Beskidy Road Trophy 2011 - już za nami

• VeloNews.pl
• 2011-09-05

W piątek o godzinie 12 start pierwszego etapu z Istebnej. Podjazd przez las i droga łączy się z Kubalonką. Idzie gaz i peleton się rozrywa. Prowodyrem tego zamieszania jest Tomek Drożdż. Jedzie 5 osób z przodu, ale na zjeździe łączy się w większą grupe. Myślę ze maks 15 osób. Tu na wjeździe do Szczyrku przewraca się zeszłoroczny zwycięzca Jakub Perzyna (WKK). Szkoda bo wyścig mógł się inaczej potoczyć. Tomek jedzie z przodu i ma nad peletonem minutę przewagi. Dzisiejszy etap liczy 86km i ma 1800m w pionie. Po dwóch podjazdach w tym na Salmopolu jest odcinek płaskiego, na którym nie zawsze jest bezpiecznie. Szczególnie na rondach. Przypomnę tylko ze wyścig rozgrywa się w ruchu otwartym i kolarze mają styczność z samochodami. Trochę lipa. Do mety 20km i zaczynają się podjazdy. Peleton na dobre rozerwany, każdy jedzie swoim tempem. Czasem są to grupki nawet 2 osobowe. Przed ostatnim podjazdem zostaje w grupie pościgowej tylko kilku zawodników. Pod Koczy Zamek nie udaje się dojść Drożdża i to on wygrywa pierwszy etap w solowej ucieczce. Na Koczym Zamku dantejskie sceny. Na 25-cio procentowym podjeździe nawet zawodnicy czołówki prowadzą rowery. Jest ściana i to nie na kilka metrów a kilkaset. Fajowo. Tu chyba powinno jechać TDP żeby było gdzie walczyć.



Na drugi dzień po obudzeniu pogoda znowu prześliczna. Tu lekko chłodno ale spokojnie, jedzie się na krótko. Start etapu o 9. Dziś do pokonania 151km i 2850 w pionie, tyle wyszło na moim komputerku. Każdy myśli że będzie etap spokoju. Pierwsza hopka i tempo rośnie. Nie ma lipy. Ludzie chcą się ścigać. Na 25km jest grupa 40-50 osobowa i to ona jedzie po płaskim z małymi hopkami aż do 65 km, gdzie zaczynają się podjazdy. Tu już nie ma peletonu. Wszystko się rozrywa i tworzą się małe grupy. Jest 85km i wszyscy mają już w nogach, tempo spada na płaskim, a na podjazdach ewidentnie rośnie. Tu lider przegapia mały 2-osobowy odjazd. Pomagają chłopaki z velonews.pl. Dojeżdżamy uciekinierów, co kosztuje trochę zdrowia. Jest Szczyrk. Tu mała niespodzianka i skręcamy w lewo, potem powrót na drogę główną i Salmopol od drugiej strony. Grupa z przodu liczy kilka osób, a za nią każdy jedzie oddzielnie. Na szczycie zjazd do Wisły i potem zameczek. Tu już masakra. 125km i ponad 4h w nogach. Tereny sa boskie. Widoki jakich nie ma nigdzie. Na metę wpadamy od strony Koniakowa, gdzie czas zwycięzcy to 4h 48m. Nie mało. Tomek wjeżdza jako drugi, za Kubą Perzyną który dziś świetnie pojechał (wczoraj przy 50km/h testował twardość asfaltu w Szczyrku, więc szacun za zwycięstwo jeszcze większy). Tomek drugi i pozostaje nadal liderem. Oby do końca.



Dzień trzeci to trójstyk czyli słynne Czechy. Start i idzie gaz. Na 10km jest już 420m w pionie. Masakra - ściany po 20 procent nachylenia co kilkaset metrów. Są krótkie ale dają popalić. Grupa porwana. Czołówka pojechała. Wjazd do Czech i po prostu jak w raju. Droga wśród lasów wije się w górę. Zapach świerków aż gryzie w nos. Cudo. Góra - dół. Non stop. Potem płasko przez 25km i znów ostatnie kilometry na Przełęcz Koniakowską od strony Jablonkowa. Etap liczy 82km i w pionie 1820 metrów. Tomek Drożdż wygrywa tegoroczne Road Trophy i w pełni na ten tytuł zasługuje, tu nie było przypadku.



Klasyfikacja Generalna

Kategoria M do lat 30

Kategoria M 31-40

Kategoria M 41-50

Kategoria M 51-60

Kategoria pow. 60

Kategoria K do lat 40

• szosa
• etapówki
• Beskidy Road Trophy 2011
• Tomasz Drożdż
• Lary Zębatka