​BH Rebel sprawdzony

Rowery elektryczne na zachodzie Europy od wielu lat są normalnym widokiem. W Polsce jeszcze niedawno wzbudzały wiele kontrowersji, a przez net przelewała się fala postów o rzekomym zabijaniu ducha sportu. Nic bardziej mylnego, a coraz większa liczba zawodników o wysokiej klasie sportowej deklaruje chęć dokupienia takiego sprzętu do swojej stajni, lub już to zrobili. Przez ten czas rowery z silnikami stały się sprzętem gwarantującym świetną zabawę, a do tego pozwalają na podjazdy, które wcześniej były nie do zrobienia. Tak, tak moi drodzy, trzeba przyzwyczaić się do myśli, że ten segment rynku będzie się rozwijał i tego sprzętu będzie coraz więcej na szlakach. Oczywiście wyleje się zaraz na mnie fala hejtu, że co ja sobie wyobrażam pisząc na portalu kolarskim o jakichś elektrykach. Te rowery nie służą do sportowej rywalizacji, poza wyścigami dla elektryków albo wyścigami dla klasycznych rowerów, ale w kategoriach dla rowerów elektrycznych, ale przede wszystkim dla szeroko rozumianej turystyki, zabawy i uniezależnienia się od kolejek do wyciągów. Rowery elektryczne to już nie tylko rowery miejskie, ale w bardzo dużej mierze MTB w wersjach HT i full, Enduro, szosowe, które powoli pojawiają się w ofertach producentów ale także… gravele.

Przedstawiciela tej ostatniej grupy było mi dane testować przez ostatni miesiąc. BH Rebel, bo o nim mowa to rower wyjątkowy, bo po raz pierwszy zetknąłem się z gravelem na wspomaganiu. 

Na wyposażeniu znajdziemy prawie kompletną grupę Shimano 105, poza korbą która pochodzi od FSA, koła Shimano XR 31, z piastami na Centerlocku i hamulcami tarczowymi, niestety mechanicznymi. Całości dopełnia siodełko Prologo i oponach Schwalbe G-One 28x1,5 oraz aluminiowy widelec, sztyca, mostek i kierownica. 


Tym co zaskakuje to waga sprzętu. Do tej pory jeździłem na elektrycznych fullach Enduro, których waga oscylowała miedzy 22 a 25 kg. Tu mała niespodzianka, bo testowany rower ważył 18,8 kg. Różnica zauważalna po pierwszym podniesieniu sprzętu, aczkolwiek była oczywista bo nie mamy tutaj żadnej amortyzacji, opuszczanej sztycy czy dużych opon. Można zauważyć przy elektrykach pewną prawidłowość - sprzęt ze wspomaganiem jest ok 2 razy cięższy od swojego klasycznego odpowiednika. Wada ta jest szczególnie bolesna, kiedy wnosimy rumaka na któreś piętro bloku w którym mieszkamy. Ci z Was którzy mieszkają w domach nie odczują tego tak boleśnie, wtaczając rower do garażu. Wszystkie bolączki znikają po pierwszym naciśnięciu pedała korby. Tu zaczyna się prawdziwa frajda.

Rower wyposażono w silnik i baterię Yamaha. Zapytaliśmy Tadeusza Bartoszka, właściciela firmy Activa,  czym się charakteryzuje sprzęt tej marki na tle konkurencji. „Yamaha oferowała dotychczas dwa modele napędów rowerowych - model PW oraz PWX. W zależności od roku produkcji, silniki danego modelu mogą się nieznacznie różnić oprogramowaniem. Napędy Yamaha wyróżniają się dużym momentem obrotowym w niskich zakresach kadencji. Nawet przy zerowej kadencji tzw. „Zero cadence” silnik generuje moment obrotowy. Taki sposób działania silnika podoba się użytkownikom, którzy nieszczególnie lubią jazdę na „szybkich obrotach”. Większość konkurencyjnych napędów przenosi swój maksymalny moment obrotowy na wyższe zakresy kadencji pracy rowerzysty. Zastosowany w rowerze silnik z serii PW jest na pewno dobrym wyborem. Szczególnie dobrze spisywać się będzie podczas jazdy pod górę na mniejszej prędkości (kadencji).”

Pierwsze wejście na rower, ruch korbą i po pierwszych metrach na gębie pojawia się przysłowiowy banan. Ale to jeździ. Do tej pory, poza testami pewnego prototypu, którego nazwy na razie nie mogę podać, jeździłem na elektrykach enduro z oponami na plusie. Fantastyczny sprzęt, jednak tu podobna moc, przy mniejszej masie roweru (bo rowerzysta jest grubym klocem cały czas) oraz niższe opory toczenia, spowodowały że 25 km/h pojawia się prawie od razu. Można oczywiście tuningować sprzęt, ale robicie to na własną odpowiedzialność, narażając się na konsekwencje prawne jak zostaniecie przyłapani przez smutnych panów w niebieskich mundurkach i białych czapkach. Na tym rowerze da się jeździć szybciej i bez wspomagania, więc po co kombinować. Co mnie najbardziej zaskoczyło?

Zasięg. Po pełnym naładowaniu baterii licznik wskazywał że przy minimalnym wspomaganiu rower powinien przejechać 180 km (tryb ECO+) i to z baterią 400tką!!! Pomyślałem niemożliwe, przecież TREK Powerfly 9.7 LT, który był przeze mnie testowany w tym samym czasie miał baterię 500tkę i przy minimalnym wspomaganiu pokazywał zasię 80km. Tu jest 100 więcej. No to jak?. Tak się złożyło że na drugi dzień wybierałem się na wycieczkę z grupą znajomych. Zrobiłem tego dnia ponad 60 km. Wrażenia?

Przede wszystkim nie czułem potrzeby jazdy na maksymalnych trybach. Raz czy dwa włączyłem mocniejsze wspomaganie na dłuższym i większym podjeździe, słuchając pewnego rodzaju „inwektyw” od kolegów, których wyprzedzałem pod górę, robiąc to z uśmiechem na ustach, widząc jak się męczą :) Po wypłaszczeniu terenu znowu przełączałem na tryb ECO lub ECO+. Dzięki temu całą trasę przejechałem bez większego wysiłku, a bateria pokazywała dalej ponad 50% stanu naładowania. Dla mnie bomba, bo to oznacza że można na tym rowerze robić bardzo długie wyprawy, bez ryzyka że braknie prądu. Co trzeba zaznaczyć to fakt, że jak przekraczacie ustawowe 25 km/h, rower nie czerpie prądu z aku, przez co faktyczny zasięg się zwiększa o te kilometry, kiedy bateria miała wolne. Zatem 200 km? Całkiem możliwe, ale tylko na trybie ECO+. Częsciej będziecie używali trybu ECO, ale tu zasięg wynosi 120 km, co i tak jest wynikiem lepszym niż można było sądzić.

Czy ten rower ma jakieś wady? Ma. Biorąc pod uwagę dość niską jak na elektryka cenę (14600 PLN), za jaką przyjdzie go kupić, wyposażono go dość ekonomicznie. Największą bolączką są słabe hamulce. Co prawda mamy tutaj tarczówki, ale mechaniczne. Wymiana ich na hydraulikę znacząco zwiększy komfort użytkowania i bezpieczeństwo. Przydałby się również karbonowy widelec i kokpit, ale to już podniosłoby cenę. To jednak sprawia że rower ma potencjał tuningowy i można zjechać z wagą o ok. 2kg, wymieniając komponenty na węgiel. Na pewno znacząco zwiększy to komfort jazdy, jednak zrzucanie wagi roweru dla samego faktu nie ma najmniejszego sensu w przypadku elektryka. Różnica będzie odczuwalna tylko przy wnoszeniu roweru na któreś piętro i lepsze tłumienie drgań. Poza tym niepotrzebny wydatek.

Czy poleciałbym ten rower? Tak. Jeśli lubisz długie wyprawy po asfalcie, ubitych ścieżkach, lesie itp, do tego wiekszą radość daje Ci jazda i oglądanie widoków bez zbędnego męczenia się i jazdy na beztlenie to jest to zdecydowanie sprzęt dla Ciebie. Sprzęt ma potencjał tuningowy, a po zmianie hamulców na hydrauliczne praktycznie nie będzie miał wad.

Dziękujemy firmie Activa z Rudy Śląskiej za udostępnienie sprzętu do testu. Przy okazji ciekawostka. Widzieliście 200 rowerów elektrycznych w jednym sklepie? Jeśli nie, to zapraszamy do Rudy Śląskiej :)


o autorze

Paweł Waloszczyk

Twórca portalu, absolwent Politechniki Śląskiej który zamiast pisać o tym co zrobić by sprzęt rowerowy był lepszy, co robił przez ostatnie lata, postanowił sam się za to zabrać. Pasjonat nowych technologii i materiałów. 

Powiązane posty


komentarze

Powiązane treści

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl