Czy Druid może być Czarodziejem?
Zanim odpowiem na postawione pytanie czy Druid może być Czarodziejem, przedstawię (tak jak obiecałem w zeszłym tygodniu) swoje subiektywne odczucia na temat najnowszego projektu Pawła Matuszyńskiego. Druid Wizard to bardzo ekskluzywna i wręcz egzotyczna maszyna, której precyzja wykonania jest naprawdę na najwyższym poziomie. Paweł do testu użyczył nam swojego prywatnego „Czarodzieja” - to tak w ogóle jest wersja prototypowa, ale w produkcyjnej zmiany mają być kosmetyczne. Na pierwszy rzut oka to solidnie wyglądający aluminiowy wyjadacz o prostej budowie i czystej linii. Jest wręcz delikatny i smukły. Jeżeli widzicie podobieństwo do modeli Zumbi, macie rację – w końcu była to kiedyś firma Pawła.
Pewnie najbardziej jesteście ciekawi tego, jak „to” jeździ? Już odpowiadam – bardzo dobrze. Ale najpierw przyjrzyjmy się rowerowi. Maszyna, którą widać na zdjęciach została poskładana pod kątem zabawy w górach. Gotowa do jazdy waży 14.8 kg. Nie jest źle, a można ją jeszcze spokojnie odchudzić. Choćby wymieniając damper na powietrzny lub koła na karbonowe. Tutaj jednak miał być Ohlins ze sprężyną, bo właśnie taki bardziej odpowiada Pawłowi – zwłaszcza na zjazdach. Ten rower to dobry „przecinak” mimo, że określany mianem Trail/All mountain to spokojnie da sobie radę w Enduro. Możesz obrać nim linię i puścić hamulce. Jest bardzo stabilny przy wysokich prędkościach. Nie myślcie jednak, że to „kloc” niezdolny do zabawy. O nie! Można się nim pobawić i mieć przy tym ogromną frajdę. Koła 27,5 są bardzo dobrym wyborem w tym zestawieniu. Nie miałem okazji, by sprawdzić go w super trudnym i kamienistym terenie z porządnym rock gardenem, ale może jeszcze nadarzy się okazja.
Rower jest żwawy i skoczny. Na Myślenickich ścieżkach radził sobie doskonale. Chętnie sprawdzę go w przyszłości w trudnym terenie, bo ten rower lubi gdy robi się ciężko. Uświadomił mi to jeden trawers, który wielu riderów wyhamował na dobrą chwilę. Zdaje się, że im trudniej tym lepiej dla tej maszyny. Możliwe, że ten rower sprawdzi się idealnie na stromych odcinkach. Wyposażony w odpowiednie ogumienie spowoduje, że odnajdziemy się z nim w wielu różnych kategoriach rowerowej "zajawki". Świetnie "połykał" też wszystkie nierówności i uskoki. Pracujący z przodu Cane Creek to wielka niespodzianka. Świetna charakterystyka pracy. Zakres regulacji jest ogromny – przynajmniej dla mnie.
Poprzednim rowerem, który sprawił mi podobną niespodziankę był Yeti SB5.5. Trzeba jednak zaznaczyć, że turkusowa piękność miała 29 calowe koła i prawie każdy element roweru z włókna węglowego. W dół zdecydowanie lepiej jeździło mi się na Druidzie. Był też bardziej skory do zabawy. Nie miałem okazji sprawdzić jak podjeżdża. Myślę, że tutaj Yeti miałby przewagę ze względu na masę i wszechobecne blokady zawieszenia. Niewielki podjazd przebiegł zupełnie przyzwoicie, choć w tego typu rowerach podjeżdżanie jest równie ważnym elementem co zjazd. Klienci są coraz bardziej wymagający i producenci muszą się naprawdę mocno starać, by spełnić ich zachcianki. Używając roweru w zawodach zwraca się uwagę na każdą sekundę. Pod górę trzeba się „wgramolić” możliwie jak najszybciej, gdyż odcinanie ułamków sekund na zjeździe może nie wystarczyć do uzyskania pożądanego wyniku. A zatem przyjdzie mi jeszcze sprawdzić co tam Paweł „wyczarował” dla fanów wspinaczki.
Chłopaki z maleńkiej Polskiej firmy zrobili naprawdę świetny jednoślad. I udało im się także trafić z nazwą modelu, gdyż ten rower potrafi zaczarować. Wygląd jest zawsze kwestią gustu, ale ja się zakochałem. Jakości wykonania nie można kwestionować – od materiału (wysokogatunkowe aluminium lotnicze 7020) po samo wykończenie. Można na nim spędzić godziny i nie mieć dosyć. Ohlins "robi" naprawdę świetną robotę i wygląda bajecznie, ale to "przód" skradł moje serce, bo działa perfekcyjnie. Ręcznie wycinane i spawane aluminium (i to w Polsce!) to powód do dumy, gdyż większość producentów z całego świata produkuje swoje rowery w Azji przy użyciu maszyn - tutaj każdy element wytwarza się ręcznie i wszystko odbywa się w Polsce, od projektu aż po testy.
Ten rower jeździ naprawdę sporo - Paweł użycza go swoim klientom i dziennikarzom – a mimo to, Wizard po blisko roku morderczych wyjazdów ciągle świetnie się sprawuje. To chyba najlepsza rekomendacja. Rama wyceniana jest na ponad 9 tysięcy złotych. Czy to dużo? Na pewno to spore pieniądze, ale patrząc na innych producentów nie jest to wygórowana cena. Od "czarodzieja" dostajemy coś czego większość firm nie jest w stanie nam zaoferować: unikatowy produkt dostępny tylko na zamówienie, możliwość kastomizacji geometrii, no i oczywiście wybór wymarzonego koloru.
A zatem czy Druid może być Czarodziejem? Mnie zdecydowanie zaczarował. Czy czar długo przetrwa? Zobaczymy. Druidzyzm znany jest jako religia szamańska połączona ze swiatem duchów i medycyną holistyczną rozumianą jako skupienie się na wszystkich obszarach życia człowieka. Takie ujęcie tematu wpasowuje się idealnie w to czego doświadczyłem jednocząc się z maszyną wśród dzikiej przyrody. Podczas tych kilku godzin jazdy osiągnąłem pełną harmonię i wewnętrzny spokój. Wszystkim Wam życzę równie pięknych doznań, gdy zatracacie się w swojej pasji do dwóch kółek.
komentarze