Dalszy ciąg wyprawy Damiana Drobyka po obu Amerykach

25.04.2013 - Winston-Salem - Hickory - 118km,1150m w górę

Wieczorem przeszła sucha burza, trochę błysków i hałasu bez deszczu. Rano obudziłem się prawie nie zmęczony i w suchym namiocie. Podczas codziennej porannej kawy w McD zaczepił mnie facet, trochę pogadał i wręczył 20 dolców na śniadanie. Dzień zaczął się ciekawie... Potem wcale nie było gorzej. Ponownie wiało mi w plecy więc kilometry pokonywałem dość szybko. Przez cały dzień trzymałem się również wąskiej i spokojnej drogi. Ze wszystkich przejechanych do tej pory stanów Północna Karolina podoba mi się najbardziej. Najspokojniejsze drogi, najwięcej zielonych terenów i w góry w które wjadę już jutro. Na rozgrzewkę przed górami Skalistymi czekają mnie dwa najwyższe szczyty Apalpachów. Po 16:00 miałem już 115km na liczniki. Resztę dnia postanowiłem się ponudzić. Sprawdziłem na mecie możliwości noclegów i szybko znalazłem najtańszy. Do porannych gratisowych 20 USD dołożyłem 20 swoich i miałem nocleg w motelu z łóżkiem, prysznicem, TV, WiFi i klimatyzacją :) Kilkanaście godzin luzu nie sprawi, że porządnie wypocznę ale na pewno poczuję się lepiej. Do Mount Mitchell 118km. Hmm..

IMAG0307

26.04.2013 Mount Mitchell - 120,92km, 14.6śr, 52.4max, 2677m w górę, 8:16:57

Z ciepłego i wygodnego łóżka zwlokłem się dopiero po 7:00. Przed ósmą oddałem klucze hinduskiemu małżeństwu, właścicieli motelu. Nie wiem czemu dostałem z powrotem 5USD po podaniu kluczy. Wspominałem, że byłem w zeszłym roku w Indiach i bardzo ich to ucieszyło ale myślę, że to nie był ten powód. Może takie zasady, jak by nie było 5 dolców wróciło czyli nocleg kosztował mnie w sumie 15 dolarów :) Do Mount Mitchell, mojego pierwszego ważnego celu podróży miałem około 118km i wcale nie planowałem zdobyć go na raz, choć taka myśl przeszła mi przez głowę. Do Marion, miasta z którego odchodzi droga na szczyt dojechałem po 13:00 i już w nogach było 75km. Zakupy, lody w McD, WiFi, maile, wysłanie zdjęć i 14:30 ruszyłem w górę z wysokości około 400m npm. Droga prowadziła mnie sama z niewielką pomocą GPS. Cały dzień numerem 70, potem 80 i z wysokości 1000m zaczęła się przyjemność jazdy górską drogą o nazwie Blue Ridge Parkway. Na BRP wreszcie spotkałem swoich... kilkuosobowe grupki kolarzy mijały mnie raz z góry, raz z dołu. Z niektórymi dziadkami i kobietami mogłem przez chwilę podjechać razem, pogadać.

IMAG0311

Z każdym kolejnym kilometrem czułem coraz większe zmęczenie. W formie jeszcze nie jestem, waga pomału spada i rozjeżdżenia jeszcze brakuje, przecież dopiero kwiecień a zima w PL trzymała długo. Co chwilę sprawdzałem wysokość na liczniku i godzinę. Jechało się i tak nie najgorzej choć co kilka kilometrów musiałem zrobić krótką przerwę. Według prognoz od jutro ma przejść deszczowy front nad górami więc dobrze by było szczyt zdobyć jeszcze dziś. Była na to realna szansa. O 18:00 byłem na końcowym rozjeździe dróg na wysokości 1600m a do szczytu już tylko 7km. Sam podjazd nie jest trudny. Z Marion to niecałe 50km i 1600m przewyższenia. Średnie nachylenie waha się pomiędzy 4-6% a maksymalne to z 10%. Droga jest przyjemna, asfalt niezłej jakości, po drodze jest też kilka tuneli i punktów widokowych. Niestety jutro będę miał na około. Dalsza część drogi od skrzyżowania na Górą Mount Mitchell jest zamknięta z powodu remontu. Czeka mnie więc zjazd do Marion i dodatkowo jakieś 80km. Czas ucieka, mi jedzie się coraz gorzej a na dodatek zaczęło się chmurzyć. Kilka kilometrów przed szczytem tablice informują o polu namiotowym i innych atrakcjach.

