Simplon & spółka – Handmade With Pride
Od pewnego czasu przeglądając katalogi kolejnych firm i gazety z branży dwóch kółek mam wrażenie, że patrzę na jedno i to samo, tylko napisy i logo ulegają zmianom. Nie dość, że wszędzie czyta się o tym samym to znaczy: waga, sztywność, tłumienie drgań, wykresy, tabelki, porównania, afrykański karbon, nie afrykański, taki splot, siaki splot, takie ułożenie, suporty BB30, BB86, BB90, BB92, PFBB30, a co jeden to sztywniejszy itp. itd, tylko o tym, że większość tych „wciskanych” suportów po pewnym czasie zaczyna skrzypieć i trzeszczeć, to już nikt nie raczy wspomnieć.
Co jeden katalog i producent to lepsze bajki i historie wciskane, że ta rama najsztywniejsza, ta najlżejsza, ta o najlepszym stosunku wagi do sztywności lub na odwrót, a tu powiększana główka, a tu cieniowana z ½ na 1 i 1/8 albo 1 ¼ . Najciekawsze są później testy porównawcze wszystkich tych ram w gazetach, pokazujące ile to Nm jest potrzebne do wygięcia suportu lub główki o 1mm. Mnie zawsze one bawią, bo jakby od tych wykresów i tabelek zależały wyniki na wyścigach, to wystarczyło by je przynieść porównać i problem z głowy.
Jakie to ma odniesienie do rzeczywistości? Jak to przełożyć? Wiadomo marketing marketingiem, reklama reklamą, każdy z czegoś musi żyć, o czymś trzeba pisać (tak jak ja teraz), ale bez przesady. Znam wiele osób, które do wszystkich tych cyferek podchodzi niemal śmiertelnie poważnie i co więcej, niejednokrotnie znają je na pamięć i są święcie przekonani, że wiele od tego zależy. Jeszcze ostatnio doszła kwestia aerodynamiki w szosówkach i w ogóle jest taki miszmasz, że ciekaw jestem bardzo, gdzie to wszystko się skończy i w jakim kierunku dalej podąży. Cały ten szał ogólnie pojętego ulepszania, usztywniania, lajtowania pewnie nigdy nie będzie miał końca, bo jeśli ramy nie będą najlżejsze, to będą najbardziej aerodynamiczne, a jeśli nie najbardziej aerodynamiczne to najsztywniejsze, a gdy już sztywność się znudzi to znowu wrócimy do zbijania wagi i tak w kółko aż ktoś wymyśli nową technologię lub materiały i wszystko zacznie się od nowa.
Karbon prawie całkowicie wyparł aluminium, nawet DH, które dość długo opierało się węglowi w końcu go przyjęło, zostaje tylko czekać aż jakiś nowy materiał wyprze węgiel. Wydaję mi się, rowery kiedyś miały to „coś”, co niektórzy nazywają duszą, ja wolę to nazywać finezją, precyzją wykonania, dbałością o szczegół, ręcznym wykonaniem, „coś” czego obecnie brakuje.
Dzisiaj w dobie karbonu, cyferek, nastawieniu na maksymalny zysk niewiele produkuje się takich ram czy rowerów. Dzieje się tak z prostej przyczyny - takie podejście do sprawy generuje kolejne koszty, a nie poprawia sztywności lub aerodynamiki, o czym można by napisać obok zdjęcia w katalogu, co niby rzekomo miało by uczynić jazdę szybszą, bardziej dynamiczną. Co więcej, coraz częściej nowo powstałe marki działają na zasadzie biur projektowych, których ludzie tworzą ramy i widelce na desce kreślarskiej lub wybierają poszczególne elementy z katalogu dalekowschodnich potężnych producentów, niejednokrotnie nie testując w ogóle tych konstrukcji, ważne żeby dziarsko wyglądały. Wystarczy chwytliwe logo, ciekawy napis, skuteczny marketing, kilka sponsorowanych artykułów, zasponsorowanie jakiegoś teamu i już biznes jakoś się kręci.
Na szczęście jest na rynku jeszcze kilka firm, które nie poddały się temu trendowi całkowicie. Piszę „całkowicie”, bo cała ta moda i nurt wpłynęły w jakimś stopniu chyba na każdą markę w tej branży - na jednych bardziej, na drugich mniej. Chodzi mi tutaj właśnie o niektóre europejskie marki takie jak niemiecki Storck, który w swoim katalogu przy szosie Fascenario 07.IS umieścił taki opis: There is nothing to debate, this is the lightest, stiffest and the most exclusive frameset, ale nie o to mi tutaj najbardziej chodzi, bo po tym krótkim zdaniu można odnieść wrażenie, że idealnie wpisuje w modę lekkich, sztywnych ram i komponentów. Storck może i nie jest najładniejszy, mnie się podoba nawet pomimo ich gigantycznych główek, które trochę kojarzą mi się z niemieckimi hełmami z okresu II Wojny Światowej, ale ma swoje wyznaczniki, których się trzyma i w każdym calu jest niemiecki. Nawet jakby zedrzeć z niego wszystkie napisy i znaczniki większości i tak pewnie skojarzył by się z krajem zza naszej zachodniej granicy, jest dopracowany na każdym kolejnym mm2, a przy okazji, jak twierdzi producent jest najsztywniejszy, najlżejszy (już nie, bo na ten rok jest Fascenario 0.6:), ale kogo to obchodzi?? To jest Storck.
Ostatnimi czasy szwajcarski BMC zaczął wychodzić z Tajwanu i przenosić się do rodzimego kraju, wraz ze swoją maszyną do tkania mat i rur z włókna, z których budowany jest Impec, co również zapewnia niebywałą precyzje przy karbonowych ramach. Do tej pory wszystkie ich ramy zarówno te tańsze jak i droższe były i nadal produkowane są na Tajwanie, ale wykonane są wręcz szalenie precyzyjnie. Podejście do niektórych kwestii – chociażby zacisku podsiodłowego, którego nie spotkamy nigdzie indziej naprawdę miło zaskakuje, finezyjne profile rur przyciągające oko. Kto czyta niemieckie „Tour-u” lub „Bike” to pewnie widział, że najwyższe model ram BMC nie wypadają w testach sztywności najlepiej. Ale co z tego? Czy to dyskwalifikuje je z wygrywania?. Wszystkie ramy BMC, łącznie z aluminiowymi są po prostu wykonane genialnie. Dzieje się tak może dlatego, że nie są one tylko Made in Taiwan, a Handmade in Taiwan.
Austriacki Simplon klepie wszystkie swoje ramy u siebie z włókien Toray, które poddaje topieniu, co poprawia ich wytrzymałość, przez co można ich zastosować mniej, a to z kolei wpływa na mniejszą wagę. Jakby tego było mało, dodatkowo stosuje żebrowanie wewnątrz rur, co także czyni ramy mocniejszymi, sztywniejszymi i nie dodaje zbędnej wagi. Co do samego wykonania i dopracowania detali to również są one na najwyższym poziomie. Ciężko to opisać, trzeba to po prostu zobaczyć.
O Colnago nie piszę, bo o nim nie trzeba, jest znany szerokiej rzeszy pasjonatów kolarstwa. Kolejny to Switch, o którym mogliście przeczytać jakiś czas temu. Pewnie we Włoszech znalazła by się jeszcze niejedna mała manufaktura produkująca swoje ramy z pasją i oddaniem, ale kto je wszystkie zna?
Jeśli chodzi o marki z USA siedzących w karboni,e to przychodzi mi do głowy tylko Parlee, które podobnie jak Colnago dalej siedzi w mufach i okrągłych profilach rur i wcale nie przeszkadza mu to w osiągnięciu niezwykle lekkich konstrukcji, ale nic więcej nie mogę napisać, bo nigdy z żadną z ram tej firmy nie miałem osobiście do czynienia. Cała reszta amerykańskich marek łącznie z Cannondalem, który kiedyś był wyłącznie Handmade in USA przeniosła się za Ocean Spokojny. Jeszcze anorektyczny Cervelo R5ca (skrót od California) jest produkowany w Stanach, właśnie w Californi, bo Cervelo boi się, że Tajwańczycy mogą podłapać nową technologię i zaczną to klepać ze swoimi naklejkami za dużo mniejsze pieniądze.
I co z tego wszystkiego wynika? A no nic. Są tą tak samo tylko rowery, a konkretniej ramy, które same nigdzie nie ujadą ani ćwiartki milimetra. Chodzi mi natomiast o to, że nie są to tylko produkty z dorobioną filozofią i dumną nazwą, które chce się wcisnąć do tłumu po kosmicznych cenach, a ramy stworzone z pasją od samego początku aż do końca. Ramy, które oprócz tego, że kosztują nie zawsze, ale często horrendalne sumy pieniędzy sprawiają, że chce się na nie nieustannie patrzeć, każda kolejna jazda czy trening to przyjemność, nie jest to tylko sprzęt do jazdy i treningu, a coś więcej. Dzieło sztuki rowerowej? Może, coś więcej niż tylko kilka rurek połączonych ze sobą z wydumanym napisem producenta.
Nie wiem jak Was, ale mnie strasznie denerwuje, gdy wyciągam ramę z pudełka za kilka lub kilkanaście tysiaków i pierwsze co widzę to małe, żółte (przypadek?) naklejki z informacją Made in Taiwan. Nie żebym coś miał do małych żółtych Tajwańczyków, ale jak pomyślę sobie ile ten Tajwańczyk, który ją robił zarabia, a ile ja musiałem za tą ramę zapłacić, to już nieco bardziej się denerwuję. Wiem, że Tajwańscy producenci zapewniają najwyższą jakość swoim produktom (chociażby BMC), ale do jasnej cholery czemu ramy produkowane w Europie, gdzie koszt pracy jest dużo wyższy, nie są znacznie droższe od tych wykonanych w Azji? Pocieszam się za to myślą, że mam duży napis zaczynający się na S, a kończący na D na głównej rurze, na który wszyscy będą zwracać uwagę i właściwie to na niego wydałem tyle kasy i wcale nie ważne, że na Ebayu bardzo podobne konstrukcje tylko, że bez pełnego dumy napisu i z informacją pochodzenia z dalekiego wschodu można kupić za 1/5 ceny naszego „amerykańskiego” cuda.
Przy firmach, które wymieniłem kilkanaście linijek wyżej niespotykany się z czymś takimi. Swoją drogą chcielibyście wydać mnóstwo złotówek na Porsche, do którego wsiadacie pierwszy raz do środka i bum żółta naklejka kłuje Was prosto w oczy?
Tak zastanawiam się po co ja to piszę. Jedyne co przychodzi mi do głowy to nuda i jakieś takie samopoczucie trochę do bani spowodowane tym, że na zewnątrz od rana leje deszcz i pada śnieg, i tym, że jest początek maja i zamiast jeździć na rowerze, to siedzę przed komputerem i stukam w tą klawiaturę, od czasu do czasu spoglądając kątem oka na trzy wiszące na ścianie Simplony.
komentarze