Łagów czyli błotna masakra

Na kilka dni przed maratonem pojawia się mapa oraz profil trasy ( do końca modyfikowany ze względu na prowadzoną wycinkę drzew ), który składał się w skrócie z wstępu w postaci odcinka przez pola, części zasadniczej poprowadzonej przez las ( czegoś na kształt agrafek ) oraz zakończenia także przez pola. Tylko suma przewyższeń pozwalała się domyślać, iż wspomniane agrafki są niczym innym jak swego rodzaju sinusoidą.

Ulewne deszcze a co za tym idzie spora ilość błota oraz prowadzona w tamtym rejonie wycinka drzew zdawały się być dodatkową atrakcją, takim swego rodzaju bonusem. Można więc powiedzieć, że już przed startem wiadomo było, że mamy kolokwialnie mówiąc przechlapane. Na domiar wszystkiego przed startem Mirra tchnęła w każdego szczyptę optymizmu porównując Łagów do Danielek ( kto nie pamięta polecam filmiki w internecie ).

Gdy zabrzmiało magiczne 3,2,1, start wszyscy przygotowani na najgorsze ruszyli na trasę. Początek trasy to rozjazd asfaltem  wg mnie trochę za wąskim, który jednak udało się pokonać sprawnie ( z wyjątkiem kilku gleb, które na na szczęście skończyły się na otarciach ). Na szczęście asfalt szybko się skończył i zaczęła się jazda przez pola. O dziwo nawet z pozoru suche pola okazały się na tyle miękkie że przez pierwsze metry miałem wrażenie, że złapałem kapcia. Po pokonaniu swego rodzaju „rozjazdu” rozpoczął się w zależności od posiadanej siły, techniki oraz somozaparcia odcinek leśny pokonywany w mniejszym lub większym stopniu „z buta”. Jak można było się spodziewać na leśnej sinusoidzie można było spotkać wszystko to co niektórzy nienawidzą a inni wręcz kochają czyli praktycznie każdy rodzaj błota od formy płynnej przez śliską po gęstą po zaklejającą opony. Po można powiedzieć swego rodzaju walce z samym sobą oraz siłami natury w czasie, który zdawał się być wiecznością zawodnicy docierali do pola. Tutaj wszyscy przeświadczeni o końcu gehenny i zarazem czekającej na nich sielance beztrosko naginali do mety nieświadomi atrakcji, które czekają ich na końcówce. Pierwszą z nich był  podbieg pod skarpę ( piszę podbieg bo stawiam dobrą butelkę „izotonika” temu co tam wjechał ). Drugą równie widowiskową ale na szczęście już przejezdną ( przynajmniej dla części zawodników ) atrakcją był mostek zbudowany z drewnianych palet zakończony dosyć stromym wyjazdem. Na szczęście mostek był ostatnią z atrakcji i znajdował się ok 1km do mety tak więc po jego pokonaniu można było rozpocząć długi finishzakończony na Łagowskim rynku.

Podsumowując maraton w Łagowie można rzecz: „ból przemija lecz wspomnienia pozostają”

 

Pełne wyniki znajdują się na stronie organizatora:

Dystan Family - http://www.mtbcrossmaraton.pl/images/upload/files/lagow_family.pdf

Dystan Fan - http://www.mtbcrossmaraton.pl/images/upload/files/lagow_fan.pdf

Dystan Master - http://www.mtbcrossmaraton.pl/images/upload/files/lagow_master.pdf

Klasyfikacja zespołowa - http://www.mtbcrossmaraton.pl/images/upload/files/lagow_zespolowa.pdf

Klasyfikacja generalna - http://www.mtbcrossmaraton.pl/images/upload/files/lagow_generalka.pdf


komentarze

WiadomościWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl