Cape Epic #1 - Pech krążył nad zawodnikami
Co by nie mówić ale to Robert Mennem był dziś na ustach wszystkich. Dlaczego? Zobaczcie sami. Ilu z Was zaliczyło zderzenie z antylopą, sarną jeleniem czy jakimkolwiek innym dziekim zwierzęciem? Jemu przydarzyło się to na początku wyścigu i wyeliminowało z dalszej jazdy - rozwalona kierownica to szczegół, ale z pękniętym obojczykiem jechać się nie da. Rozczarowanie tym większe, że wraz z Albanem Lakatą po prologu zajmował czwarte miejsce i duet ten był jednym z poważniejszych pretendentów do pudła w generalce.
O dużym pechu może mówić także Christoph Sauser. Pęknięcie obręczy w jego i spowodowana przez to strata czasu, to chyba najgorsze co mogło się przytrafić tej ekipie. Pomimo tego i dzięki pomocy teamu supportującego, duet rzucił się do odrabiania straty i ostatecznie tracą w generalce około 3 minut.
"Na pierwszym zjeździe, uderzyłem w duży kamień i nastąpiło pęknięcie obręczy. Musieliśmy czekać na nowe koło," powiedział Sauser. "Zaraz potem rzuciliśmy się w pogoń. Jutro będzie ciężko i mam nadzieję, że trochę szybciej."
Zwycięzcy dzisiejszego etapu nie kryli radości:
"Myślę, że jesteśmy teraz w czołówce, co jest wspaniałe", powiedział van Houts. "Zawsze trudno o zwycięstwo etapowe w Cape Epic. Jestem bardzo szczęśliwy. Teraz tylko trzeba skupić się na wyniku końcowym i spróbować utrzymać się w czołówce każdego dnia"
"Dzisiejszy etap był bardzo piaszczysty z luźnymi kamieniami i zrobiliśmy ciężką pracę. Na szczęście obaj jesteśmy lekkimi zawodnikami i możemy pozostać na siodełkach podczas niektórych sekcji. Był to dość techniczny przejazd."
Hermida powiedział: "Nie mam energii, nawet na rozmowę. Dziś znowu zdałem sobie sprawę, co Cape Epic oznacza. - Dałem z siebie wszystko, aby otrzymać koszulkę lidera The Yellow Zebra. Rudi był niewiarygodny przez ostatnie 20 km. Był to bardzo piaszczysty odcinek i to on przywiózł mnie do domu. Założył tempo i siedziałem mu na kole. Jestem bardzo szczęśliwy -. wreszcie po czterech Epicach mam koszulkę lidera i zrobię wszystko, aby utrzymać ją tak długo, jak to możliwe. Wszyscy jedziemy dla Burry'ego ".
Pech dopadł także Darka Mirosława, który walczył z zatruciem pokarmowym. Jestem trupem - tyle było nam dane dowiedzieć się, tuż po przyjechaniu na metę. Po wyścigu Piotr Wilk umieścił na profilu na FB informację: Dziś zaczęło się prawdziwe ściganie. Razem z Darkiem walczyliśmy na dwóch frontach. Jeden to 96 kilometrowa trasa z kamienistymi zjazdami i masakryczną ilością piaszczystych podjazdów (wszystko w 30 stopniowym upale), a drugi to nierówna walka Darka ze swoim żołądkiem. Na szczęście z obu tych walk wyszliśmy zwycięsko choć nie było lekko...
Wynik: 56 open i 43 w kat
Dużo lepiej pojechał za to Marcin Piecuch, który wraz z jego team partnerem Arkiem Cyganem zajęli bardzo dobre 28 miejsce, ze stratą 1:12:24 do triumfatorów dzisiejszego dnia.
Jutro kolarzy czeka 146 km trasa z 2350 metrów przewyższenia.
Foto: Cape Epic
komentarze