Powerade Suzuki MTB Marathon - Głuszyca
Padający przez ostatnie tygodnie deszcz nie nastrajał optymizmem, gdy rano pojawiliśmy się w miasteczku zawodów. Chmury jakie pokrywały niebo, nie wróżyły najlepiej, zresztą przez moment nawet trochę pokropiło. Później jednak natura odpuściła i przez cały czas trwania wyścigu pozwoliła startującym zawodnikom ścigać się bez dodatkowych, deszczowych atrakcji.
Na początku niespodzianka. Pomimo tego, że trasa Mega miała być poprowadzona inaczej, w ostatniej chwili zdecydowano się jednak włączyć Wielką Sowę do trasy. Mały popłoch, ponieważ część zawodników była przygotowana na prostszą trasę, wybierając hardtaile zamiast fulli - zjazd z Wielkiej Sowy będący swoistą wisienką na torcie ma swoje wymagania. Po starcie pojechałem na trasę i ustawiłem się w okolicach bufetu 5 i 6.
Trasa ciekawa. Zagłębiając się w las można było zobaczyć ruiny niemieckich umocnień z czasów 2 wojny światowej. Nie byłbym sobą gdybym nie zajrzał w kilka zakamarków, w końcu było trochę czasu. Ciekawe miejsce. Po kilkudziesięciu minutach oczekiwania, pojawia się motocykl zwiastujący pierwszych zawodników Mega. Po jakiejś chwili nadjeżdża trzech… niestety rywale :) Pół minuty później nadjeżdża Lary, do którego krzyczę że ma pół minuty. Lary wstaje na pedały i daje gazu, że tylko słychać jak żwir pryska spod kół. Jak się okazało noga podawała i na drugim punkcie kontroli melduje się na 1 pozycji open.
Niestety tego dnia nie było mu dane zwyciężyć. Zjazd z Wielkiej Sowy okazał się nie do przejścia dla jego opon i łapie 4 gumy, rozcinając jedną z nich na sporej długości. Koniec walki o pudło w tym dniu. Mocno jedzie także zawodnik WKK, który przegania ciężko oddychający duet z DSR i ostatecznie melduje się na mecie z kilkudziesięcio sekundową przewagą.
Pechowy wyścig. Wojtek Szczotka zalicza poważnego dzwona po tym jak nieuważny zawodnik wywraca się tuż przed nim na zjeździe. leżącą dwójkę w ostatniej chwili stara się wyminąć Remik, ale tuż po manewrze również się wywraca, na szczęście bez uszkodzeń ciała i sprzętu. Wojtek z uszkodzoną kierownicą dojeżdża do mety. Apeluję o rozwagę na trasie wyścigu, o wypadek jest bardzo łatwo, szczególnie na wymagających, technicznych odcinkach. Z dobrej strony pokazał się za to Mariusz Marszałek, który z wyścigu na wyścig prezentuje coraz lepszą dyspozycję.
Na Giga za to bez niespodzianek. Na Bartka Janowskiego z DSR w tym sezonie nie będzie mocnych. Nieobecność Bogdana Czarnoty który odbywa rehabilitację po wypadku w Krynicy oraz Andrzeja Kaisera, który ściga się w inym cyklu spowodowała, że nie bardzo można znaleźć kogoś, kto by mógł dać mu popalić. Bartek mija moje stanowisko jako pierwszy i na takiej samej pozycji melduje się na mecie. Za nim z 11 minutami straty przyjeżdża Alex Dorożała a po kolejnych 8 minutach Tomek Jajonek. Jeszcze tylko dekoracja i powrót do domu…
Zostawiamy za sobą Głuszycę spowitą chmurami. Teraz miesiąc przerwy a potem Kraków…
komentarze