Puchar Równicy w Ustroniu
Na start pojechałem z tatą, który jako pierwszy z nas wybrał tą imprezę w swoim planie jako bardzo ważną, ja na start zdecydowałem się dzień przed, a praktycznie to rano.
Ustroń przywitał nas piękna pogadą do ścigania - lekkie chmurki, 20 stopni, wszyscy ubrani na krótko, nikt nie wiedział co czeka w trakcie trwania zawodów, ale o tym później. Zapisy i odebranie numerków odbyły się sprawnie jak nie bardzo sprawnie, krótka rozgrzewka i ustawienie się na początku sektora startowego.
Runda honorowa po Ustroniu, 3 kilometry płaskiego i już pierwsza premia górska na Równicę, która podzieliła peleton, ja starałem się wjechać w czołówce co mi się "prawie" udało trzymałem dobre tempo przez cały podjazd, lecz trochę marudząc muszę przyznać że 2,7 kg aluminiowe koła w góry nie są dobrym rozwiązaniem i czas pomyśleć o czymś lżejszym, choć nie chce tutaj się usprawiedliwiać że nie wjechałem pierwsz. Krótki odpoczynek, miał być na zjeździe, lecz pogoda spłatała figla i z spokojnego zjazdu trzeba było zmienić nastawienie na bardzo ostrożny zjazd (w moim wypadku), gdyż mgła szybko się rozprzestrzeniła na całej długości zjazdu.
Później trasa wiodła krótkimi chopkami w górę i w dół, 60 km jazdy w grupie, nic nie byłoby w tym nadzwyczajnego, gdyby nie nagła zmiana pogody - lunęła na nas ściana wody z nieba i nie przestawało padać do końca trwania wyścigu. Na dodatek temperatura z 20 stopni spadła do 7-8 - mówię sobie pięknie, jadę na krótko, a tutaj jeszcze 2 godziny jazdy. Trudno to jest sport, to są góry - tutaj pogoda jest różna.
Przez te warunki pogodowe niestety chcąc nie chcąc zostałem spowolniony, gorzej mi się jechało, trochę osób mnie wyprzedziło, ja jechałem swoje i czekałem na podjazdy. Długo nie musiałem czekać na upragniony podjazd – o dziwo ten podjazd nie był moim sprzymierzeńcem i chciał mi udowodnić że moje przełożenia są śmiechu warte na góry (39-23 to najmniejsze co miałem). Po trudnym boju stoczonym z podjazdem na Cisowice przy kadencji 35-40 wjechałem i rozpoczął się najtrudniejszy zjazd, gdzie tego dnia wiele osób pożegnało się tutaj ze swoimi drogimi rowerami, kołami, ramami, kaskami... ponad 29% nachylenie w dół po ciasnych i niewyprofilowanych zakrętach sprawiało nie lada wyzwanie. Ja osobiście szczerze spodziewałem się większej trudności.
Po lodowatym zjeździe wszyscy byli wyziębieni, a wciąż pozostało 10 km dokrętki po płaskim i 5,5 km finałowego podjazdu na Równicę. I tutaj byłem swoją postawą mile zaskoczony, od podnóża narzuciłem swoje równe i mocne jak na końcówkę takiego wyścigu tempo, minąłem wszystkich tych którzy wyprzedzili mnie na odcinku, gdzie miałem słabsze chwile. Wyprzedziłem ponad 20 osób na ostatnim podjeździe. I tym miłym akcentem skończył się dla mnie i dla wielu wyścig z metą na Równicy.
Zająłem 2 miejsce w nietypowej kategorii jak dla mnie H (16-20 lat) Wygrał szosowiec z grupy zawodowej z GK Merida Gliwice Patryk Domagała który jest starszy ode mnie o 2 lata i przez to uznaję, że mimo iż miałem apetyt na pierwsze miejsce, to z drugiego też jestem bardzo zadowolony.
A teraz jedno zdanie o organizacji - muszę powiedzieć, że mam mieszane uczucia, gdyż z jednej strony bardzo dobry posiłek po zawodach i wizyta przy dekoracji Ryszarda Szurkowskiego (wielokrotnego zwycięzcy Wyścigu Pokoju) oraz jakby nie patrzeć dobra obstawa strażaków na trasie to znaczące plusy, to jednak na minus muszę zaliczyć brak nagród w mojej kategorii – chociaż otrzymałem przepiękny puchar.
komentarze