Podhale tour za nami
Dzisiejszego dnia kolarze KCP Elzat Regamet Bieniasz Bike Team wystartowali także w wyścigu szosowym Podhale Tour . Jest to już czwarty finałowy wyścig w indywidualnej jeździe na czas. Na 50 km pętli do pokonania 900 metrów przewyższeń, nie jest to trasa w najtrudniejszym wydaniu, ale dość wymagająca ze względu na jeden bardzo stromy podjazd którego nachylenie to 20%.
Wystarczy mieć zbyt twarde przełożenie i idziemy z buta. Do Spytkowic pojechaliśmy walczyć o podium w trzech kategoriach, ale niestety plan nie został wykonany całkowicie, to jest sport i o wyniku można rozmawiać po przekroczeniu linii mety. Bardzo dobrze w wyścigu pojechał Mateusz Zoń, który zajął drugie miejsce przegrywając tylko z triumfatorem całego cyklu Damianem Głownią.
8 lokatę zajął Grzegorz Warchoł także zawodnik Bieniasz Bike Teamu.
Natomiast w klasyfikacji generalnej Open 3 miejsce zajął Jarosław Miodoński z KCP Elzat Regamet Bieniasz Bike Team. W kategori M2 dużego pecha miał Konrad Gąsiorowski, który miał defekt i stracił pierwsze miejsce w generalce, zajmując w efekcie końcowym drugą lokatę. W tej samej kategorii Mirek Bieniasz zajął 4 miejsce w generalce.
Możemy być zadowoleni z uzyskanych rezultatów nie specjalizujemy się w kolarstwie szosowym, starty traktujemy jako formę przygotowania do wyścigów MTB. Jazda indywidualna na czas to specyficzna konkurencja, aby uzyskać najlepsze rezultaty powinien być odpowiednio do startu przygotowany rower czasowy , niestety takimi rowerami nasze stowarzyszenie nie dysponuje. Potencjał jest bardzo duży, ale możliwości finansowe mocno ograniczone.
Kolejne starty to już wyścigi MTB: Puchar Słowacji, Puchar Szlaku Solnego i Puchar Tarnowa.
Poniżej wczorajsze wrażenia Pauliny:
Wystartowałam mocno, za mocno. Po 5km moja średnia wyniosła ~39km/h (było lekko z górki) a ja zaczęłam tracić siły. Pierwszy podjazd a ja już na małej zębatce… Porażka. Ból głowy dał o sobie znać i piszczeli (postanowiłam sobie trenować technikę pedałowania dzień wcześniej) i od tej pory włączyłam tryb wycieczka. Zaczęło się robić coraz ciemniej i chłodniej, nie ulegało wątpliwości, że dopadnie mnie deszcz, pytanie tylko w którym momencie trasy.
Kultowy podjeździk w Załucznem miałam zrobić z buta, ale nadjechała Mary Hajnos-Małecka i stwierdziłam, że co to, to nie, przy niej się nie będę kompromitować. Dysząc jak lokomotywa wyjechałam. To dodało mi trochę skrzydeł, gdyż wcześniejszy podjazd pod Bielankę (4-5%) jechałam na tym samym trybie, co mnie podłamało. Złapała mnie ulewa w Podszklu. Tak mocna, że zanim do mnie dotarła, widziałam mgłę z odbijających się kropli deszczu od drogi 20m przede mną i uciekających ludzi do samochodu. Dojadę do wypłaszczenia, inaczej nie ruszę powiedziałam sobie w duchu i wykonałam plan. Mała przerwa techniczna – musiałam schować aparaty słuchowe do woreczka z telefonem – skutek zapomnianej buffki. Od tej pory jechałam przygłuchawa, nie wiedząc czy grzmi burza czy to wiatr w uszach a może nadjeżdżający samochód.
Gdy nastała 1godzina i 31minuta wyścigu (mojego czasu) czas zaczął niemiłosiernie się dłużyć, jakby chciał sprawić abym mogła ujechać jak największy dystans w ciągu kolejnej minuty. Nic z tego. Wciąż lało. Buty nagle zaczęły ważyć tonę, woda w nich chlupała a do ramy roweru chyba wlało się 10l wody. Zamiast siedemdziesiąt kilka kilogramów sportu jechało jakieś 100. Po kolejnych 10min dojechałam jakiegoś młodego chłopaka, wyprzedziłam go pod górkę, miał wyraźną bombę ale dojechał mnie na płaskim odcinku. Nie na długo ]:->
Następna płaska hopka, znów go wyprzedziłam, nie pamiętam czy już do końca nie oddałam prowadzenia, czy jeszcze dwa razy żeśmy się zmieniali rolami. Wiem natomiast, że ponoć brakowało mu z 300m płaskiego aby mnie dojść. Sam mi to powiedział Meta usytuowana była 200m pod górkę, zupełnie nie pode mnie. Ledwo nogami przewracałam, a końcowy stromy odcinek chciałam podjechać na stojąco ale tylne koło mi zabuksowało. Protest został uznany i przeniosłam środek ciężkości na tył i kopłam korbą kilka razy i META.
komentarze