Błotniki SKS Raceblade 2012 - sprawdzone
Latem długie dni sprawiają, że tylko nieliczni używają lampek, a ciepły deszczyk powoduje, że błotniki są sprawą jednak indywidualną. Najbardziej „wymagającą” porą roku pod tym względem jest zima, gdzie mokre dni są chlebem powszednim. Dlatego zdecydowałem się przetestować błotniki SKS Raceblade Long na rok 2012.
Wygląd i sprawy techniczne:
Paczka przychodzi, w budzącym zaufanie pudełku w obawie przez jakimiś uszkodzeniami w trakcie transportu. Pierwsze wrażenia pozytywne - na pudełku widnieje instrukcja rysunkowa jak zamontować te błotniki. Zestaw składa się z kilku części, złączek itp.. Na pierwszy rzut oka niczym specjalnie się nie różnią od zwykłych błotników do miejskich rowerów. Ale to tylko pierwsze wrażenie, te bowiem są przystosowane do rowerów szosowych, a przez to charakteryzują się niewielką wagą - 461 gramów jak podaje producent i tutaj pierwsza pozytywna niespodzianka dla tych którzy liczą gramy, bo jest ich mniej - dokładnie 450. Wygląd do przyjęcia. Jeszcze jak się ma rower pod kolor błotników (czarny lub srebrny) to bardzo przyzwoicie się z nim komponują. Cena może być jedyną rzeczą która nas zniechęci do zakupu - 199 zł. Nie jest to niestety mało, z drugiej strony jednak mamy do czynienia z markowym produktem o dużej staranności wykonania.
Montaż:
Nie ukrywam, że trzeba mieć trochę czasu aby je zamontować, choć sama operacja nie jest specjalnie skomplikowana. Nie są to oczywiście błotniki jak w góralach, gdzie montaż jest banalnie prosty. Tutaj choćby ze względu na większą ilość elementów i ich rozmiary, trzeba wszytko dokładnie spasować, aby w pełni skorzystać z ich wysokiej stabilności. Jedyny problem zachodzi w przypadku, gdy się ma ramę szosową o bardziej aerodynamicznych kształtach (tak jak ja) - bardzo ciężko wtedy zamontować dodatkowe 150 mm ochrony przed chlapaniem przy rurze podsiodłowej.
Jazda:
Pierwsze kilometry, coś obciera..., drobna regulacja i od tego momentu do dnia dzisiejszego jazda przebiega bezstresowo i bez żadnych sensacji. Wyjazd chwilę po opadach deszczu nie jest teraz problemem. Błotniki zakrywają koła na połowie ich długości co sprawia, że po długiej jeździe mokrym asfaltem jedyną mokrą rzeczą z „systemu” rower-kolarz-ciuchy, są właśnie błotniki. Działają prawie bezgłośnie, jedynie kostka brukowa jest w stanie z nich wydobyć jakikolwiek dźwięk. W chwili obecnej błotniki mają przejechane 600 km. W warunkach śniegowych, deszczowych, suchych. Nic się z nimi nie dzieje niepokojącego, a ja jestem spokojny, że sól zalegająca na drogach nie przedostaje się do napędu itp..
Podsumowanie:
Solidne, lekkie i w każdym względzie wykonujące swoje zadanie. Montaż takich błotników można porównać do zakupu trenażera. Fakt że są one prawie 70% tańsze od podstawowych modeli trenażerów sprawia, że większość kolarzy zimę spędzi na dworze - z takim sprzętem jest tam równie sucho jak w domu. Może nawet bardziej, bo wiadomo jak człowiek się poci na trenażerze.
Ocena:
Waga – 4
Wykonanie - 5
Sztywność – 4,5
Cena – 3,5
komentarze