Jak i gdzie atakować z peletonu?

Wiele zależności przeplata się nawzajem w odpowiedzi na te pytania. Podstawową jest nasza dyspozycja fizyczna. Drugorzędnymi są długość wyścigu, ukształtowanie terenu, warunki pogodowe, wielkość peletonu, czy wsparcie kolegów z klubu/teamu.

Jak uciekać? Jeśli wierzysz w swoje możliwości i czujesz się mocny, uciekaj więc mocno, bez oglądania się w początkowej fazie do tyłu. Po zdobyciu przewagi nad peletonem, sprawdź jak wygląda sytuacja za Tobą, bo jeśli do mety jest spory kawał szosy, dobrze jest liczyć na wsparcie dodatkowych harcowników. Jeśli jednak Twój organizm nie jest w pełni dyspozycji, staraj się dojeżdżać do innych atakujących. Pamiętaj, by w takiej sytuacji angażować swój organizm do 80-85% swojej wydolności. Święta zasada ucieczek- najważniejsza jest pierwsza faza odjazdu, pracować sam, czy wspólnie mocno lub bardzo mocno do czasu uzyskania bezpiecznej przewagi, najlepiej do zerwania kontaktu wzrokowego z peletonem. Potem w większości przypadków wystarcza nieco słabsze , ale równe tempo współpracujących zawodników, by utrzymywać, czy zwiększać przewagę. Staraj się atakować z nieco dalszej pozycji, nigdy nie z czoła peletonu, gdzie jesteś widoczny jak latarnia morska dla wszystkich. Lewą, czy prawą strona szosy? Na pewno zawietrzną, jeśli  wiatr jest na tyle mocny, by go dodatkowo wykorzystać i na kolarskim "rancie" utrudnić pogoń.

Gdzie uciekać? Jeśli wyścig jak raczej płaski, szukaj fragmentów trudniejszych technicznie, z wieloma zakrętami, gdzie można szybciej zniknąć z oczu pogoni, czy wykorzystać szybszą jazdę pojedynczego zawodnika. Dobrymi momentami do wykorzystania są miejsca tuż po lotnym finiszu, gdzie jest rozluźnienie peletonu, czy w momencie likwidowania poprzedzającej ucieczki. Ostatnie kilometry wyścigu to również świetny moment do ataku, jednak jeśli tu się odważycie na samotny odjazd, nigdy nie oglądajcie się do tyłu i angażujcie cały swój potencjał, jeśli nie uda się tym razem, kolejny będzie zakończony na podium. Nie wypada natomiast atakować podczas kraksy w peletonie, czy w strefie bufetu, tu można się spotkać z późniejszym, chyba uzasadnionym kolarsko napiętnowaniem podczas kolejnych startów, czy na mecie wyścigu. Świetnym sprzymierzeńcem uciekinierów jest...wiatr. 

Wiele wyścigów w płaskim terenie rozgrywa się właśnie na „rancie”, gdzie odjeżdżająca czołówka potrafi bezlitośnie wykorzystać kierunek wiatru, dyktując niekoniecznie bardzo mocne, jednak równe tempo, by porozrywać peleton na strzępy. W terenie górskim, czy mocno pofałdowanym trzeba już mierzyć siły na swoje zamiary, w górach nie mam już tak wielu możliwości, by schować się za plecami towarzyszy ucieczki i odpocząć. Tutaj by inicjować ucieczkę trzeba być kozakiem, pewnym swoich możliwości w takim wyścigu. W takim starcie najlepszym miejscem do ataku jest końcówka dłuższego, czy cięższego podjazdu, moment w którym czujemy ze jest nam bardzo ciężko już jechać. To miejsce, w którym dobry zawodnik potrafi przełamać, lub częściowo wyłączyć swój ból mięśni i zmusza się do wysiłku ponad swój zakres. Jednak niewielu rywali potrafi właśnie wtedy utrzymać koło i przewagę zwiększamy w szybkim tempie. Jeśli ktoś jest bardzo dobrym technikiem na zjeździe, również i tam można zaryzykować odjazd z grupy, przy trudnym technicznie, długim i krętym tracku zjazdowym jest szansa na oderwanie się nawet na około minutę przewagi nad rywalami. W trudnych momentach podczas ucieczki, gdzie nasze baterie piszczą już na granicy wyczerpania, pomagają często zagrywki psychologiczne, jak ta, o której opowiadał mi wuj, były kolarz i trener wielu świetnych zawodników. Podczas wyścigu rozgrywanego na podjazdach odjechał z peletonu z innym, mocniejszym zawodnikiem. Na ostatnim podjeździe przed metą, gdy czuł, że traci siły do walki, zmusił się do podjechania obok rywala na podjeździe i spojrzenia mu przez dłuższą chwilę prosto w oczy, udając ze jedzie lekko z małym uśmiechem na twarzy. 

Towarzysz ucieczki zwątpił w swoje możliwości, z podciętymi skrzydłami pozwolił odjechać do szczytu i do mety wujowi samotnie. Jest wiele drobnych gestów, które potrafią wytrącić z równowagi rywali, czy zdeprymować do walki. Należą do nich picie z bidonu w bardzo ciężkim momencie, nawiązywanie rozmowy w takim miejscu wyścigu, poklepywanie rywali, nękanie ponawianymi próbami odjazdu z oczekiwaniem na ich pogoń...

Bardzo pomocni w momentach ucieczki są za naszymi plecami koledzy klubowi, którzy rozbijają próby kontrataków dojeżdżając goniącym do koła bez chęci współpracy, prowokujący do wolniejszej jazdy, czy nawet ogłaszający peletonowi przerwę na bufet. Troszkę arogancji tez jest przydatne w takich sytuacjach. Niewielu zawodników lubi trudne fragmenty na szosie, ja jednak jestem ich gorącym zwolennikiem, uważam to za wręcz cudny moment do odjazdu, gdy wpadamy rozpędzeni na odcinek zniszczonej kostki brukowej, drogę jak ser szwajcarski, czy chaotycznie zagmatwaną drogę połamaną niezliczonymi zakrętami. Podporą są tu starty w MTB i wyścigach przełajowych.

Nie zawsze uda się odjechać, stosując do powyższych zasad, bo ma na to wpływ tez wiele dodatkowych czynników ubocznych w trakcie wyścigu. Jednak trzymaj się kurczowo jednej, najważniejszej zasady – nie bój się atakować, bez tego możesz nigdy nie wygrać. Jeśli Cię dogonią, odczekaj chwilę i popraw drugi i trzeci raz, w końcu puszczą....

Autorem jest: Piotr Szafraniec, były zawodnik Krakusa Swoszowice, wychowanek trenera Zbigniewa Kléka. Medalista Mistrzostw Polski Masters, zdobywca 1miejsca w Red Bull Road Rage Poland, 6-sty zawodnik Rajdu Vyszehradzkiego. Trenuje i startuje od 1987 roku. Aktualnie zawodnik w Polart Nutraxx Team, szef Kolarskiej Kuchni na fan pagu Facebooka.


komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl