawy organizacyjno/marketingowe. Mogę, więc powiedzieć, że w tym momencie kolarstwo zajmuje mnie w 100% a sprawy służbowe raczej nie przeszkadzają i nie kolidują mi z treningami. To jest idealna sytuacja gdyż kolarstwo to moja największa pasja, mogę więc spełniać się i robić to, co lubię wielowymiarowo. Oczywiście w kolarstwie jak i w życiu nie zawsze jest z górki jednak w trudnych chwilach zawsze mogę liczyć na moją żonę Asię i całą rodzinę.
Poza rowerem mam sporo różnych dziwnych zainteresowań ;). Jak każdy facet interesuję się motoryzacją i pochłaniam ogromne wręcz hurtowe ilości prasy motoryzacyjnej, śledzę też rajdy samochodowe. Poza tym tkwi we mnie miłość do historii i militariów. Szczególnie ciekawią mnie dzieje 2 wojny światowej, uzbierałem już sporą biblioteczkę książek w tej tematyce :) Generalnie różnego rodzaju książki też non stop czytam. Poza tym mam jeszcze zajawkę na: komiksy, fantastykę w tym gry np. najlepszą planszówkę z dzieciństwa, czyli Magię i Miecz.
5. Jesteś jednym z niewielu zawodników w Polsce który może stanąć na drodze do podium zawodnikom JBG2. Czasami jednak ich przewaga liczebna robi swoje... Nie uważasz że przydałby się Tobie jakiś kompan do walki o najwyższe stopnie podium?
Pewnie tak, gdyż nie da się ukryć, że na topowym poziomie ścigania jednym z kluczowych czynników jest taktyka drużynowa. W tym przypadku oczywiście JBG2 Professional MTB Team ma ogromną, wręcz miażdżącą przewagę liczebną w całym peletonie, co od razu stawia ich w gronie faworytów do zwycięstwa. Jednak muszę w tym momencie też podkreślić, że pełny skład JBG2 rozpatrywany indywidualnie to bardzo mocni goście, profesjonalni kolarze, więc krzywdzące jest traktowanie wyników JBG2 Team jedynie w perspektywie „przewagi liczebnej” a takie skojarzenie może się nasunąć niektórym po przeczytaniu tego pytania. Trzeba pamiętać, że to jednak jest kolarstwo górskie. Taktyka drużynowa jest jednym z kluczowych elementów sukcesu, jednak na wynik wpływają też inne czynniki a niezaprzeczalnie najważniejszym z nich jest indywidualna wydolność i umiejętności.
W tym miejscu mogę tylko żałować, że raczej nie organizuje się już u nas ciężkich wyścigów, takich prawdziwych „wyrypów” fizycznych i technicznych, w sensie: ponad 4h jazdy, 80km i 3500 metrów przewyższenia. W takich warunkach zawsze najważniejsza jest siła jednostki a taktyka drużynowa schodzi na dalszy plan i po wyścigu nie ma dywagacji na temat „jazdy po kole” czy „współpracy teamowej” bo każdy jedzie po prostu swoje.
6. Co roku startujesz praktycznie w tych samych cyklach maratonów. Nie czujesz się znużony naszym polskim podwórkiem? Może czas wyruszyć na głębsze wody, a może nasze ściganie sprawia Ci dostateczną frajdę?
Po pierwsze nie zgadzam się z pierwszym stwierdzeniem tego pytania a po drugie oczywiście nie czuję się znużony :). Mamy najpiękniejsze góry i najlepsze i najbardziej różnorodne ścieżki i szlaki na świecie! Są możliwości, żeby konkretnie pojeździć i ścigać się. W moim grafiku zaznaczam zawsze najtrudniejsze i najciekawsze maratony polskie, okazjonalnie startuję też na wyścigach zagranicznych. Co rok w moim kalendarzu startów zachodzą pewne konkretne zmiany i nie ma miejsca na nudę.
W sezonie 2016 zaliczyłem 23 dni startowe. 12 edycji Bike Maratonu, gdzie Maciej Grabek i cały team organizacyjny dopięli cykl perfekcyjnie i było emocjonująco, różnorodnie i selektywnie. Pojawiły się nowe trasy np. Obiszów, w którym nie miałem jeszcze okazji startować, czy Ludwikowice Kłodzkie. Poza tym pętle rozgrywane w dotychczasowych miejscówkach też zaliczyły mniejszy lub większy lifting, więc na przestrzeni całego sezonu było konkretnie a przysłowiową „kropką nad i” był „standardowy” finał w Świeradowie-Zdroju. Teoretycznie zapowiadał się tak, jak co roku, jednak odbył się na nowej trasie i przyprawiony został po raz pierwszy w historii śniegiem, który wszyscy uczestnicy będą na pewno długo wspominać :).
Zaliczyłem też 7 rewelacyjnych urozmaiconych maratonów Cyklokarpaty, serii mającej swój niepowtarzalny charakter. Za organizacją stoi ogromny pasjonat kolarstwa górskiego, czyli Grzegorz Prucnal poza tym swoje 3 grosze przy przygotowywaniu tras zawsze dokładają lokalni zapaleńcy. Oczywiście jest to najlepsza rekomendacja dla tego cyklu. Maratony w Dukli, Przemyślu, Pustkowie-Osiedlu, Pruchniku, Sandomierzu oraz moich przydomowych Kluszkowcach i Zakopanem zaliczam do najlepszych, które przejechałem.