IMAG0313

Pomyślałem, że jak zdobędę szczyt to nie będę zjeżdżał w dół tylko przenocuje w legalnym miejscu. W końcu zrobiłem jeszcze inaczej. Zależało mi na fajnych fotkach na szczycie. A o półmroku i zachmurzonym niebie raczej takie by nie wyszły. Dojechałem więc do całego kompleksu turystycznego pod górą i znalazłem pole namiotowe. Na parkingu przed polem natknąłem się jeszcze na strażnika parku który siedział w samochodzie i pisał jakiś raport. Spytał tylko czy zostaję na noc i powiedział żebym uważał na niedźwiedzie i nie zostawiał jedzenia na wierzchu. Spałem już w wielu miejscach ale na takim wypasionym jeszcze nie. Na wysokości 1930m znajduje się kilka osobnych boksów na namioty z paleniskiem i drewnem na opał. Drewno płatne, ale miejsce na namiot darmowe. Jest również toaleta z wodą, światłem, prądem w gniazdkach i ciepłym nawiewem. Od razu wiedziałem gdzie będę spał. Po co mam rozkładać namiot, narażać się na zmarznięcie, zmoknięcie jak mogę spać w suchej i ciepłej toalecie. No i miśki mi nie straszne. Wybrałem damską, zamiast pisuaru była półka do przebierania dzieci a pod nią idealny kawałek na karimatę. W sumie brakuje tylko McD, WiFi i zasięgu ;) Nawiew trochę hałasował ale było ciepło. Na tej wysokości trudno o większy komfort za darmo. Podczas pisania tej relacji zaczęło padać. Tym bardziej się cieszę, że nie siedzę w namiocie. Do szczytu mam 1.5km, jeśli tylko pogoda rano pozwoli po 7:00 podjadę na szczyt a potem długi zjazd do Marion.

IMAG0316

28.04.2013 –94 km- Mount Mitchell Zdobyta!

 

Wieczorem szybko zasnąłem, zmęczenie dawało znać o sobie, nie przeszkadzał mi nawet hałas nawiewu ani twarde kafelki. Obudził mnie budzik, 6:15. Wyjrzałem na zewnątrz, było mokro ale nie padało. Rano jeszcze czułem palenie w mięśniach i lekkie drżenia. Przebrałem się, zpakowałem i ruszyłem w górę. Po jednej mili byłem na górnym parkingu z którego prowadzi około 300 metrowa ścieżka "tylko" dla pieszych. Było przed siódmą, na górze nikogo prócz mnie więc nie będę przecież szedł z rowerem na szczyt. Wszystko pomyślane w taki sposób aby niepełnosprawni również mogli dostać się na sam czubek góry. Kilka minut potem byłem na Mount Mitchell, najwyższym szczycie Stanów Zjednoczonych na wschód od rzeki Mississippi, najwyższym szczycie całego pasma Apallachów oraz stanu Karolina Północna. 2037m czyli jakieś 6684 stopy wg tutejszych jednostek. Tym razem góra nie pozwoliła mi cieszyć się widokami z jej wierzchołka. Chmury i widoczność na 100m, popularne mleko. Pokręciłem się po szczycie, pocykałem fotki, poczytałem co nieco o Elisha Mitchell od nazwiska którego swoją nazwę wzięła góra i zacząłem zjazd w dół. Z każdym kilometrem było coraz ciepłej i coraz więcej dało się zobaczyć. Na szczycie były tylko 3st.C w Marion 14.

IMG_4451

Do kolejnego miasta Asheville miałem jakieś 40km. Nie sądziłem, że będzie mnie czekał na tym odcinku podjazd na prawie 900m i to po trzypasmowej drodze. Czwartym pasem, awaryjnym wciągałem się jaz prędkością 8-10km/h. Znów ten korony hałas ciężarówek i przerośniętych osobówek amerykanów. Po wczorajszej wspinaczce moje nogi dziś mocno protestowały. Kręciło się okropnie na dodatek zaczęło straszyć deszczem. Na zjeździe z przełęczy zaczęło kropić, im bliżej byłem miasta tym mocniej dawało z nieba. W końcu zatrzymałem się w fastfoodzie sądząc, że przestanie padać abym mógł jechać dalej. Nic z tego. Zaciągnęło na co najmniej do jutra. W TV coś mówili o tornado nad Houston. Nie było wyjścia. Musiałem znaleźć motel i przeczekać niepogodę. Najtańszy znalazłem 6km dalej. Założyłem kurtkę, ochraniacze na buty i po kilkunastu minutach byłem już w motelu. Prysznic, suszenie, kolacja, spać :)

IMG_4458 


komentarze

WiadomościWszystkie

GalerieWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl