Rainy Man na Podhalu Tour.

Zapowiadało się solidne ściganie po Podhalu z przyjemną rozgrzewką podjazdem pod Bielankę od strony Raby Wyżnej.
 Po dojechaniu na miejsce okazało się że wszystkie przygotowane parkingi dla uczestników, tych dużych i małych są od dawna zajęte, mimo że do startu pozostały jeszcze dwie godziny.  Wpycham się jednak nieco bezczelnie na główny plac tuż przed podium machając legitymacją prasową strażakowi, którego przepraszam za swój upór.  Dojadamy swoje porcje ryżu z płatkami żytnimi i bakaliami w idealnym czasie przed mocnym dłuższym startem. Pomiar czasu w namiocie sędziowskim wita nas wesoło jak zawsze i informuje że jesteśmy na liście startowej. Poszliśmy tam jednak zmienić nazwisko mojej świeżo upieczonej żony, która życzyła sobie by widniało nowe u liderki wyścigu wśród kobiet. Miałem przykre przeczucie, które mnie dopadło podczas obserwowania zza szyby auta zasłoniętej obłokiem chmur i deszczu Babiej Góry, że dziś nadszedł czas na pierwszy peszek pogodowy tego roku podczas wyścigu. No nic, trudno, to jest kolarstwo, nie można być mientkim.  Było dość ciepło, na tyle, że większość ludzi rozgrzewała się mimo wszystko zupełnie na krótko.  Ja i Sylwia po przejechaniu 200 metrów zawróciliśmy jednak do samochodu by założyć rękawki i posmarować mocniej nogi.  Dzieciaki, które rozgrywały swoje wyścigi na pętli usytuowanej wokół stadionu podgrzewały atmosferę i z uśmiechem na twarzy obserwowaliśmy ich zaciętą rywalizację i rodziców rozgrzanych atmosferą bardziej niż podczas dobrego meczu piłkarskiego.  

Foto: Mateusz Karkula

W końcu gdy trębacz z wieży Mariackiej w Krakowie oznajmił południe ustawieni na linii startu zawodnicy usłyszeli komunikat o zmianie całej trasy wyścigu z powodu komplikującego przejazd wypadku w okolicy Jabłonki.  Krótka dyskusja i zapada decyzja o skróceniu całego wyścigu, jednak zdecydowanym zaostrzeniu stopnia trudności. W planie jest pokonanie trzech pętli o długości 25 km i czterokrotnej wspinaczce pod ciężki podjazd "Harkabuz".  Wszyscy obracają swoje rowery z grymasem i obserwują górę, która teraz wyrosła przed ich oczami. Przemiły Pan Grzegorz już stoi przy poboczu i macha ręką w miejscu, w którym będzie pomagał swojemu synowi i nam z zapasem bufetowym. Plan, który był przygotowany na ten start zakładał niezbyt intensywną rozgrzewkę i dogrzanie się na pierwszym łagodnym podjeździe. teraz ten plan legł w gruzach. Cieszyło jedynie to, że podobny dylemat miał niemal każdy, kto stał na linii startu. 

Foto: Dominik Gach

Strzał z armaty i ruszamy pod górę. Przez cały podjazd mam wrażenie że nie forsujemy zbyt intensywnie tempa, jednak okazało się potem że to był mój max na tym wyścigu i szybciej już potem nie podjechałem. Sylwia bardzo długo trzymała się w peletonie, jednak tuż przed szczytem po mocniejszym depnięciu w korby przez lidera wyścigu poległa i złapała już swój własny rytm. Na koło Adama Wójcika z UKS Podwilk załapał się redaktor naczelny velonews.pl, nasz Mateusz Zoń z Trek-Velonews.pl. Panowie  dali troszkę czadu, bo zaczynali nam znikać z oczu i zaskoczeni takim obrotem sprawy już na początku rywale zaczęli układać swój pociąg w pogoni za tą dwójką.  Dwójkowy odjazd spasował po około 8-9 kilometrach widząc za swoimi plecami fioletową plamę połykającą asfalt szybciej niż Pac Man.  Tempo w peletonie nieco się uspokoiło , również z racji deszczu, który zaczął na początku nieśmiało nam przeszkadzać.  Moje przeczucia z Babiej Góry dopłynęły do Raby Wyżnej i zaczęły wszystkich chłostać chwilami zjadliwie po twarzach wraz z rosnąca siłą czołowego wiatru.  Zaczynał się ciężki wyścig, podczas którego nie ma miejsca na parasolki i chusteczki.  W ruch idą rękawiczki wycierające gile spod nosa, oplute nogi i ręce, piasek na całym ciele i woda pita ciurkiem z koła poprzedzającego zawodnika.  Temperatura spadła o 5 stopni w dół i zaciśnięte zęby pjawiały się u wielu zawodników.  Świeżo zalany wodą asfalt stał się również ślizgawką dla źle dobranego ogumienia, przez co grupa w trudniejszych technicznie miejscach rozciągała się i zjeżdżała, a pojedyncze rowery próbowały płynąć swoim własnym torem, mimo próśb kierujących nimi  kolarzami. Również mój czarny koń robił sobie ze mnie żarty i nie pozwalał mi wstać w korby na podjeździe. Drugi podjazd zaczął się już zdecydowanie mocniej i widać było dużą ochotę do walki. Tym razem Adam Wójcik włączył się w trójkową wspinaczkę wraz z Kubą Haligowskim i Krystianem Wójsem

