Świętokrzyska Liga Rowerowa w Sandomierzu za nami
Ale zacznijmy od początku. Do Sandomierza dotarliśmy dzień wcześniej, przy raczej niesprzyjających warunkach atmosferycznych. Potem było już tylko gorzej, więc podczas kolacji na mieście nadeszła chwila zwątpienia odnośnie warunków w dniu następnym tym bardziej, że prognoza pogody sugerowała temperaturę -2'C o poranku. No ale ponieważ sprawdzalność prognoz bywa różna, z niecierpliwością oczekiwaliśmy poranka. Tutaj jakże było duże nasze zdumienie, gdyż poranek przywitał nas pięknym słońcem i temperaturą która dawała nadzieje na start „na krótko”. Jednakże w miarę spożywania śniadania nastroje kierowały się na wariant bluza oraz krótki dół, który to wybór okazał się być idealny. Z miejsca noclegu oddalonego od startu o 3km, udaliśmy się w jego kierunku rowerami celem lekkiego rozgrzania. Start tradycyjnie miał miejsce na rynku. Jednakże pewną nowością w przypadku tego organizatora była decyzja o starcie honorowym i doliczeniu 30min kary dla każdego, kto będzie jeździł po chodniku czy w sposób ewidentny stwarzał sytuacje niebezpieczne podczas startu honorowego. Myślę, iż takie podejście do sprawy jest czasami konieczne szczególnie gdy start odbywa się z rynku jakiegoś miasta gdzie o kraksy z zaparkowanymi samochodami czy przechodniami nie trudno.
Kiedy nadeszła chwila startu wszyscy ochoczo ruszyli zmierzyć się z malowniczą bo poprowadzoną pośród kwitnących sadów jabłoni trasą. Pierwsze kilometry to bruk oraz asfalt w celu rozciągnięcia stawki przed wjazdem w teren. Bardzo szybko jednak ten rodzaj nawierzchni ustąpił miejsca wyłożonych tłuczniem ścieżkom, wąwozom które w przeważającej większości były bardzo śliskie z racji niedawnych obfitych opadów oraz odcinkom poprowadzonym pośród kwitnących sadów na przemian to w górę to w dół. Jednak nawet na pozór beztroskie odcinki poprowadzone pośród jabłoni, wymagały od uczestników skupienia, gdyż na każdym kroku czyhało niebezpieczeństwo w postaci porozrzucanych patyków które zdawały się tylko czekać na możliwość dostania się komuś pomiędzy szprychy.
Koniec końców mogę powiedzieć, iż maraton mogę zaliczyć do udanych. Trasa pomimo iż dzień wcześniej intensywnie padało nie była specjalnie mokra, więc i ilość błota była znośna. Sam jej przebieg również był również dosyć ciekawy, ponieważ interwałowy charakter w połączeniu z malowniczą scenerią stworzyły bardzo ciekawe połączenie. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić iż na pewno przyjadę do Sandomierza za rok, a imprezę mogę polecić każdemu pasjonatowi jeżdżenia po bezdrożach.
Zdjęcia dzięki uprzejmości firmy Maszyneria, producentowi programu do obróbki fotografii www.machineryhdr.com
komentarze