Jutro startuje Salzkammergut Trophy 2011
Co roku liczba startujących tam zawodników bije wszelkie rekordy. Tak będzie i tym razem. Na najdłuższy dystans pozostało zaledwie wolnych 50 miejsc, dystanse 119 i 54 km wypełniono już w 4/5 a na 73,6 km od dawna zapisy są zakończone. Wszystko po to, aby przeżyć niesamowitą przygodę obcując z górami i walcząc z własnymi słabościami, a na końcu otrzymać koszulkę Finishera i zawiesić ją na honorowym miejscu (Wojtek nawet nie ściągnął z niej metki :) )
Wśród wielu startujących na tej imprezie najwyżej zakończyli ściganie - Ewelina Ortyl, która w 2010 roku przyjechała pierwsza z kobiet. Startowali tam również nasi koledzy m.in Mirek Bieniasz, któremu udało się w 2004 roku zająć tam 10 miejsce open i 4 w kategorii oraz Wojtek Szczotka, który równo rok temu przyjechał na metę na 17 pozycji open i również 4 w kategorii. W tym roku na starcie pojawi się m.in. Kasia Galewicz wraz ze swoimi kolegami z Kellysa.
Poprosiłem Mirka, żeby opowiedział jak było. Oto jego krótka historia.
Startowałem na Salzkammer w 2004 roku. Takich rzeczy się nie zapomina. Żeby przygotować się dobrze do wyścigu, trenowałem co drugi dzień pokonując 150 km na rowerze. Raz w tygodniu trening zaczynałem wcześnie rano, rozwożąc gazety na rowerze, a potem dalej - w sumie ok. 10 godzin w ciągu jednego dnia. Taki cykl trwał kilka miesięcy.
Na wyścig wybrałem się z kilkoma kolegami. Dojechaliśmy jakoś na miejsce, już sama wyprawa do Austrii była przygodą. Nie mniej po wyczerpującej jeździe dotarliśmy do celu. Nie mieliśmy pieniędzy żeby wynająć hotel, to rozbliśmy na trawniku przed nim namiot i tak spaliśmy. Snu nie było dużo bo przyjechaliśmy późno, a o 5 rano trzeba było jechać.
Sam wyścig wspominam niesamowicie. Jechało mi się super, czułem się bardzo dobrze i gdybym miał kogoś na trasie kto by mi podawał bidony mogłoby być jeszcze lepiej. Pamiętam że przy okazji rozgrywane były na trasie Mistrzostwa Świata w maratonie. Przyjechało naprawdę wielu świetnych kolarzy, praktycznie cała czołówka. Jak się okazało na mecie, przyjechałem czwarty w kategorii, a cała trójka przede mną to byli wyśmienici zawodnicy. Do pudła zabrakło niecałych 2 minut.
Po wyścigu pytano się mnie ile miałem maksymalnie na liczniku. Nie wiedziałem, był moment że sprzęt odmówił posłuszeństwa. Kolega mi opowiadał, że na jednym ze zjazdów miał 85 km/h, a minąłem go tak jakby stał. To było niesamowite.
Wróciliśmy do hotelu - jego właściciel zlitował się nad nami i pozwolił spać na leżakach w pomieszczeniu, które służyło za saunę. Wspaniała przygoda i wspaniałe wspomnienia, które pozostaną na całe życie.
W tym roku imprezę uświetni obecność samego Gary'ego Fishera. Pomimo 60 lat, nie odpuszcza i zamierza wystartować na dystansie 119 km z 3848 m przewyższeń. Kaski z głów…
Jeśli wybieracie się do Austrii jako kibice, organizator zapewnia przeloty śmigłowcem na całej trasie wyścigu za jedyne 58 euro. Możecie zabrać ze sobą też dziecko - dla latorośli do 14 lat, koszt przelotu wynosi jedyne 50 euro.
Impreza potrwa do niedzieli.
Start |
Dystans |
Przewyższenia |
Finisz |
max liczba zawodników |
5.00 |
A - 211,3 km |
7049 hm |
21.00 |
600 |
9.00 |
B - 119,5 km |
3848 hm |
21.00 |
1,300 |
10.00 |
C - 73,6 km |
2446 hm |
19.00 |
600 |
11.00 |
D - 53,5 km |
1473 hm |
18.00 |
1,300 |
11.45 |
E - 37,9 km |
1114 hm |
16.30 |
400 |
12.15 |
F - 22,1 km |
688 hm |
16.00 |
400 |
komentarze