Foto: Dominik Gach

Adamowi chyba jednak było zbyt zimno już podczas deszczu i podobno w połowie ściany wrzucił blat i zniknął wszystkim z oczu jak kometa. Nic w tym dziwnego nie ma, wszak to jego ulubiony podjazd, który obserwuje z okna sypialni. Dużo dziwniejsze jest to, że pogoń peletoniku kilkunastu osób nakręcana przez zawodników Teamu 72D Windsport Oshee nie zdołała dogonić kręcącego samotnie małego Adama wykręcającego kosmiczne waty. To najwyraźniej był dzień konia i przypuszczam że Froomie miałby kłopot z dogonieniem lidera na jego treningowej trasie.  Adam na metę wjechał samotnie, ponad trzy minuty przed ciągnącym za sobą rozciągnięty jak guma peletonik Mateuszem Muchą z 72d Windsport Oshee. Trzeci splunął wodą z deszczówki za kreską Krystian Wójs z Sokoła Kęty.

Foto: Dominik Gach

Wśród kobiet zwyciężyła Sylwia Szafraniec (a jakże) z Trek Velonews.pl.  Szkoda tylko że rywalki wystraszyły się tego ciężkiego etapu i nie dały jej motywacji do solidnej walki. Ja? No cóż, miałem dziś dzień osła, nie konia. Wygrałem fajny bidon (tak się złożyło, że zapomniałem zabrać z domu swoje), potrenowałem jazdę na wietrze i poznałem dwóch nowych kolegów, z którymi kręciłem przez połowę wyścigu. Jestem zadowolony, nawet mimo awarii łożyska korby w trakcie. Był przez to mocniejszy trening :) 

Tak bardziej serio, porozmawiałem chwilkę z Adamem już po wyścigu i oto co mi opowiedział:

Widziałem że dziś byłeś bardzo czujny i zmiana trasy przez organizatora chyba sprowokowała Cię dodatkowo do ostudzenia zapału przeciwników.  Montowałeś sam odjazdy, zanim zrobili to rywale, czy taka była Twoja taktyka na dziś?

Zmiana trasy w ostatniej chwili wyszła na pewno na plus dzisiejszej rywalizacji, w końcówce pierwszego podjazdu odjechaliśmy z Mateuszem Zoniem, liczyłem że ktoś jeszcze do nas doskoczy, po kilku kilometrach wróciliśmy do peletonu, czekając na kolejny podjazd pod przełącz Harkabuz.

Po drugim  skutecznym odjeździe z peletonu wraz z dwoma zawodnikami postanowiłeś poprawić powtórnie solo. Nie miałeś obaw o swoje siły w tak trudnych, mokrych i wietrznych warunkach?

Na drugim podjeździe Kuba Haligowski i Krystian Wójs odjechali zemną z peletonu lecz w połowie podjazdu stwierdziłem że tempo nie jest wystarczająco mocne, postanowiłem mocniej depnąć w korby zostawiając uciekinierów i dalej jechać już solo aż do mety, pogoda była bardzo zmienna z przelotnymi opadami deszczu, sądzę że te ciężkie warunki pogodowe sprzyjały jazdy w odjeździe.

Gratuluję kolejnej wygranej i z zaciekawieniem oczekuję ostatniego etapu jazdy na czas. Powodzenia Adam.

Dziekuję! Już za dwa tygodnie ostatni etap, jazda indywidualna na czas na której postaram się pojechać jak najlepiej walcząc o finałowe rozstrzygnięcie Podhale Tour.

Wyniki wyścigu możecie sobie przewertować tutaj :     http://e-zawody.pl/public/wyniki/2017/2017-07-02-p...


o autorze

Piotr Szafraniec

Kolarz, kucharz, akrobata. Dwukrotny Mistrz Polski Dziennikarzy w kolarstwie szosowym.

komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl