SRAM EAgle GX - na pohybel

Pamiętacie, jak w czerwcu 2017 SRAM zaprezentował swój najnowszy napęd Eagle GX? Ja pamiętam dokładnie, bo chwilę po tym jak dostałem od chłopaków ze Schweinfurtu paczkę z gorącą nowością, założyłem ją i poszedłem przejechać się, żeby sprawdzić, czy przypadkiem czegoś nie spieprzyłem, już miałem kilkoro nowych przyjaciół, którzy z zaciekawieniem dopytywali się, co ja to właściwie mam zamontowane w moim rowerze.

O ile pierwszy Eagle wzbudzał naprawdę ogromną sensację i stał się, jakby nie powiedzieć, przełomowym napędem w dziedzinie MTB, tak Eagle w odmianie GX był chyba najbardziej wyczekiwaną nowością roku 2017. Serio! Jakby nie patrzeć, budżetowy napęd 1 x 12 dla większości był złotym środkiem, lekiem na całe zło tego świata. Ale po kolei.

Po pierwsze: czytaj instrukcję!

Napisał to facet. A faceci nie czytają instrukcji, bo są facetami. Ja popełniłem ten błąd i na dzień dobry pozbyłem się kluczowego elementu do regulacji tylnej przerzutki (taki śmieszny plastikowy wihajster). Nie róbcie tego – potem będziecie szukać go między chusteczkami, a ogryzkiem z jabłka. Mnie się udało i proces poprawnej instalacji poszedł jak po maśle. Dla potomnych poniżej możecie obejrzeć jak to wszystko przebiega:

Po drugie: zamontuj i ciesz się z jazdy.

Wszystkie komponenty spod znaku orzełka są ze sobą kompatybilne i... tylko ze sobą. Chcąc nie chcąc jesteście w takim układzie skazani na technologów SRAMa i ich pomysły, a one, patrząc po Eaglu GX, są bardzo mądrze przemyślane. Eagle GX to swoisty downgrade wagowy wszystkiego tego, co do tej pory zarezerwowane było tylko dla zawodników i najzasobniejszych portfeli. 

Tylna przerzutka nadal oferuje technologie X-Sync, X-Horizon, X-Actuation, jedyna zmiana jaka została dokonana to poprawiona (3 generacja) Roller Bearing Clutch – sprzęgiełka w przerzutce, które pozwala na płynną pracę w pełnym zakresie kasety. Będąc szczerym – nie wiem do końca na czym w sposób ściśle technologiczny polegała ta zmiana, przeciętny zjadacz chleba nie bardzo ją jednak odczuje. Łańcuch po kasecie śmiga tak samo płynnie jak w przypadku starszych braci. 

A będąc już przy kasecie... ma ona nadal 10-50 zębów z tą różnicą, że model XG-1275 jest w całości wykonany ze stali i waży 451g. Reszta technologii – tak, jesteście bystrzakami – została zaimplementowana z serii X01 i XX1. Łańcuch to kombinacja czarno-srebrnych pinów do spółki ze spinką PowerLock. Tak, tą spinką... w redakcji chyba nikt nie darzy tego wynalazku zbytnią sympatią, bo co u licha strzeliło do głowy konstruktorom, żeby zaprojektować dwie blaszki, których ręcznie nie da się rozpiąć. Ja wiem, trwałość, niezawodność, ale przez całe swoje rowerowe życie używałem spinek Srama, rozpinałem, czyściłem łańcuch, zapinałem z powrotem i... nic wielkiego z tego tytułu się nie działo. 

Tak więc hej, panowie! Po co mi do tego kombinerki? Powróćmy do starych, dobrych czasów, z których wszyscy byli zadowoleni. Będąc już w kręgu tego, co jeszcze nie podoba mi się w przypadku Eagle'a GX to korba, a konkretnie jej kształt. Ja wiem, że budżetowy napęd rządzi się swoimi prawami, ale to nie oznacza, żeby klient dostał od razu produkt wyciągnięty spod obrabiarki CNC! To chyba najbrzydsza część, która najdzielniej spełnia swoje zadanie, tak można w skrócie powiedzieć o korbie dostępnej w rozmiarach 165 – 175 mm i w standardach BB oraz GXP/PF. Manetka to nic innego jak nieco przyciężkawa wersja swoich starszych braci z minimalnie dłuższym skokiem.

Po trzecie: zróbcie miejsce z lewej, pewno Eagle jedzie!

Graty w rowerze założone, wszystko na sucho przetestowane, pięknie zrzuca i wrzuca. Pierwsza przejażdżka w teren, trochę błota i już pierwsza lekcja, której nie odrobiłem i za którą powinienem dostać pałę (albo jedynkę? Nie wiem jak to teraz w szkole się mówi) – od razu trzeba było wymienić wszystkie pancerze na nowe, a nie tylko ten, który wydawał się najbardziej zmasakrowany. 

Eagle to napęd 1 x 12, przez co łańcuch jest węższy, rozpiętość kasety ogromna, a całość nie lubi pracować w lekko zużytych już pancerzach. Po wymianie na nowe, ponownej regulacji i jeździe testowej wiara, że będę w końcu podjeżdżał spokojnie to, co na 1 x 11 sprawiało mi trudność, wróciła. Połówka sezonu w maratonach, kilka wycieczek w góry, to wszystko był czas, gdzie miałem okazję przekonać się nad wyższością napędu Eagle nad konstrukcją 1 x 11. Przede wszystkim zębatka 50T daje nam możliwość spokojnego kręcenia tam, gdzie przy 42T będziemy jechać lekko (albo bardzo) sapiąc. Jest to tak naprawdę największa zaleta tego napędu i nie znam osoby, która raz mając okazję pojeździć na Eagle'u, stwierdziłaby, że jest to bezsensowne rozwiązanie. Dobra, nie jest idealne, ponieważ jesteśmy ograniczeni do manewrowania przednią zębatką w zależności od terenu, w jakim się poruszamy, musimy mieć większą świadomość na temat naszego stylu jazdy, jednak kupując taki napęd wiemy raczej konkretnie czego od niego oczekujemy. A oczekujemy płynnej pracy w każdych warunkach, co też Eagle nam zapewnia. 

Jest tylko taka jedna, tyci tyci sprawa, o której musicie wiedzieć, decydując się na GXa: jeżeli jesteście bardzo ambitnymi maratończykami, dbacie o wagę swojego sprzętu, oczekujecie pracy na poziomie XX1 – rozczarujecie się. SRAM Eagle GX zmienia biegi nieco wolniej od XX1, jest też od niego cięższy i tańszy o 3400zł (calutki Eagle GX kosztuje ok. 2000zł, XXI - 5400zł). Tak więc sami rozumiecie, że gdzieś te koszta musiały zostać poniesione. Nie zmienia to faktu, że wszystko jest wykonane bardzo solidnie i jedyne co udało mi się standardowo uszkodzić, to obdarłem od kamieni końcówki ramion korb. Reszta napędu nie doznała żadnych obrażeń.

Wnioski nasuwają się same

Dolewając kolejne małe wiaderko oliwy do ognia powiem tak: napęd SRAM Eagle GX sprawdzi się wszędzie tam, gdzie nie będziecie walczyć o podium. Całodzienne wypady w góry, amatorska rywalizacja z kumplami na lokalnym maratonie, najzwyklejsza, popołudniowa przejażdżka odstresowująca nasze zszargane nerwy – to jego żywioł. I nie dorabiajmy tutaj ideologii pt. skoro jest to Eagle to musi to być sprzęt dla zawodowca... bo nim nie jest. To po prostu stary dobry W124 – kapkę drogi jak na nasze realia, ale idiotoodporny i dowiezie nas w najdalszy zakątek tego świata.

Plusy:

  • jakość wykonania
  • świetna praca w każdych warunkach
  • cena

Minusy:

  • symbioza Eagle'a z Eagle'm
  • spinka PowerLock


o autorze

Jarosław Lesisz

Z wykształcenia polonista, z zamiłowania fan dwóch kółek i wszystkiego związanego ze sprzętem rowerowym. Współzałożyciel oraz redaktor kultowego bikepl.com, twórca największego (jak na tamte czasy) forum rowerowego.

Powiązane posty


komentarze

Powiązane treści

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl