Brixen czyli naturalne enduro we włoskim Sudtirol
Enduro, Freeride, można uprawiać w bardzo wielu miejscach w Alpach. Jednak co jeśli jesteś znudzony już prostymi Bikeparkowymi trasami, tłokiem, ubitymi nawierzchniami z tarkami, co to ma w ogóle wspólnego z mtb? Tęsknisz za dzikimi górami, na których nie ma przygotowanych lądowań, a jak wylecisz krzywo to lądujesz na drzewie? A może za tym by po prostu lokalni wyjadacze pokazali Ci jak się jeździ po Sudtyrolu, pokazali najlepsze trasy jakie mają, oczywiście nieoznaczone? Czasami takie które trzeba jechać o wschodzie słońca (tak tak, takie na których stravy się nie włącza). Co jeśli masz ochotę na prywatnego Krankeda i na prawdę chcesz zobaczyć trasy S5? Mam dobrą informację. Są takie bike hotele, które dla Was to zrobią!
W minionym tygodniu gościliśmy z wizytą małym aparthotelu u Filipa. Znajduje się on w Sudtyrolu około dwa kilometry od miejscowości Brixen. Celem Filipa jest tworzenie oferty dla wymagających klientów, zależnie od ich preferencji i poziomu. Jest to kolosalna różnica w stosunku do tego co zaproponują Wam inne hotele i przewodnicy, którzy tydzień w tydzień robią to samo...
Być może we wstępie powiało grozą, ale tak to już jest w tych wysokich górach. Nie są dla kogoś kto nie ogarnia S2. Nie są dla waszej partnerki, która nie jest przekonana o tym że chce jeździć. Jeśli jednak wiadomo że chce i nie będziesz musiał pół roku słuchać o nieudanych wakacjach to warto. Zajmą się nią profesjonalni przewodnicy i pomogą ją przeprowadzić przez trasy w większości co najmniej S3. To samo tyczy się dzieci. Pamiętajcie jednak, że lepiej by mogły dogadać się z przewodnikiem po angielsku, włosku lub niemiecku bez pośredników.
Faktem jest, że z walorów tego miejsca skorzystają najwięcej Ci którzy dużo potrafią. Dla mnie najbardziej efektowne ścieżki niestety pozostały nieprzejezdne, aczkolwiek zobaczyliśmy w ciągu tygodnia bardzo, bardzo wiele. Tego miejsca nie da się podsumować zdaniem: będziecie mieli tu co robić przez tydzień. Nie, tutaj będziecie mieli co robić, aż nie padniecie.
Cały ten urlop był podporządkowany idei: jeździmy po niesamowitych szlakach. To jest najważniejsze. Widoki były również piękne, ale stanowiły tylko dodatek. Przez tydzień poznaliśmy pięciu przewodników którzy są do dyspozycji gości hotelu. Jest jeszcze szósty dla bardziej wymagających. Każdy z nich prezentował swój nieco odmienny styl i swoje ścieżki. To świetna odmiana. Każdy zwraca uwagę na nieco inne aspekty lub jara go inna nawierzchnia. Zobaczyliśmy szlaki wokół Brixen, Brixen flow trial, Kronplatz Bikepark, objechaliśmy Sellarondę. Większość tras osiągalna jest z pomocą busów i wyciągów. Większość tras jest naturalna. Dlatego można napisać, że urlop tu to powrót do korzeni, nie trzeba tu tracić czasu na jazdę po nudnych flow trailach ani podjeżdżać samemu.
W pierwszy dzień aklimatyzacja. Zwiedzaliśmy masyw Plose na którym jest znacznie więcej ciekawych szlaków niż flow trail. Oczywiście żaden szlak nie jest oznaczony, nie dotrzecie tu sami, no way. Ukoronowaniem tej góry jest bardzo trudna ścieżka granią. Telewizory, pół metra miejsca i przepaść po obu stronach. Dla nas bardziej odpowiednie okazały się bardzo wąskie single pokryte ściółką leśną. Duże nastromienie, wymagająca nawierzchnia, skały, korzenie, dropy, las. Kilka małych hopek. Na górę dostajemy się busem. Dwie pętle i wizyta w pysznej pizzerii. 2400m. zjazdów, nie można chcieć więcej. Na tej górze znajduje się również jump line z większymi hopami i z lotem przez drogę.
Drugiego dnia Schuttle bus z kolejnym przewodnikiem i właścicielem Hotelu zabierają nas na drugą stronę Brixen. Kolejka zawozi nas na Jochtal na wysokość ponad 2100m n.p.m. Do góry pokonujemy jedynie krótką rozgrzewkę. Przed nami 18km pięknego zjazdu, w większości singla. Początkowo w odkrytym terenie, później lesie, aż do Brixen. Przewodnicy koncertowo unikają asfaltu i szerokich dróg. Cześć ze ścieżek dla turystów bez maniakalnych zdolności geograficznych byłaby ciężka do odnalezienia nawet z dobrym gpxem. Dziś jest prościej. Więcej flow, pomimo że wszystkie odcinki są naturalne. W Brixen godzina przerwy i jedziemy dalej w górę prywatnym busem. W gęstym lesie czeka na nas chyba najlepszy singiel jaki widziałem. W większości S3 z dwoma trudniejszymi elementami. Są nawet łańcuchy. Projektantem tej ścieżki była tylko natura i pokolenia pasterzy. Głębokie dropy z korzeni, skały, ciasne nawroty. Poezja. Krótka instrukcja co do linii przejazdu i niesamowita satysfakcja ze zjechanych odcinków. Oglądam się za siebie, ona też zjeżdża. Na dół wracamy w stanie totalnej euforii.
Trzeci dzień spędzamy z bardzo doświadczonym przewodnikiem i nadrabiamy zaległości widokowe. Bez dwóch zdań, to odpowiedni gość by zostawić mu pod opieką swoje dzieci. Również korzystamy z jego doświadczenia, każdy może coś w swojej technice poprawić. Autobus wywozi nas w okolice 1700m n.p.m. w kierunku Santa Magdalena. Sami pokonujemy dalsze 400m i lądujemy w pięknej alpejskiej dolinie. Oczywiście da się wyżej. Nas czeka jednak 22 malownicze kilometry głównie zjazdów.
Czwartego dnia zaliczamy Kronplatz. W bikeparku znajdują się 3 trasy. Dwie czerwone mają swoje niebieskie chicken-line-objazdy. Jedna czerwona jest obiektywnie słaba, jump line jest ciekawszy a najlepsza jest trasa czarna. Jak na czarną jest stosunkowo prosta i nie zaskoczy Was na niej nic urwanego. Wszędzie znajdują się też chickenline'y. Są tu natomiast świetne widoki i ten dzień traktujemy jako odpoczynek. Bikepark sam w sobie nie jest tak rozbudowany jak Saalbach czy Mottolino. Jedynie czarna trasa jest na prawdę warta uwagi. Kronnplatz ma jednak asa w rękawie, zjazd ma 1300 metrów w pionie! Zdecydowanie jest co zjeżdżać...
Gdyż dnia piątego wsiadamy do prywatnego busa już o 8. Jedziemy w pięć osób na... Sellarondę. W przeciwieństwie do naszych kolegów startujących w Hero, nas interesuje tylko droga w dół (chwilowo nie widzi mi się 5000 metrów podjazdu). Na Sellarondzie jest wszystko. Flow, techniczne odcinki po skałach, zjazdy po nartostradach, świstaki i zabójcze widoki. Używając wyciągów pętle zamyka się w minimum 41km samej jazdy i 5000m w pionie. Można oczywiście znacznie więcej. Wariantów jest całe mnóstwo. Tak samo jak i trudniejszych ścieżek. Przeżycie jest spore, jest dodatkowy challenge, mi jak zwykle na wysokości 2500m n.p.m. brakuje już tlenu.
My na ten dzień mamy jednam zaplanowany jeszcze jeden wyjazd. Nie zdejmując nawet nakolanników zmieniamy busa, instalujemy czołówki na kaski i ruszamy w las do góry by pojeździć... w nocy night-enduro. W między czasie nad miastem przechodzi solidna burza. Cały las paruje, z drzew spada rosa. Tak piękny las widziałem tylko dwa razy w życiu, pomimo dziesiątek maratonów w deszczu. Po 30 stopniach upału na Sella to najlepsze co mogło się zdarzyć. Organizatorem night-enduro jest sklep Sportowy Sportler. Pracuje w nim zresztą większość naszych przewodników. To od razu odpowiedź na pytanie co ze sprzętem na wypadek awarii. Czekamy chwilę na zmierzch. Przed nami 1100m w pionie singla, który suchy w dzień miałby S2. Ekipa dh odbije w połowie na S4. Niezapomniane przeżycie, rower tańczy na mokrych skałach a ja zastanawiam się czy widzę po czym jadę. Na prawdę dawno się tak dobrze nie bawiłem. Przygodę kończymy o 22:30 w pizzerii.
Szósty dzień, temperatura osiągnęła 40 stopni. Szybka decyzja o wyjeździe na 2000m by było chłodniej. Dla formalności zaliczamy flow trial. Jest nawet całkiem niezły, jest dostatecznie dużo dropów i smaczków, nie brakuje kamieni i skał, nie jest „jak wyasfaltowany”. Na pewno jednak nie jest łatwy. Tak powoli dobiega końca nasza przygoda w Brixen. Solidnie zmęczeni wracamy po pięknym tygodniu.
Bardzo dobrze przygotowana ekipa przewodników zaprezentowała nam region z najlepszej strony. Jedni skaczą, inni szukają idealnej linii, ostatni przyglądają się Waszej pozycji. To kwintesencja kolarstwa. Kompletny pakiet, żadnej nudy. Jeśli potrzeba to chłopaki mają też niezłe łydy i pod górę w tyle nie zostaną.
Apartamenty Filipa są bardzo duże (na oko 60 m2) i komfortowe. Wyremontowane zostały w tym roku i mieszczą się w pięknym klasycznym włoskim budownictwie. W pełni wyposażona kuchnia oraz chyba najważniejsze czyli pralka do prywatnej dyspozycji. Pod apartamentami znajduje się pomieszczenie na rowery oraz stanowisko do ich umycia. Jest tam wszystko, czego potrzeba. Obok znajdują się zabytkowe budynki klasztorne z winnicami. Oczywiście cały czas produkuje się tam izotoniki. Mieszka się tam na wysokości 600 metrów, z apartamentów widać góry po 2000 metrów. Sudtirol to region niemiecko języczny. Ze wszystkimi piwnymi tego zaletami. Dogadacie się tam po włosku, niemiecku i angielsku.
Poniżej wszystkie dane których potrzebujecie do szczęścia.
Adres oraz dane kontaktowe hotelu:
Aparthotel Haringer
http://www.apartmenthaus-haringer.com
Stiftstrasse 12, 39040 Neustift/Vahrn BZ, Italy
+393207671704
Strona internetowa naszego przewodnika:
Philipp Reiner
komentarze