Akademickie Mistrzostwa Polski - Poznań 2011
Dojazd do Poznania uczelnia zafundowała nam pociągiem, gdzie wraz z cała ekipą Politechniki Łódzkiej, którą serdecznie pozdrawiam, zastawialiśmy się co ciekawego może zaoferować trasa w „parku”. Kolejna łatwa szybka i nudna trasa.
Objazd jeszcze w piątek zmienił nasze nastawienie na „nie zrobić sobie krzywdy”. Trasa okazała się wymagająca kręta i częściowo nieoznakowana. Dopiero w sobotę przed czasówką udało na się ja w pełni objechać, a mnie prawie zaliczyć otb.
Pierwsze do walki z czasem ruszyły panie. Czołowe miejsca zajęły faworytki, podobnie zresztą jak u mężczyzn. Ja wywalczyłem 26 m ze stratą około 20 sek. do Mariusza który był w pierwszej dwudziestce. Niestety o ile zawodnicy jechali na maxa, to organizatorzy nie wysilili się w ogóle. Trasa była słabiutko zabezpieczona, ludzie którzy pilnowali porządku w ogóle nie mieli chyba pojęcia co jest grane. Zaowocowało to kasacją wyników i powtórką przejazdu dla około 100 zawodników.
Zabezpieczona trasa nabrała rumieńców i zaczęło się po niej wreszcie dobrze jeździć. Nie obyło się bez kraks, również w naszej ekipie zanotowaliśmy dwa groźniejsze upadki (życzymy zdrowia).
W niedzielę odbywał się wyścig główny. Jako pierwsze po rozbiegówce ruszały na trasę panie. Po wyniki odsyłam na stronę wyścigu:
http://mtb.put.poznan.pl/amp/wyniki.php
Należy zaznaczyć, że wygrała faworytka po czasówce, Katarzyna Solus-Miśkowicz, przed Weroniką Rybarczyk. Stawka porozrywała się dość szybko i zawodniczki pojedynczo pokonywały większość trasy.
Przed południem na trasę ruszyli mężczyźni, mieli oni do pokonania dwa kółka więcej czyli pełne 6. Z mojego punktu widzenia muszę zaliczyć wyścig do udanych. Cel jaki sobie postawiłem to pierwsza 20 i jak najmniej straty do Mariusza. Tymczasem po spokojnym starcie i pierwszym kółku jechaliśmy razem koło 30 miejsca, natomiast zwycięzca czyli Marek Konwa już wyrobił sobie bezpieczną przewagę i samotnie zmierzał do mety. Dopiero kolejni zawodnicy utworzyli „drugą” czołówkę i walczyli o kolejne miejsca. My dzięki współpracy i pokazie jazdy teamowej, sukcesywnie podkręcając tempo, mijaliśmy kolejnych zawodników. Trasa po bliższym poznaniu stała się niesamowicie przyjemna i dynamiczna. Jej coraz lepsza znajomość pozwalała jeszcze przyspieszać, dzięki czemu skończyliśmy zawody na 10 i 11 miejscu przejeżdżając razem przez metę. Podziękowania należą się ekipie technicznej za doping i podawanie bidonów, których przez dwie godziny wypiłem chyba 5. Dziękujemy Agnieszce, Ani, Paulinie i Robertowi.
Na koniec śmieszna dekoracja gdzie spiker był gorszy niż Szpakowski. Nie miał zielonego pojęcia jak czytać nazwiska, kogo w jakiej kategorii dekorują i kto aktualnie wchodzi na podium. Rozumiem że był upał ale i tak lipa.
Foto: Mateusz Szcześniak i Kamil Dziedzic
komentarze