Powerade Volvo MTB Marathon w Krynicy za nami

Zdarzyło się to w ramach dwóch chyba najbardziej liczących się serii maratonów mtb w kraju czyli Bikemaraton i Powerade Volvo MTB Marathon. Grabek Promotion zorganizował zawody w Wieluniu na obrzeżach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, podczas gdy ekipa Grzegorza Golonko wylądowała w Krynicy-Zdrój. Miasto-uzdrowisko położone w Beskidzie Sądeckim, kojarzone z piciem (wód zdrojowych) i forum gospodarczym. Naturalnie G&G nie zorganizował kolarzom miłego spotkania w parku dla zażycia wód zdrojowych, w trakcie którego mogliby pogadać o dokuczających im dolegliwościach z kuracjuszami. Początkowo przygotowano trasę, która na dystansie mega wynosić miała prawie 54 km i 2000 metrów przewyższenia, a giga to już 71km i 2600 m do pokonania w pionie. Pierwotnie zakładany przebieg trasy uległ skróceniu, a kto był tego sprawcą? – pogoda. Nadal jednak było co cisnąć pod górę i z czego zjeżdżać. Do Krynicy nie przyjechała część z pierwszoplanowych aktorów, grających w przedstawieniach reżyserowanych przez Grzegorza Golonko. W ślad za nimi z na uczestnictwo w zawodach nie zdecydowała się masa aktorów z dalszych rzędów.

2013-05-25_15-52-25_622

Linia startu mety znalazła się w samym środku Krynicy-Zdroju, na deptaku pomiędzy starym i nowym domami zdrojowymi. Spróbuję przedstawić krótką charakterystykę dystansu mega tej edycji. Początek jest asfaltowy krótko po płaskim, a później ostro w górę pomiędzy domkami jednorodzinnymi. Twarda nawierzchnia przechodzi w teren, a trasa wchodzi w las. W lesie robimy małą pętelkę i wracamy na dół soczystym singlem. Kawałek asfaltu i znów teren, tym razem dłuuugi w końcówce wijący się  podjazd w kierunku stacji narciarskiej na Jaworzynie. Na odcinku od szczytu Jaworzyny do pierwszego bufetu znalazły się dwa godne uwagi odcinki. Pierwszy to wymoszczona listowiem i gałęziami pochylnia, zjeżdżalna dla promila bajkerów. Drugą „atrakcją” był szeroki zjazd wyłożony z kolei kamieniami znany ze tego, że na nim po awarii sprzętu upadł i doznał kontuzji czołowy polski maratończyk Bogdan Czarnota (pojawiło się wtedy sporo kierownic pewnej firmy na sprzedaż). Skoro zjechaliśmy i pojedliśmy, to trzeba zaginać na górę. Na końcu podjazdu zaczynamy pędzić w dół po szerokiej szutrowej autostradzie. W Polsce autostrady kończą się szybko a po nich następuje „samo życie” czyli znowu podjazd. Dalej na trasie brak było szczególnie długich podjazdów, ale też te które przyszło pokonać kolarzom trudno nazwać interwałowymi. Momentami mocno nachylone zbocza na których przód roweru zaczyna myszkować. Przed metą przygotowano dwa mocne akcenty czyli techniczne odcinki wiodące stromo w dół. Końcówka to sama przyjemność, czyli krótkie górki, a po nich zjazd do mety. Podłoże na  przebiegu trasy mieszane z przewagą wodoodpornych. Fragmenty leśne i wiodące przez łąki momentami miękkie.

 

2013-05-25_15-59-06_391

Start Bikehead MTB Marathonu i mnie osobiście w Krynicy-Zdroju wcale nie był taki oczywisty. Po pierwsze z uwagi na kolizję terminu z BM w Wieluniu, a po drugie z co raz bardziej pogarszającą się pogodą. Wybór Volvo Powerade Mtbmarathonu dokonał się samoistnie, bo góry to góry a gdzie szukać wrażeń mtb jak nie tam. Niestety w miarę jak zbliżał się dzień startu w prognozach pogody a później za oknami zaczynał pojawiać się deszcz. Każdy z nas miał przed oczami zdzieszowicki dramat, po którym dusza, ciało i rower był umęczone niczym żaglowiec po arktycznym sztormie. Pewnie gdybym nie umówił się z wielotimową ekipą na wyjazd to zostałbym w domu. Nie zostałem nie żałuję podobnie jak chyba wszyscy, którzy nie wystraszyli się zimna i deszczu stając do walki z wyzwaniem górskiej trasy. W gronie tych osób znalazły się nasze dzielne dziewczyny Edyta i Ania. Prócz nich czarno-zielone barwy Bikehead MTB Team reprezentowali Alek, Paweł, Daniel, Mariusz i ja. Frekwencja na tej edycji oględnie rzecz ujmując nie była nadzwyczajna, ale nawet bez takich ułatwień Paweł jeździ tak dobrze, że zajęte przez niego 4 miejsce na dystansie mega w kategorii M3 i 13 open nie było wielkim zaskoczeniem. Gratulacje! Świetnie wypadły nasze dzielne Panie. Na szczególne słowa uznania zasługuje Edyta, która pomimo bolesnego upadku po którym omal nie wycofała się z wyścigu nie zrezygnowała i kontynuowała walkę do samej mety – 4 miejsce K2. Ania również nie odpuszczała i zajęła 2 miejsce w K3.

2013-05-25_15-54-49_230

Przeżyłem jazdę na średnim dystansie w Zdzieszowicach, co kosztowało mnie sporo zdrowia i pieniędzy koniecznych dla zreanimowania roweru. Perspektywa kolejnego błotnego maratonu napawała mnie lekkim przerażeniem. W drodze do Krynica-Zdrój nic jeszcze nie zapowiadało, że będę miał takie rozterki. W naszym wieloteamowym wozie, którego załoga składała się z zawodników Cyclotrener Team, Gomola Trans Airco i Bikehead MTB Team, panował świetny nastrój podgrzewany promieniami porannego słońca. Im jednak bliżej było Krynica-Zdrój tym niebo szarzało, a końcu za Nowym Sączem tuż przed celem podróży zaczęło kropić. Na miejscu zimno i leje. Zacząłem się wahać, a cała załoga przygotowywać do startu. Z letargu wybudził mnie pan strażnik miejski, który domagał się abyśmy opuścili miejsce parkingowe. Okazało się, że gościnność włodarzy uzdrowiska nie wiążę się z wyrozumiałością dla zawodników, którzy przyjechali z całego kraju do ich miasta i szukali już nie dogodnego ale jakiegokolwiek miejsca parkingowego. Na domiar złego gdzieś zapodziały się kluczyki. Pewien młody jegomość któremu je powierzyłem schował kluczyki tak dobrze, żeby się nie zgubiły, że trudno było znaleźć. Czas mijał godzina startu się zbliżała, a ja byłem w głębokiej....Nerwy. Krzątanina. Na start wpadłem równo o 11. Nie zdążyłem przygotować sobie czegokolwiek do picia, nie wziąłem dętki. Dziękuję Panie Komendancie. Od razu ogień. Wyrwałem do przodu tak mocno,  że w pewnej chwili aż się zastanowiłem czy czasem nie przesadzam, wszak czekała na mnie prawdziwie górska i trasa. Noga kręciła ja zaś kręciłem nosem na myśl o zjazdach widzianych z perspektywy zaparowanych i zabłoconych okularów. Pierwszy singiel w dół, ostrożnie. Okazuje się, że "ciaplyta" jakaś taka przyjaźniejsza mniej oblepiająca. Nie było tak źle. Mimo wszystko w myślach chciałem, żeby ten wyścig składał się z samych podjazdów. Wjazd na Jaworzynę był mistycznym przeżyciem, bo cała góra schowana była we mgle i wjeżdżało się w las i mleko. Pochylnia na zjeździe (tym po Jaworzynie) była istną błotną ślizgawką ciężko było na niej ustać. Biorąc pod uwagę bollywood'zką pogodę (czasem słońce – czasem deszcz)  zjazdy szły nie najgorzej (jak na mnie). Momentami zabrudzone i parujące okulary odbierały mi sporo pewności siebie. Ostrożna ale zdecydowana sprawiła, że zaliczyłem w sumie jedną glebę i jedną przyspieszoną wysiadkę. Kryzys dopadł mnie mniej więcej  w okolicach 30 km.  Poziom naładowania baterii low poziom kwasu w nogach full,. a trzeba było dalej cisnąć pod górę  Na końcówce jednak odżyłem, ale wtedy już nie miałem kogo gonić. Trasa była fantastyczna. Błoto okazało się dużo bardziej przyjazne niż wersja zdzieszowicka. Rower działał prawie bez zarzutu, bo pod koniec zaczęła strajkować przednia przerzutka. Nie zerwałem łańcucha i nie złapałem gumy. Na mecie było słoneczko i kuracjusze gorąco dopingujący kolarzy nie zważając na artretyzm i ostrzeżenia lekarzy przed zbytnim zaangażowaniem emocjonalnym. Żałujcie, że Was tam nie było.

Wyniki MEGA open

1. Daniel Formela
2. Wojciech Stawarz
3. Kamil Pomerański

Wyniki GIGA open

1. Marcin Piecuch
2. Szymon Zacharski
3. Dominik Grządziel

Wyniki MINI open

1. Piotr Frankowicz
2. Wojciech Maciążka
3. Bartek Kujawski


komentarze

WiadomościWszystkie

GalerieWszystkie

kontakt

velonews.pl
  • ,
  • redakcja(USUŃ)@(USUŃ)velonews(USUŃ).pl