Lockbox - portfel odporny na wszystko
Lockbox, czyli po naszemu zamknięte pudełko. Do czego służy? Czy jak o nie potrzemy wyjdzie z niego dżin i spełni wszystkie nasze rowerowe życzenia? O tym, i nie tylko, możecie przeczytać w poniższym teście.
Lockbox to hiszpańska marka, która została zaprezentowana światu w 2012 roku. Jej twórcom przyświecał pomysł portfela, który będzie mały, pomieści najbardziej niezbędne przy wyjściu rzeczy, a jednocześnie będzie czymś zupełnie innym niż to, co było ówcześnie dostępne na rynku. Z takich właśnie pomysłów zrodził się Lockbox.
NA ZEWNĄTRZ
99x61x19mm to wymiary, które definiują to małe pudełeczko. Zewnętrzna część portfela została pokryta platynowym silikonem - jest on bardziej elastyczny, wytrzymuje temperatury od -60 do 230 stopni Celsjusza i posiada miłą w dotyku teksturę (nie ma efektu klejenia się, nawet jak bierzemy Lockboxa spoconymi dłońmi). Środek to plastik zgodny z technologią RFID, czytaj nie musisz wyciągać swojej karty płatniczej, żeby nią zapłacić. Opcja przetestowana w kilku sklepach, w każdym z nich mina ludzi stojących za mną w kolejce - bezcenna. "Ja pierniczę, koleś płaci jakimś plastikowym pudełeczkiem! Pani, czego to ludzie już dzisiaj nie wymyślą!" Generalnie idzie przywyknąć. Jak kilka lat temu pojawiła się możliwość płatności NFC reakcje były podobne, więc no, ten tego... sami wiecie. Wracając do naszego hiszpańskiego malucha: konstrukcja sama w sobie jest szczelna, jednak aby zapobiec otwarciu się, np. podczas upadku, konstruktorzy opatentowali klamrę, którą wysuwamy, żeby portfel otworzyć i wsuwamy, żeby zamknąć. Proste, działające.
W ŚRODKU
Otwierając Lockboxa naszym oczom ukażą się jego dwie części. W pierwszej z nich mamy miejsce na monety (oryginalnie jest to 1 i 2 Euro, mnie najlepiej spasowało 5 oraz 1zł) i cztery dokumenty wielkości dowodu. Więcej nie ma szans wejść, pod warunkiem, że chcemy zachować w pełni wodoszczelność. Druga część to silikonowa kieszonka - najlepiej trzyma się tam banknoty, ale jeżeli ktoś dysponuje tylko jednym, w miarę płaskim kluczem od domu, też może go tam schować. Właściwie forma tej kieszonki jest nieograniczona - pomieści wszystko, co jest w miarę płaskie, małe i niezbędne w naszej podróży.
W TRASIE
Lockboxa przez ostatnie dwa miesiące wykorzystywałem jako pomniejszoną wersję mojego właściwego portfela. Zabierałem go ze sobą wszędzie tam, gdzie nie potrzebne mi były dokumenty z samochodu i inne pierdoły, a jedynie dowód, karta i parę drobnych. Jak już wcześniej miałem okazję wspomnieć, podczas płatności wzbudzał nieukrywane zaciekawienie ze strony osób mi towarzyszących w kolejce sklepowej. Czas spędzony na rowerze to głównie miejsce w kolarskiej koszulce - na moje (nie)szczęście maj i czerwiec okazał się tak letni, piękny i słoneczny, że ani razu nie miałem okazji przetestować Lockboxa w deszczu... jednak nadrobiłem to wkładając go pod prysznic. Wnioski? Środek suchy, silikon jak mieliście nieco pobrudzony i brud wżarł się już w kolorową strukturę - nie liczcie na to, że przepłukanie przywróci mu black i świeżość. Trzeba użyć mydła i troszkę się z tym pomęczyć. Zamek działa i się nie urwał. Nawet po upadku i locie przez kilkanaście metrów. Po kamieniach. W dół.
WNIOSKI
Jeżeli jesteście pozytywnie nastawionymi do życia gadżeciarzami, chcecie jakiemuś kolarzowi sprawić miłą niespodziankę (urodziny, imieniny, Boże Narodzenie, Dzień Świstaka, itd.) albo po prostu chcecie wyróżniać się z tłumu i wyciągnąć pani na kasie w Biedronce mały plastikowy portfelik, żeby zapłacić za swoje "izotoniki" - Lockbox jest właśnie dla Was. No i jeszcze jedna, bardzo zasadnicza kwestia: musicie mieć na swoim koncie 99zł, bo tyle dokładnie kosztuje owy hiszpański produkt.
PLUSY:
- wykonanie
- wodoodporność
- wyższy stopień lansu w stosunku do klasycznego portfela :)
MINUSY:
- cena
Polskim dystrybutorem hiszpańskiego Lockboxa jest Poręba.
P.S. José Antonio Hermida jest ambasadorem marki. Jeśli jesteś jego fanem, Lockbox wydaje się dla Ciebie propozycją nie do odrzucenia ;)
komentarze