Podsumowanie sezonu BDC MarcPol – Dariusz Banaszek: dziękuję całej grupie!
Tradycyjnie na początek. Proszę o ocenę sezonu, zwycięstw było mniej niż przed rokiem, ale sezon 2011 był wyjątkowo udany i może oczekiwania były zbyt wygórowane?
Bardzo dobry sezon, powiedziałbym nawet zajefajny, w naszym wykonaniu. Naprawdę bez hipokryzji i z pełną stanowczością stwierdzam, że tak było. Przed sezonem wiedziałem, że będzie nam ciężko powtórzyć poprzedni rok. Wzmocniliśmy nieco skład, ale powiedziałbym ilościowo, a nie jakościowo, postawiliśmy na młodzież i z tego się bardzo cieszę, bo to zaprocentuje... Kowalczyk, Kirpsza, Latoń, Dąbkowski, Gronkiewicz, Banaszek i inni mnie nie zawiedli. To tak jak w biznesie, trzeba zainwestować, by później zbierać efekty. My właśnie zainwestowaliśmy, a na zyski musimy jeszcze poczekać. Kolarstwo nauczyło mnie cierpliwości i na życie patrzę już bez emocji i wiem ile chłopaki dostarczyli mi wrażeń w tym roku, bo ja byłem prawie na każdym wyścigu za kierownicą wozu technicznego. Naprawdę jestem zadowolony, gdyż reklama firmy BDC poprzez zespół kolarski spełnia moje oczekiwania.
Jak wyglądało ściganie w Polsce? Z pozoru trzy grupy o dość wyrównanych składach, ale jednak grupa CCC, głównie za sprawą Marka Rutkiewicza, dominowała w krajowych wyścigach.
Przed sezonem mówiło się, że BGŻ (pozyskali trzon ekipy z CCC) będzie najlepszą drużyną, ale wtedy nie wiadomo było jeszcze gdzie będzie jeździł Marek Rutkiewicz, a gdy okazało się, że zostaje w CCC, to siły się wyrównały. Marek miał niesamowity sezon i to on poprowadził „cycków” do sukcesów. Moim zdaniem, gdyby nie on, to ta drużyna zbyt dużo by nie „ugrała”. Jestem też przekonany, że Rutkiewicz takiego sezonu już nie powtórzy. A my rzutem na taśmę na koniec sezonu okazaliśmy się drugą siłą w tym roku, a więc nieźle.
Krótka ocena kolarzy. Kto zawiódł, a kto spisał się lepiej niż zakładałeś?
To jest kolarstwo, nikogo nie obwiniam. Wszyscy razem ciężko szykowaliśmy się do sezonu i pracowaliśmy na wspólny sukces całej grupy. Ekipa liczy 25 osób z mechanikami, masażystami i biurem. Mam indywidualne przemyślenia, ale zostawiam dla siebie kto zawiódł, a kto nie… Całej grupie dziękuję! Jako dyrektor sportowy na pewno zdobyłem nowe doświadczenia, które w przyszłości wykorzystam.
Drużynowe mistrzostwo Polski! Czy to był największy sukces?
No tak, przed sezonem, na najlepszej prezentacji w historii polskich grup zawodowych, powiedziałem partnerowi, firmie MarcPol, że będziemy najlepszą grupą w Polsce, no i jesteśmy najlepszą drużyną w Polsce, czyli Mistrzem Polski. Mistrzostwo zdobyliśmy w sposób zasłużony, a przypomnę, że za czasów trenera Andrzeja Trochanowskiego, to był najważniejszy wykładnik wartości ekipy. W tych czasach, kiedy się ścigałem, wyścig drużynowy był absolutnym priorytetem. Jasne więc, że to sukces najbardziej wartościowy w tym roku.
Jakie zmiany w 2013, kto odchodzi, kto zostaje?
Czekamy cały czas na odpowiedź z Belgii. Belgowie zawrócili nam trochę w głowach. Jest opcja grupy polsko-belgijskiej z 9 Polakami i 7 Belgami. Umowa jest precyzowana, ale jeszcze jej nie ma, więc do końca nie wiem, co mam chłopakom powiedzieć. Na pewno zostaje z nami firma MarcPol, więc nawet jeżeli fuzji nie będzie, to mamy drugą opcję.
Młodzi Banaszkowie atakują. Synowie Adrian, Norbert i bratanek Alan, czyli kolejne pokolenia Banaszków. Czy już teraz wiadomo, że zostaną kolarzami?
Tak, młode „Bananki” zaskoczyły znawców młodzieżowego kolarstwa w Polsce. Sam jestem zaskoczony postępami jakie robi Adrian, o Alanie i Norbercie już nie mówiąc. Niesamowicie mnie to cieszy jako ojca i stryja. Duża w tym zasługa Henia Brożyny, który był moim pierwszym trenerem, a teraz szkoli chłopaków. Czyli historia kołem się toczy. Za wcześnie chyba jeszcze mówić, czy będą kolarzami. Na pewno sami chcą, ciężko pracują, a ja, jako ojciec, do tego ich nie muszę namawiać. Ważne, że nie wykorzystują tego, iż ojciec jest właścicielem i dyrektorem grupy.
Nieco osobiste pytanie. Tu i ówdzie się słyszy, że kończysz z kolarstwem… Darku, kolarstwo polskie bez ciebie i BDC straciłoby na uroku!
Mam takie chwile, że sobie myślę: po co mi te nerwy, stresy i niepotrzebne sytuacje, które są nieuniknione na zawodach i po. Jednak na szczęście to szybko mija. Żona Agnieszka pozwala mi to kolarstwo „robić”, bo jest zagorzałym kibicem kolarskim. A myślę sobie tak, że póki moi synowie na rowerach jeżdżą, to grupa będzie na pewno. Taka prawda. Ja zajmuję się kolarstwem dla siebie i dla dzieci. A nie muszę się tego wstydzić i ściemniać, bo na razie wychodzi to bardzo dobrze. Wyglądamy świetnie, mamy dobry sprzęt, o co dba mój przyjaciel Robert Duda. Reasumując. Norbert ma lat 16, a jak się pościga powiedzmy do wieku 32, to zakładam jeszcze 16 lat funkcjonowania ekipy, czyli jest co robić...
Firma BDC była widoczna nie tylko jako grupa kolarska. Czy sponsorowanie imprez, wyścigów, daje efekty?
Przez dwa lata logo BDC było bardzo widoczne na wyścigach kolarskich - na szosie, MTB czy torze. Nie ma rowerzysty w Polsce, który by o nas nie słyszał, a firma działa na rynku trzy lata. Efekty są widoczne. Jesteśmy zadowoleni, a o planach marketingowych zadecydujemy w listopadzie.
A jakie jest twoje zdanie w kwestii dopingu w Polsce, na świecie i ostatnio mocno powiązanej z tym sprawy sponsoringu?
Wkurza mnie to bardzo, a to dlatego, że kolarstwo jest kozłem ofiarnym spośród wszystkich dyscyplin. Jak oglądam na przykład TVN, gdzie przez cały rok zero informacji o kolarstwie, a tu naraz przy okazji afery Armstronga dziesięć informacji dziennie! Kolarstwo jest bardzo ciężką dyscypliną sportu i przypadki dopingu były, są i będą, ale i tak procentowo „wyprzedza” nas w tej tabeli hańby wiele dyscyplin. Kolarstwo jest już naprawdę czyste w porównaniu z tym, co było kiedyś. Jednak jak słucham pseudo-dziennikarzy, którzy najchętniej by wykreślili naszą dyscyplinę ze sportu, to mi się rękawice bokserskie same zakładają na ręce. JESTEM DUMNY Z TEGO, że od 1998 roku, gdy prowadzę grupy kolarskie, nie miałem ani jednego przypadku dopingu wśród moich kolarzy. Tylko my z polskich grup nie mieliśmy tego typu problemów i jest to powód do zadowolenia. Moi kolarze wiedzą, że to jest niedopuszczalne i za to w kontraktach są odpowiednie kary. Nie mógłbym patrzeć kolarzowi w twarz podając mu zabroniony specyfik, a jednocześnie motywując do walki, a tak robił podobno Johan Bruyneel. Boję się że niedługo i w Polsce wyjdzie przypadek dopingu kolarza z konkurencyjnej grupy. Oby nie, ale jeżeli okaże się to prawdą, obiecuję że tak łatwo tego nie popuszczę, bo ten kolarz „napsuł” nam trochę krwi w tym roku.
Co zmieniłbyś w Polskim kolarstwie ?
Zmieniłbym Prezesa PZKol! Ja sam zostałbym Prezesem Polskiego Związku Kolarskiego i wiem, że w tej chwili byłaby to najlepsza kandydatura. Zmieniłbym w związku prawie wszystko. Od grup młodzieżowych po pierwszą drużynę narodową. Jazda w kadrze powinna być marzeniem każdego kolarza. Wprowadziłbym system przygotowań kadrowych dla młodych kolarzy, jak bywało to kiedyś. Jednak przede wszystkim wydeptałbym ścieżkę z Pruszkowa do Ministerstwa Sportu, bo to jest w tej chwili najważniejsze. Z Wrocławia trochę jednak daleko. Nasz związek potrzebuje specjalistów od marketingu, menadżerów, którzy otrzymywaliby odpowiednie i płacone w terminie prowizje. Tam nie ma nic – odżywek, sprzętu, rowerów, samochodów. Mam na to wszystko pomysł. Nasze środowisko jest skłócone i trzeba byłoby się wzajemnie poprzepraszać. Naprawdę mamy dużo dobrych trenerów, fachowców, ludzi zaangażowanych, tylko trzeba w odpowiednie tryby całe towarzystwo poukładać. A tor? Też mam super pomysł, by mógł zarabiać na siebie i żyć. Niestety, mam dużo projektów w trakcie realizacji, które muszę dokończyć, więc z braku czasu nie będę kandydował, ale może kiedyś...
Rozmawiał Tomasz Jaroński
/informacja prasowa naszosie.pl
komentarze