Enduro Trophy 2013 #1 Wilkowice za nami
Zacznijmy jednak od początku. Po zakończeniu sezonu w zeszłym roku, siedliśmy z Remikiem i zaczęliśmy gadać co robimy dalej. Wiadomo, szkoła MTB, portal to już mieliśmy obgadane wcześniej. Z racji że projekt "Niepokonani" w ramach teamu dobiegł końca, a drużyna która trzy razy zdobyła drugie miejsce w generalce u Grześka Golonki została rozwiązana, mieliśmy dość szerokie pole manewru, a przy okazji i eksplorowania innych dziedzin kolarstwa. Pomysł padł na Enduro - ciekawe połączenie wszystkiego co w MTB najlepsze - wykańczających podjazdów, zjazdów żywcem wyciągniętych z DH, prawdziwej górskiej epickiej przygody i luzu typowego dla ludzi, którzy przekraczają wydające się nieprzekraczalne granice. Z racji tego że imprezom Enduro Trophy patronujemy już trzeci rok z kolei, postanowiliśmy wystartować w tym cyklu. No dobra ale co ze sprzętem. Śmialiśmy się że Remik wystartuje na HT Lapierra, którego używał na XC i maratonach. Znając życie pewnie świetnie by mu poszło, ale postanowiliśmy poszukać czegoś innego. Dogadałem się z Pawłem Matuszyńskim, że będziemy po kolei katować maszyny Diamondbacka, którego jest dystrybutorem, dzięki czemu raz będzie on miał opinię jednego z najlepszych wycinaków MTB w Polsce, Remik pozna inny sprzęt niż do tej pory używał,. a Wy dzięki temu dowiecie się co te rowery naprawdę są warte po każdorazowej lekturze testu.
Na pierwszy ogień poszła maszyna Diamondback Sortie 1 - w pełni zawieszony 29er o skoku 120mm przeznaczony raczej do maratonów i All Mountain. Enduro na czymś takim? Spróbujemy (test roweru wkrótce na portalu).
Nadszedł dzień pierwszego startu. Rozmawiam z Remikiem i mówi że będzie ciekawie, bo pojawiło się sporo wycinaków - Perin, Motyka, Jonkisz, Bryja... Zapowiada się ostro :) Pierwsze zdziwienie że nie ma typowego startu, balonów, miasteczka i wszystkiego do czego byłem przyzwyczajony, ale to taka właśnie natura Enduro. Każdy podjeżdżał sobie na start pierwszego OS-a, przy którym został odklikany i ogień. Zupełnie coś nowego. Dzięki uprzejmości orga byłem prowadzony do wszystkich ciekawych miejscówek na których mogłem oglądać zmagania zawodników. Najpierw OS3 - zjazd po dość zbitym podłożu na zalesionej górze, na szczycie której stoi krzyż, który podobno jest większy od tego na Giewoncie a do tego jeszcze podświetlany. Nachylenie miejscami było tak pionowe, że musiałem się podpierać rękami, żeby posuwać się do przodu. Na sam szczyt nie dotarłem, zabrakło jakiegoś kilometra, gdy zobaczyłem pierwszego zawodnika zasuwającego w dół. Nie było sensu się wspinać dalej. Wiedziałem że kolejni będą puszczani w około minutowych odstępach. Zdziwiłem się gdy minęło kilkanaście sekund i zaczął się zbliżać kolejny. WTF pomyślałem, ten to musi zasuwać, ale zaraz, znam te kolory.. o kurczę.. to Remik.
Jechał jak natchniony. Patrząc na większość startujących, którzy szorowali tylnym kołem z zaciśniętymi klamkami, Remikowi obracały się oba i to jak się obracały. Zdążyłem zrobić dosłownie kilka ujęć. gdy zniknął mi gdzieś w dole. Zacząłem powoli zsuwać się w dół i focić kolejnych wycinaków. Gdy doszedłem na dół, zjechali już prawie wszyscy. Wiedziałem już że może być dobrze. Potem dowiedziałem się że Remik nie zauważył jednego skrętu i naprawienie tego błędu kosztowało go kilka cennych sekund. Przy tych prędkościach to była przepaść. No cóż zobaczymy co będzie dalej.
Przenieśliśmy się na kolejny OS. Tym razem było to 5-tka - kamienisty zjazd tylko dla wariatów. Chodzić po tym było źle, a co dopiero jechać. Zjazd w wielu miejscach miał dość solidne zagłębienie najeżone kamieniami i boki, które miejscami dość ostro schodziły w dół. Możliwości były 2 albo jechać powoli i patrzeć gdzie się jedzie, ale wtedy można zapomnieć o pudle, albo zasuwać w doł przesuwając się raz na jeden albo na drugi brzeg dopasowując się do optymalnej ścieżki. To było czyste wariactwo rodem z DH.
Czekałem na przejazd Remika. W końcu się pojawił. Widziałem wiele jego zjazdów, ale ten był chyba najszybszy jaki mi przyszło oglądać. Mój aparat potrafi pstrykać 8 klatek na sekundę. Od momentu gdy go zobaczyłem, przyłożyłem aparat do oka i nacisnąłem spust udało mi się pstryknąć raptem 7 klatek, a to oznacza że minął mnie w około 3-4 sekundy. Na odległości kilkudziesięciu metrów.
Po wszystkim pytałem się go jak było. Powiedział, że jak dojechał do mety tego ostatniego OS-u, trzęsły mu się ręce - działanie adrenaliny. Pojechał na maksa swoich możliwości, a kamienie, które tak uprzykrzały schodzenie, widział jako jedną szarą masę, bez przerw i szczegółów pomiędzy nimi.
Jeśli nie załapię się na pudło to rezygnuję - takie zdanie usłyszałem po wszystkim - zrobiłem wszystko co się dało zrobić, więcej się nie da. Ok, poczekamy na wyniki.
Czekaliśmy do 22-giej. Długo. Foxiu musiał wszystko policzyć, a my zastanawialiśmy się jaki będzie wynik. W koncu parę minut po 22-giej pojawiają się wyniki i zaczyna się show. Takiej dekoracji jeszcze nie widziałem. Raz wyczytywanie 10-tki, innym razem dwudziestki i pytania do publiki, których ich zdaniem jest następny. Trzeba przyznać że zabawa była przednia. Gdy organizator zbliżył się do pierwszej czwórki popatrzyliśmy z Remikiem i już wiedzieliśmy że było dobrze, tylko pytanie jak dobrze. Niewyczytanych zostało już tylko dwóch zawodników i pada pytanie kto jest drugi, a kto pierwszy… Krzyczymy Remiiik pierwszyyyy!!! Dokładnie tak. I to trzy razy - w kategorii najszybszy na podjazdach, najszybszy na zjazdach i lider klasyfikacji punktowej. To przeszło wszystkie nasze oczekiwania. Cieszyliśmy się jak dzieci. Potrójny sukces. I to na maszynie nie przeznaczonej do Enduro.
Razem z nami bawiła się grupka fanów Remika, a niektórzy koledzy żądali rewanżu :) Spokojnie, będą mogli spróbować :) Na kolejną edycję będzie już typowa endurówka. A jak będzie? Zobaczymy.
Remik, jesteś wielki!!!
Galerię zdjęć z imprezy znajdziecie tutaj.
komentarze