Sztuka upadania

Zima na rowerze może mieć też inne swoje plusy, nawet jeśli na termometrze mamy minusy. Można w ciekawy sposób wykorzystać lód na drodze, czy w lesie i głównie śnieg w połączeniu z zimowym ubiorem. W jaki sposób? Opowiem Wam o pewnych epizodach młodych kolarzy, którzy wtedy, w latach 80-tych zupełnie nieświadomie w naturalny sposób trenowali pewną technikę związaną z rowerem. 

Jeden z kolejnych rutynowych treningów na ostrym kole, gdzieś na podjazdach w okolicy Suchej Beskidzkiej. Zimowe zgrupowanie, wokół śnieg i miejscami oblodzona jezdnia. Wysłani przez trenera na trening, zmieniają plan i jadą po prostu poszaleć wspólnie na rowerach po okolicy. Ścigają się między sobą przepychając się jak na finiszowych metrach, co chwile któryś z nich się wywraca, otrzepuje się ze śniegu i ze śmiechem wraca do zabawy. 

Ulubioną rozrywką między nimi jest zmienianie kolegom obok w czasie jazdy przełożeń manetką , lub zatrzymywanie ich hamulcami. Tu również zdarza się że koledzy...upadają, nie zawsze z uśmiechem. Wpadają też w końcu na pomysł by poskakać rozpędzeni z drogi przez rów w pryzmę śniegu, upadek za upadkiem, sporo zabawy, ale nie tylko zabawy. 

Po wielu latach spędzonych w peletonie, Ci zawodnicy zdali sobie sprawę z tego, że ich młodzieńcze wygłupy zupełnie nieświadomie przygotowywały ich do nieuniknionych czasem kraks na wyścigach. Obycie z upadaniem na rowerze w różnych sytuacjach wprowadza bowiem jak w każdym elemencie treningu pewne naturalne odruchy, wyćwiczone powtórzeniami. Strach przed upadkiem w sporej części zanika a jego miejsce zajmuje w dużej mierze szybka reakcja na zaistniałą sytuację i próba wyjścia z opresji do samego końca, lub niwelowanie skutków upadku. Często chłodne myślenie i odruchowe reakcje w ułamku sekundy pozwalają wyjść z niemal pewnych nowych „szlifów” w całości. 

Zima jest więc z racji śniegu, jak i grubszej warstwy ubrań, czy gorszego zimowego roweru doskonałym czasem do ćwiczenia tych odruchów zarówno w terenie jak i na szosie w odpowiednich warunkach, z rozwagą oraz kaskiem na głowie. Warto też specjalnie pod tym kątem zainwestować w przynajmniej podstawowe ochraniacze i z dużo większą swobodą testować twardość terenu. Pomysł mimo że wydaje się nieco szalony i przewrotny, to ma jednak dużo sensu w swoim zamierzeniu. Wierzcie mi że pomoże Wam to po jakimś czasie wyjść cało z niejednej opresji, czy nawet pomóc w drodze do zwycięstwa, bo i tak czasem toczą się losy wyścigów.


o autorze

Mateusz Zoń

Od 1999 roku wyczynowo uprawia kolarstwo górskie, wielokrotnie stawał na najwyższych stopniach podium prestiżowych zawodów, także poza granicami kraju. 


komentarze

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl