Górskie Mistrzostwa Polski Masters 2013
Dzień przed startem rozjazd na zapoznanie rundy. Spotkani po drodze mastersi wskazują mi kierunek i razem objeżdżamy trasę. Kluczowy podjazd ma jakieś 5-6 km, w większości po niezbyt gładkim asfalcie za to równo wzbijający się w górę po serpentynach. Zgodnie kiwamy głowami - będzie gdzie się zmęczyć ;) Trasa bardzo ładna, malownicza i jednocześnie wymagająca - godna górskich mistrzostw. Dodatkowo zafundowana idealna wręcz pogoda oznaczała jedno - zapowiadają się ciekawe zawody...
Poranek na spokojnie. Zielona herbata, śniadanie, program przyrodniczy w tv, przypinanie numerów, po czym dojazd bez pośpiechu do startu.
Godz. 11.20 start wspólny wszystkich kobiet wraz z dwoma starszymi kategoriami męskimi. Mamy do pokonania wspomniany podjazd x2. Założenia więc były proste: pierwszy będzie miarkowaniem sił co, gdzie i jak. Drugi przynajmniej od połowy postawić na jedna kartę i pojechać na maksa...
Do podnóża pierwszego podjazdu jadą jeszcze wszyscy. Na czoło wychyla się jedna z dziewczyn. Mocno rozciąga cały peleton, który z każdym zakrętem się kurczy. Jestem zaskoczona narzuconym owym mocnym tempem, wiec nie wychodzę przed szereg, trzymam się z tyłu w bezpiecznej odległości umożliwiającej kontrolę. Na km przed szczytem złapałam drugi oddech, wyszłam na mocna zmianę. Moje współzawodniczki trzymają się równo. Myślę sobie tylko jedno: no, no łatwo nie będzie, dziewczyny są mocne. Na szczycie góry jesteśmy już tylko we trzy kobiety oraz załapał się jeden zawodnik z męskiej kategorii.
Zjazd jak zwykle u mnie do mocnych nie należy. Zostaje nieco z tyłu, aby na płaskim potem nadgonić. Odcinek wypłaszczenia prowadzi w otwartym polu pod wiatr. Za chwilę hopka, trochę drzew i zabudowań. Po chwili znów jedziemy w jednej grupce. Trochę czarowań, trochę gwałtownych przyspieszeń, które oprócz kumulacji zmęczenia nie przynoszą żadnych istotnych rozwiązań.
Przed nami kilka km podjazdu, który prowadzi do mety. Może byc różnie. Przed podjazdem znów na prowadzenie wychodzi koleżanka i narzuca równe mocne tempo. Kiedy nachylenie podjazdu zrobiło się wyraźnie bardziej strome, postanowiłam dłużej nie czekać i zaatakowałam. Pociągnęłam na 100%, stawiając wszystko na jedną kartę. Po jakimś czasie, zorientowałam się, że za mną jedzie już tylko towarzyszący wcześniej przedstawiciel męskiej kategorii. Czuję, że dyszę jak lokomotywa, w końcu mamy już zaawansowany okres sezonu, a właściwie jego końcówkę. Nie ma co ukrywać, skumulowane zmęczenie daje o sobie znać. Jednak nie jest źle. Nie przerywam mocnego tempa. Na krótkim wypłaszczeniu ząbek w dół, staje na pedały i pokonuje ostatni km do mety już samotnie. Meta. Yess :)!
Oj nie było tak łatwo. Poziom współrywalek bardzo i jednocześnie pozytywnie mnie zaskoczył. Wniosek nasuwa się jeden - amatorskie szosowe kolarstwo kobiet rozrasta się z roku na rok, a poziom zdecydowanie podnosi. Zawodniczek robi się coraz więcej i niech ta tendencja się utrzymuje. W rozmowach po zawodach zgodnie stwierdziłyśmy, że kolejnym razem zgłosimy o lekkie zwiększenie dystansu kobietom. A jednocześnie rosnąca frekwencja dziewczyn niewątpliwie będzie służyła rosnącemu prestiżowi i popularyzacji takich zawodów wśród amatorskich przedstawicielek płci pięknej.
Trzeba przyznać, że na taki wyścig o tej porze sezonu przyjeżdżają zawodnicy, którzy zachowali z perspektywy sezonu na tyle istotne siły, aby móc powalczyć na wymagającej górskiej trasie. A to łatwe nie jest po wielu miesiącach wyścigów i ciężkich treningów w sezonie. Doskonale znam takie sezony z własnej autopsji, kiedy to przychodził sierpień, a z nim ulatywały siły i moc niczym z powietrze w eter z przebitego balonika. Więc naczelnym celem było w tym roku przeprowadzić tak sezon, aby cieszyć się z formy również na początku września. Pomogły mi w tym konsultacje z Arturem Żero - dziękuję.
To dla mnie drugi tytuł Mistrza Polski Masters w tym roku po zdobyciu koszulki na MP w Strawczynie. Właściwie przed sezonem nie wyobrażałam sobie tego i cały czas jest to dla mnie nieoczekiwana i duża niespodzianka, samo posiadanie koszulki MP, a teraz nawet x2. Przed wyścigiem zrobiłam więc małe postanowienie - jeśli wygram w Podgórzynie to w przyszłym roku, jeśli tylko forma i zdrowie dopisze chciałabym pojechać MŚ do St. Johann, a co tam raz się żyje ;-)
więcej relacji z zawodów i treningów Katarzyny:
http://www.polakowska.com.pl/bikeblog
komentarze