Odmianą sezonu 2016 był również mój powrót na katorżnicze trasy międzynarodowej etapówki Beskidy MTB Trophy. Dzięki temu wyścigowi mam kolarskich znajomych z Nepalu :)
Znużenia nie czuję i z ogromną energią snuję już kolejne ciekawe plany na rok 2017. Mam nadzieję, że wypalą! :)
7. Jakie kiedyś były kolarskie marzenia Bartka Janowskiego? Jakieś z nich się spełniły? A może wciąż pozostają niespełnione i właśnie one napędzają Cię do dalszej rywalizacji?
Moim największym kolarskim marzeniem i jednocześnie motywacją od zawsze była jazda na najlepszych rowerach i jednocześnie chęć czerpania niezmąconej frajdy i satysfakcji z uprawiania kolarstwa górskiego na wysokim poziomie oraz smakowania tego specyficznego kolarskiego klimatu :). Moje marzenie cały czas na bieżąco się, więc spełnia. Już trzeci sezon reprezentowałem barwy fabrycznego teamu Romet Racing Team, dzięki któremu byłem zaangażowany w testowanie prototypowych maszyn. Rezultatem współpracy są nowe modele Monsun oraz Huragan CRD, które trafiły do rowerowego katalogu Romet na 2017. Myślę, że każdy pasjonat kolarstwa chciałby zostać zaangażowany w takie przedsięwzięcie, a mi się udało taką ambicję zrealizować :). Oczywiście napędzają mnie też wyniki sportowe, trening i rywalizacja, jednak największą wartością są dla mnie wszyscy poznawani ludzie tworzący kolarskie środowisko.
8. Jesień to czas roztrenowania i błogiego lenistwa po wyczerpującym sezonie. Jaki jest Twój przepis na naładowanie akumulatorów po tak morderczych sezonach jakie serwujesz sobie od kilku lat?
Wypada napisać, że okres roztrenowania wiąże się z zaprogramowanym stopniowym zmniejszaniem obciążeń treningowych ;) Stop! W tym momencie sezonu już nie planuję aktywności, a jeżdżę tak po prostu dla przyjemności. Jeśli jest pogoda, pojawia się ochota to wsiadam na rower i jadę. Na ile? Na tyle na ile mi akurat wyjdzie, ale bez przeginania, czyli tak, żeby się nie zmęczyć zanadto i najlepiej w jakimś spoko towarzystwie :) Dla mnie to najlepsze rozwiązanie. Generalnie według mnie jesień jest dobrym momentem, żeby trochę w ciszy i spokoju, bez napinki pośmigać jeszcze przed zimą na rowerze MTB, więc katuję moje przydomowe ścieżki, górki i kamieniołomy. To tak w ramach roztrenowania rowerowego…
…a poza rowerowo jest też czas żeby trochę głowę przewietrzyć odetchnąć od pedałowania. Staram się czerpać z tego okresu na maxa i wraz z Asią wybieramy się na wycieczki. Ostatnio zaliczyliśmy weekend w Wierchomli, przy okazji pozwiedzaliśmy trochę podhale a w listopadzie wybierzemy się jeszcze na tydzień do Szklarskiej Poręby, gdzie posiedzimy w SPA i pewnie też odwiedzimy lokalne atrakcje „Tajemniczego Dolnego Śląska” :).
10. Skoro już mowa o roztrenowaniu, powiedz nam coś o swoim zimowym treningu. Kiedy rozpoczynasz przygotowania do następnego sezonu. Może jak Lance Armstrong- dzień po ostatnim maratonie? ( W przypadku Lance'a dzień po Tour de France ;-) ). Masz sprawdzone metody treningu w zimie czy co roku starasz się je modyfikować?
Zgodzę się z Lancem, chociaż nie jestem w 100% pewien czy na pewno on miał na myśli to samo, co ja ;)
W każdym razie po ostatnim wyścigu w makrocyklu rocznym zawsze przychodzi okres przejściowy, którego zadaniem jest odpoczynek przed okresem przygotowawczym do kolejnego sezonu. W tym momencie każdy kolarz, niezależnie czy śpi, czy jeździ, czy zażywa różnorakich zabiegów odnowy biologicznej to robi to tak naprawdę pod kątem kolejnych startów, pomimo tego, że te są jeszcze dosyć odległą perspektywą.
Przechodząc do tematu moich treningów, to na przestrzeni lat na bazie doświadczeń wypracowałem swój schemat przygotowań zimowych, który się w moim przypadku sprawdza. Natomiast w okresie przygotowawczym, co roku wprowadzam też drobne zmiany. Organizm sportowca adaptuje się do impulsów treningowych, dzięki temu oczywiście w ogóle jest możliwy trening sportowy, jednak w związku z tym również organizm przyzwyczaja się do bodźców wysiłkowych i w pewnym momencie przestają one odnosić pełny skutek. Nie da się podnosić obciążeń w nieskończoność i dla podtrzymania progresu rozwoju formy musi być, więc też zachowana różnorodność.
Zima to okres wzmożonych treningów i jeśli miałbym tak na zakończenie jeszcze na szybko wesprzeć istotną wskazówką, to na pewno zwróciłbym uwagę wszystkich na zdrowie, które jest najważniejsze. Niestety wszelkie przeziębienia, choroby, przeciążenia czy kontuzje oddalają od osiągnięcia wyśmienitej formy i o tym trzeba na pierwszym miejscu pamiętać w trakcie zimowych miesięcy!
Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów!
komentarze