Pamiętnik Gunn-Rity: wzloty i upadki
Początek ubiegłego roku nie był dla mnie łatwy. Choroba zimą i długa przerwa spowodowana infekcją wirusową tuż przed startem nowego sezonu mocno mnie spowolniły. Sytuacji nie poprawił upadek w Stavanger (Sormarka) kilka tygodni przed pierwszym wyścigiem Pucharu Świata, złamałam wtedy kilka żeber. Gdy rozpoczynał się Puchar Świata, wciąż byłam chora i niezdolna do jazdy na całego.
Wyścig w Albstadt zaczęłam na samym przedzie, ale później wyprzedziło mnie wiele zawodniczek i to był dla mnie szok. Myśli o rezygnacji z wyścigu w jego trakcie nachodzą mnie bardzo rzadko, jednak ten start był dla mnie niesłychanie trudny. Każda część mojego ciała błagała o litość, to był jeden wielki ból. Na szczęście z tyłu głowy wciąż słyszałam głos, który mówił mi, by się nie poddawać, że właśnie takiego lania potrzebuję, by wykonać kolejny krok naprzód. Przetoczyłam się tego dnia przez metę jako 21. i czułam się kompletnie zmasakrowana od stóp do głów. Mimo to w następny weekend walczyłam o czołową "5" Pucharu Świata w Novym Meście. Podczas ostatniego okrążenia musiałam jednak dać za wygraną i ukończyłam wyścig na 10. miejscu. Był to dla mnie ogromny postęp i potwierdzenie, że sprawy idą ku dobremu.
Nowe złoto mistrzostwa świata
5 tygodni później, 29 czerwca, miały się odbyć mistrzostwa świata w maratonie MTB – kluczowy punkt naszych planów na dalszą część sezonu. Mogliśmy się do nich przygotowywać z pożądaną pewnością, której brakowało nam podczas ciężkiego początku sezonu. Nie jest trudno zachować skupienie i każdego dnia podejmować dobre decyzje na 5 tygodni przed mistrzostwami świata. Nie można wtedy pozwolić sobie na jakikolwiek błąd, jeśli celem jest zwycięstwo. Mogłabym napisać wiele stron na temat ostatnich 2 tygodni przygotowań do mistrzostw świata. Podczas 14 dni, które spędziliśmy w Kirchbergu, udało nam się przejechać kilka sekcji trasy wyścigu, ćwiczyliśmy też w górach wokół Kitzbuhel. Ponadto m.in. omawialiśmy taktykę, wybieraliśmy opony, testowaliśmy w nich ciśnienie, analizowaliśmy najważniejsze dla nas punkty wyścigu.
W sobotę rano 29 czerwca pojawiłam się na starcie spięta i zdenerwowana, ale w pełni przygotowana do celu, na którego osiągnięcie byłam zaprogramowana. To był niezapomniany dzień. Dalsza część sezonu po zdobyciu fantastycznego złotego medalu mistrzostw świata i nowej tęczowej koszulki rozpoczęła się tygodniami dobrych treningów w Livigno. Stopniowo poprawiałam tam swoją formę. 2 tygodnie przed mistrzostwami świata cross country w RPA wzięłam udział w finale Pucharu Francji w Meribel [Gunn-Rita wygrała wyścig, wyprzedzając m.in. Julie Bresset - red.]. Czułam, że wszystko jest w porządku, mimo nóg odczuwających wiele tygodni ciężkich treningów. Od tego dnia skupiałam się na odpoczynku.
Pokonana przez chorobę
Mój odpoczynek był jednak całkiem inny niż ten, na który czekałam. Wszystko zaczęło się od bólu gardła na kilka dni przed wylotem do Pietermaritzburgu. Na miejscu z pełną mocą zaatakowało mnie zapalenie zatok. Oczywiście przełożyło się to na kiepskie doświadczenia z mistrzostw świata. Dwa tygodnie później w finale Pucharu Świata w Hafjell wystartowałam z nieco zardzewiałym silnikiem. Pod koniec zeszłego sezonu musiałam znieść wiele rozczarowań. Pracujesz ciężko przez długi czas i kończysz z wynikiem, który jest daleki od twoich oczekiwań. Tak to jednak wygląda w świecie sportu, niemal wszyscy doświadczają tu podobnego uczucia. Rozczarowanie nie chciało mnie opuścić po zakończeniu sezonu, choć nie było powodu, by pozostawało ze mną tak długo. Możliwość zakładania koszulki mistrzyni świata każdego dnia na trening mówi całkiem sporo o tym, jak fantastyczny był sezon 2013.
Świetny rok dla drużyny
Wszyscy w Multivan Merida Biking Teamie mieli sporo powodów do świętowania w 2013 roku. Wspólnie z grupą Lampre-Merida rozpoczęliśmy go wspaniałą prezentacją prasową na Majorce. Mieliśmy razem sporo zabawy, niezapomnianych doświadczeń, a wysiłek całej ekipy w sezonie był imponujący. W Pucharze Świata w Nowym Meście młode strzelby zespołu, Thomas [Litscher –red.] i Cinky [Ondrej Cink – red.] spisali się nadzwyczaj dobrze, zajmując 4. i 6. miejsce. Biegałam wtedy jak szalona przy trasie, krzyczałam i motywowałam ich. Jose walczył o zwycięstwo w Mont-Sainte-Anne (dobra robota, stary druhu), a Cinky przez długi czas był na prowadzeniu w Pucharze Świata w Andorze. Nino [Schurter – red.] pokonał go tuż przed metą. Bycie częścią tego wszystkiego to bardzo ekscytująca sprawa.
Zakończyliśmy sezon w świetnym stylu w Hafjell w Norwegii, zarówno jeśli chodzi o zawodników, jak i cała wspierającą nas ekipę. Mieliśmy imprezę, która na długo zapadnie w naszej pamięci, wracaliśmy do domu chyba jako ostatni tego wieczoru! Pokonałam wszystkich w piciu piwa na czas, w tych kręgach to bardzo cenne zwycięstwo… Najbardziej pamiętnym dniem sezonu 2013 była bez wątpienia integracja zespołu nazajutrz po wyścigu. Zebraliśmy całą grupę przy torze bobslejowym obok Hafjell i zaczęliśmy zabawę o 11 przed południem w niedzielę. Wzięliśmy udział w wielu zajęciach angażujących ciało i, naturalnie, naszego ducha rywalizacji. Jedno z najlepszych zadań polegało na tym, by biec tak daleko, jak to możliwe, będąc przywiązanym do rozciągliwej liny. Zaliczyliśmy kilka spektakularnych upadków, a nasze życie było zagrożone, gdy naprężona lina wracała. Najdalej udało się pobiec Marco [mechanik zespołu – red.]. Nie wiedział o tym, że lina się odczepiła, i po prostu biegł, biegł i biegł. Choć nie wszystkich ucieszył pomysł z jazdą bobslejami, wyszliśmy z tego cało. Każde zajęcie było obowiązkowe i nikomu nie odpuszczaliśmy. Mimo to kilka osób zrezygnowało po południu z degustacji piwa w browarze w Lillehammer.
Powrót do domu i chłodu
Mamy przed sobą dwa dni treningu zanim wrócimy do domu [Gunn-Rita zakończyła już obóz treningowy na Wyspach Kanaryjskich – red.]. Dzisiaj razem z kilkoma norweskimi zawodnikami MTB robiliśmy trening interwałowy i czułam się świetnie. Przez trzy tygodnie udało mi się zrealizować cały zaplanowany program przygotowań, coś takiego zawsze sprawia mi dużą satysfakcję.
Bardzo dziękuję dealerowi Volkswagena na Gran Canarii, który pożyczył nam Multivana na cały pobyt. Było to dla mojej rodziny bardzo duże ułatwienie podczas obozu treningowego na ciepłej wyspie. W domu w Norwegii czeka na mnie już Król Zima, co oznacza mróz, silny wiatr i prawdopodobnie śnieg. Podczas pierwszego tygodnia po powrocie będziemy trenować wyłącznie pod dachem. Podzielę się z Wami nowymi wieściami przed wylotem na Majorkę na początku lutego. Możecie w to uwierzyć lub nie, ale i mnie udało się dostać na Facebooka: www.facebook.com/gunnritadahleflesjaa [nowy oficjalny fanpage Gunn-Rity – red.].
Życzę Wam wszystkim wspaniałych i aktywnych dni. Zabierzcie swój rower na przejażdżkę, dla młodszych i starszych może to być świetna przygoda.
Kolarskie pozdrowienia od Gunn-Rity
Multivan Merida Biking Team
komentarze