La Fausto Coppi Grandfondo - relacja na gorąco

Już od dłuższego czasu mieliśmy informacje o znakomitym oraz trudnym wyścigu szosowym typu Grandfondo o nazwie La Fausto Coppi Le Alpi del Mare, odbywającym się co roku w Cuneo, we włoskim Piemontcie. W tym roku wypadała okrągła 30 rocznica. Z tej okazji postanowiliśmy wybrać się do Włoch i na własnej skórze przekonać się, czym tak naprawdę jest ten wyścig. Warto podkreślić, iż pierwszą edycję wygrał nie kto inny jak Francesco Moser. Dziewczyna odpowiedzialna za wyścig cały czas utwierdzała nas w przekonaniu, że jest on też niezwykle trudny. Trudność spowodowana jest kilkoma czynnikami. Pierwszym z nich są podjazdy. Największy z nich, podczas którego zawodnicy podjeżdżają na Colle Fauniera, ma aż 23km.

W trakcie niego pokonujemy aż 1689m w pionie. Średnie nachylenie to 8, a maksymalne 14%. Dodatkową trudność stanowi fakt, iż podczas całego podjazdu mamy tylko 3 miejsca "w miarę" płaskie gdzie możemy odpocząć. Ponadto od nieco ponad połowy podjazdu znajdujemy się powyżej linii lasu, co przy temperaturach rzędu 30'C oraz małej prędkości podjazdu stanowi dodatkową trudność. Ostatnią trudnością jest jakość asfaltu. Spora część trasy przebiega bardzo dziurawymi drogami. Akurat ten argument nie za bardzo do nas przemawiał. W końcu mieszamy w Polsce i wąskie, dziurawe górskie drogi nie są niczym nowym. Można powiedzieć, że pod względem nawierzchni jej jakość można porównać do Pętli Beskidzkiej. 

Dzień przed wyścigiem mieliśmy okazję przejechać busem część kluczowego podjazdu. Po przejażdżce jeden z naszych kolegów  z zagranicznej redakcji postanowił zmienić dystans z 177 na 110km. Sami także nie wiedząc co nas czeka wybraliśmy krótszy dystans. Jak się okazało był to bardzo mądry wybór.

Przejdźmy jednak do samego wyścigu. Tutaj trzeba przyznać, że organizacja jest na najwyższym poziomie. Biuro zawodów podzielone jest na dwie zasadnicze strefy. W pierwszej odbieramy numery oraz pakiety startowe, a w drugiej chipy. Dlaczego tak? Otóż wiele osób posiada swój własnych chip i może ową strefę ominąć. Strefa, w której odbieramy numery startowe została podzielna na kilka stolików, z czego każdy obsługiwał swój zakres numerów startowych. Informację o numerze startowym otrzymujemy na e-maila, dlatego też w biurze zawodów panuje porządek. Dodatkowo poszczególne stoliki przegrodzone są barierkami, dzięki czemu w kolejce panuje porządek i nikt się nie przepycha. Przed zapisaniem się na wyścig należy jednak pamiętać o jednej rzeczy - organizator będzie wymagał od nas okazania ważnej licencji kolarskiej lub też wypełnionego przez lekarza zaświadczenia o stanie zdrowia (formularz dla lekarza możemy pobrać ze strony organizatora). Przyznam, że osobiście zaskoczyła mnie zawartość pakietu startowego. Oprócz tradycyjnych smarów, bidonu czy żelu, znalazły się w nim suszone owoce, paczka ciastek oraz paczka makaronu. Jednym słowem coś na przed i po wyścigu. Dodatkowo dostaniemy w pakiecie koszulkę kolarską charakterystyczną dla każdej edycji. Uwaga. W owej koszulce musimy wziąć udział w zawodach pod groźbą dyskwalifikacji. Sponsorem koszulek jest firma SMS Santini więc otrzymujemy produkt naprawdę dobrej jakości.

Wyścig startuje o godzinie 7 rano. Jest to podyktowane nie tylko dystansem i sumą przewyższeń ale przede wszystkim temperaturą. Otóż startując o godzinie 7 rano przynajmniej w początkowej fazie wyścigu możemy cieszyć się "względnym" chłodem. Tutaj muszę przyznać, że nasze modlitwy zostały wysłuchane i w dniu zawodów pogoda była nieco łaskawsza, ponieważ temperatura oscylowała w granicach 25'C oraz mieliśmy lekkie zachmurzenie. Ponadto w kilku kluczowych miejscach miała miejsce lekka mżawka, która nie powodowała nadmiernej śliskości asfaltu, a doskonale chłodziła nasze ciała. Ponieważ wraz z innymi dziennikarzami posiadaliśmy miejsce w sektorze VIP, na miejscu startu mogliśmy pojawić się nawet 15min przed startem bez obawy, że znajdziemy się na samym końcu ogonka. Tak też uczyniliśmy. 

Ruszyliśmy punktualnie o godzinie 7.00. Tuż przed nami ruszyła kolumna samochodów reklamowych. Pierwsze metry przejazd przez miasto oraz charakterystyczny zabytkowy wiadukt. Następnie czekało nas 20km pedałowania szerokimi oraz płaskimi asfaltami. Z jednej strony trzeba było jakoś się wydostać z miasta i dotrzeć w góry, lecz z drugiej strony tak długi dystans pozwolił na rozciągnięcie oraz ustawienie stawki przed pierwszym i zarazem kluczowym podjazdem. Początkowo podjazd przebiegał leśnym asfaltem o dobrej oraz bardzo dobrej jakości. 

Po dotarciu do Santuario di San Magno jakość asfaltu zdecydowanie się pogorszyła. Od tej pory wspinaliśmy się wąskim lekko zniszczonym asfaltem. Ponadto wyjechaliśmy ponad granicę lasu. Trzeba przyznać, że pogorszenie jakości asfaltu znakomicie rekompensowały otaczające nas widoki. Istny "asfaltowy single track" w alpejskiej scenerii. Smaku nadał fakt, iż mimo rozległego rozpościerającego się wokół nas krajobrazu nie było widać szczytu. O dystansie oraz wysokości dzielącej nas od szczytu Colle Fauniera widziałem tylko dzięki odczytom z Garmina. Szczyt ukazał się na ok. 1,5km przed jego osiągnięciem.

Na szczycie szybkie uzupełnienie bidonów, kawa, coś do zjedzenia i mogliśmy się ubierać do zjazdu. Trzeba przyznać, że pogoda potraktowała nas łaskawie także na szczycie, gdzie temperatura oscylowała w granicach +22'C. Jak dowiedzieliśmy się od organizatora zdarzały się edycje, gdzie na szczycie były temperatury ujemne. W końcu to alpy i wysokość ponad 2400m. Jeszcze pamiątkowa fotka i zjazd.

Muszę przyznać, że dawno nie zjeżdżałem tak epickim zjazdem na szosie. Mimo odcinków "w miarę" prostych należało zachować najwyższą czujność, ponieważ zakręty oraz nawroty były często bardzo ciasne, a bład na zakręcie groził lotem z urwiska. Ponadto droga była szeroka na jeden samochód na styk, więc margines błędu był mały. Tutaj szczególne podziękowania należą się organizatorowi, ponieważ na całej długości trasy stały osoby z obsługi machające czerwonymi oraz żółtymi flagami.

Po osiągnięciu dna doliny czekał nas krótki odcinek prosty po którym przyszła kolej na ostatni 7km podjazd pod Madonna Del Colletto. Różnica wysokości wynosiła 564m. Średnie nachylenie wynosiło 8 a maksymalne 13%. Podjazd przebiegał raczej spokojnie a nawierzchnia asfaltowa była więcej niż zadowalająca. Na szczycie czekał bufet. Chwilę wcześniej w moim Garminie padła bateria. No cóż wiedziałem, że do mety mam jakieś 30km. Facet z obsługi wyścigu powiedział mi, że nie będzie już pod górkę i mam walić do mety. W tym momencie wstąpiły we mnie nowe siły. Zjazd po średnio dziurawej drodze pokonałem podobnie jak poprzedni czyli w stylu "polskiego kaskadera". W końcu dotarłem do głównej drogi. Ponieważ jechaliśmy nią dzień wcześniej wiedziałem gdzie jestem. Wsiadłem więc w "pociąg" i pognaliśmy do mety. Niestety w połowie drogi do mety pociąg okazał się zbyt szybki i przez miasto jechałem w "samotności długodystansowca". W końcu dotarłem na metę i zgarnąłem wodę z Enervita oraz opaskę finishera.

No cóż. Podejście do "takiego" maratonu niejako z biegu nie skończyło się dobrze pod względem wykręconego czasu. Obiecałem jednak dziewczynom zajmującym się wyścigiem, że postaram się wpaść także za rok. Ze swojej strony Grandfondo La Fausto Coppi Le Alpi del Mare mogę polecić każdemu pasjonatowi kolarstwa szosowego lubiącemu trudne wyzwania. Trud włożony w trasę rekompensowany jest z nawiązką wspaniałą atmosferą oraz widokami. Osobiście uważam, że jest to taka dużo bardziej wymagająca Pętla Beskidzka, a kluczowy podjazd pod Colle Fauniera określony został przez kolegów zagranicznych jako dużo trudniejszy niż min. Monte Ventoux. Już sam wykres mówi wiele, a rzeczywistość go przewyższa. Zatem zapraszam i mam nadzieję, że spotkamy się w przyszłym roku na starcie w trochę większym polskim gronie.

Na finisherów czeka taki oto posiłek regeneracyjny :-P

Na koniec chciałbym dodać, że na wyścig nie trzeba wcale taszczyć swojego roweru. Można dostać się w dowolny sposób, a na miejscu w bardzo atrakcyjnej cenie wypożyczyć rower od współpracującego z imprezą znanego we włoszech producenta ram rowerowych oraz sklepu rowerowego CicliMattio ( https://ciclimattio.com ). Wypełniamy odpowiedni formularz wstawiając swoje wymiary oraz wymiary charakterystyczne swojego roweru i na miejscu czeka gotowy bolid ustawiony w 95%. Kosmetykę dogrywamy na miejscu.

Strona zwodów znajduje się pod adresem ( http://www.faustocoppi.net ).


o autorze

Szymon Barczyk

komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl