Trasy rowerowe - cudze chwalicie swego nie znacie
Dzisiaj w „cudze chwalicie swego nie znacie” będzie nieco inaczej. Nie poznacie nowej marki budującej świetne rowery, producenta wkładających swoje serce we wszystkie komponenty, nie będzie o firmach produkujących koła czy szyjących ciuchy. Będzie o ludziach, którzy także wkładają całe swoje serce w swoją pracę i mają „zajawkę” na całego. Ekipa, o której zaraz się dowiecie w zasadzie żyje rowerami. Potrafi na nich jeździć, organizuje zawody, ale (dla mnie) przede wszystkim buduje świetne trasy. Trasy, które śmiało mogłyby się znaleźć na zachodnim wybrzeżu Kanady.
Pamiętam kiedy pod koniec lat 90-tych po raz pierwszy zobaczyłem poważną produkcję rowerową zza wielkiej wody. Pomyślałem wtedy, że nie tylko rowery mają najlepsze, ale trasy także. Takich ścieżek nie widziałem nigdzie: kładki, mostki, czy inne hopki i „skocznie”. To było coś. To były „shory” lub „north shory”. Tak – na północnym wybrzeżu Kanady to się zaczęło. Dopiero po latach dotarło do nas i człowiek dowiedział się, że te wszystkie przeszkody mają swoje nazwy jak: skinnies, ladder bridges, teeter totters czy zwykłe „dropy” i „boner logi”.
I tak jak odrobiliśmy lekcję z technologii rowerowej, tak nauczyliśmy się budować trasy. I mimo, że coraz więcej pieniędzy potrafią przeznaczyć na ten cel różne instytucje, to jednak wciąż najbardziej podobają mi się trasy przygotowane potajemnie przez grupkę zapaleńców. Trasy, o których nie wie nikt poza nimi. Kiedy zdarzy Ci się natknąć na takie zjawisko w leśnej gęstwinie, to serce zaczyna bić szybciej. To niesamowite uczucie. Jakbyś odkrył piramidę, lub świątynię. Albo chociaż Mustanga Shelby GT500 w starej stodole.
Wróćmy więc do tej ekipy, która powoduje u mnie ciarki. To ekipa, która potrafi przekopać wszystko. Z powierzchni płaskiej jak stół zrobić małe Kordyliery, a w pionowej ścianie wyrzeźbić mega trawers. Chłopaki i dziewczyny pod wodzą Marcina "Banana" Matusznego to mistrzowie łopaty i kilofa, ale nie mają z nim lekkiego życia :)
Pracują nieustannie. Nie straszny im żar lejący się z nieba czy ujemne temperatury. Robią to co kochają, świetnie się przy tym bawią i tworzą zgrany zespół. Fajnie jest obserwować ich przy pracy, pogadać, pomóc w kopaniu, a później zrobić kilka rundek po nowo powstałym odcinku trasy.
W przyszłym miesiącu postaram się przybliżyć wam nieco postać Marcina i zaprezentować jego rowerowe dokonania z najnowszym filmem włącznie.
komentarze