Solowa szarża i szalone finisze na ścianie. Majka Days 2018.
Już od samego poranka w niedzielę ulice centrum Krynicy Zdroju zrobiły się różnokolorowe, za sprawą tłumu kolarzy rozgrzewających się w małych grupkach i pojedynczo na wszystkich drogach otaczających turystyczny deptak zdrojowy. Stąd od godziny 10 rano w odstępach czasowych miały wyruszyć trzy duże peletony zawodników nastawionych zarówno na ostrą rywalizacje na trasie, jak i przejechanie wraz ze znajomymi i przyjaciółmi tras wiodących po okolicznych wzgórzach i dolinach. Każdy z dystansów niósł inny stopień trudności, jednak też każdy z nich zaczynał się wspinaczką na szczyt wzgórza wznoszącego się za miastem. Kilka kilometrów wspinaczki pod Krzyżówkę zazwyczaj przesiewa w takim przypadku peleton i oddziela zawodników mocnych, od nieco słabszych. tak stało się i tym razem. Element większego ryzyka upadku podczas zjazdu w dół w dalszej części trasy stawał się dużo mniejszy, stąd wszystkie wyścigi zakończyły się bezpiecznie, nie licząc drobnych wywrotek, czy defektów rowerów. W peletonie pełno było też byłych dobrych zawodników, wśród nich pojawił się też sam Darek Baranowski, wybitny kolarz i komentator wyścigów szosowych na antenie programu Eurosport.
Fot. Bike Life
Pierwsi w centrum miasta pojawili się kolarze ostrzący sobie zęby na zdobycie mety najdłuższego dystansu. Tempo tutaj niemal od samego startu było bardzo duże, dlatego peleton dość szybko przerzedził się do grona kilkudziesięciu zawodników, wśród których jak się potem okazało kręcili niemal wszyscy odbierający puchary na podium. Po kilku akcjach zaczepnych, próbach odjazdów grupa zmalała do około 20 najmocniejszych. Podczas małego zamieszania z kasowaniem ucieczki pędzącej przed grupą zdołał oderwać się samotnie Michał Przybysz z Varso.
Fot. Bike Life
Faworyci wyścigu nieco zbagatelizowali samotny odjazd na płaskim odcinku trasy, by po informacji od pilota wyścigu o przewadze sięgającej już 1,5 minuty zerwać się do powtarzanych nieco chaotycznych ataków i prób odjazdu. Sami nawzajem się kasując rozbijali wysokie tempo grupy, co poskutkowało wzrostem przewagi Michała, który wytrwale ją powiększał. Jak się okazało przewaga była na tyle duża, że zdołał samotnie przejechać linię mety po dość długim, solowym rajdzie z kilkoma podjazdami po drodze. Drugi na mecie finiszował z grupki faworytów Piotr Tomana z "Majka Days", a tuż za jego plecami wytargał podium przed samą metą Dariusz Mirosław z Active Jet. Wszyscy pokonali dystans 74 km z sumą przewyższeń ponad 1200 m w pionie.
Fot.BikeLife
Na dystansie średnim peleton był równie liczny, a walka na trasie nie odbiegała w niczym od tej z dystansu długiego. Tutaj przez większa część trasy kręcił z najlepszymi również Rafał Majka z Bora Hansgrohe dopingując i pomagając niektórym zawodnikom na trasie w chwilach kryzysu.
Fot. Bike Life
Czołówka w tym wyścigu również wykrystalizowała się dość wcześnie, a kolejne podjazdy uszczuplały ją skutecznie by wytopić przed finałowym podjazdem z meta na Jakubiku do pięciu rowerów wspinających się do linii mety. Po efektownym finiszu z tej grupki na stromym podjeździe ręce w górę podniósł zmęczony Adrian Krawczyk z Bike Team Łąkta Górna. Na kole Adriana zaciekle walczyli do samej kreski Paweł Skorupa z Skorupa Triathlon który wyprzedził trzeciego na mecie Artura Kozaka z BSK Miód Kozacki.
Fot. BikeLife
Na mecie Adrian bardzo zadowolony z siebie opowiadał tak:
Dzisiaj udało mi się ustawić na starcie wysoko, po wczorajszym przepaleniu na czasówce wiedziałem że to powinien być ten dzień. Tak też było już na pierwszym podjeździe, czułem się bardzo dobrze i starałem się trzymać na 5-10 pozycji z przodu grupy. Po 5 km podjazdu na krętym zjeździe w dół straciłem kontakt z czołem grupy, jednak po dłuższej chwili udało mi się dogonić prowadzących. W peletonie nie było spokoju ze względu na dużą liczebność kolarzy z Grupetto Gorlice. Cały czas próbowali odjazdu. Próbowałem więc dołączyć do tych prób odjazdu. Później tempo dyktował Rafał Majka, oczywiście w tym czasie kolarze z Gorlic dalej byli w natarciu. Nie był to dla mnie łatwy moment ze względu na to że byłem sam w peletonie. Musiałem trochę poświęcić sił żeby czasem pogonić groźny atak. Gdy zbliżaliśmy się do ścianki wiedziałem że to będzie najważniejszy moment, zacząłem z przodu ale powoli zacząłem spływać za liderów. Przeżywałem kryzys ale zacisnąłem zęby i powiedziałem sobie że jeżeli to przetrzymam to jestem w stanie później powalczyć. Tak też było straciłem około 5 sekund na podjeździe, ale udało się po chwili dojść grupkę, która była już mocno uszczuplona. Zjazdy i znowu podjazd. Zaczynam znowu z przodu, nachylenie 7-10% a więc mój żywioł, za mną robi się luka, więc odjeżdżam sam. Jednak po około 1,5 km dojeżdża do mnie 4 zawodników. Atakuję ponownie na zjeździe,mimo ze to moja słabsza strona. Nie udało się i wszyscy już wiemy że walka odbędzie się na Jakubiku. Jest nas 5, dojeżdżamy pod finałowy podjazd i zostaje nas 4. Pierwsza ścianka i wyjeżdżamy wszyscy obok siebie czekając na ataki, lekki zjazd i finałowe 500 m. Powiedziałem sobie albo będę pierwszy albo czwarty i ruszyłem od samego dołu. Już przed samą kreską miałem kompletne odcięcie ale udało się dojechać 1 sekundę przed drugim zawodnikiem.
Fot. BikeLife
O rywalizacji na najkrótszym dystansie opowiedział nam drugi na mecie tego wyścigu Jakub Gryzło z JSC Jasło :
Decyzja o wystartowaniu w tym wyścigu zapadła 2 tyg temu. Ogólnie ścigam się w MTB ale postanowiłem spróbować czegoś innego, więc się zapisałem na najkrótszy dystans - czyli podszedłem dość ostrożnie do tematu. Jak się okazało pierwszy zjazd zweryfikował wszystko. Na dole jechaliśmy już tylko we czterech. W połowie wyścigu zostało nas już trzech. Ja i dwóch młodziutkich zawodników. Końcówka dała się mocno we znaki. Z lekką stratą ale po finiszu docieram drugi na metę. Zasada była jedna: jechać równo, co poniekąd się udało. Było to dla mnie ciekawe doświadczenie, całkiem inne ściganie niż MTB. Bawiłem się świetnie.
Fot. BikeLife
Humory zarówno przed startem, jak i na mecie dopisywały chyba wszystkim, nikt nie pakował się szybko po wyścigu, dlatego okolice Domu Zdrojowego tętniło po wyścigach długo jeszcze kolarskim życiem, ożywionymi dyskusjami o samym wyścigu i trasie przy ciepłym posiłku regeneracyjnym i namiotach z akcesoriami związanymi ściśle z treningiem i sprzętem szosowym. Wysokie puchary ciężko było ułożyć w aucie na drogę powrotna do domu, a wspomnienia z trasy zostaną na cały rok, by odnowić je na kolejnej edycji Majka Days 2019
Fot. BikeLife
Pod tym linkiem zobaczysz kto dojechał do mety i kogo wyprzedził : Majka Days Start Wspólny
komentarze