Shadow ebike
Zostawmy na razie wygląd, który przypomina makrokesze w swojej najgorszej formie. Zobaczmy co tam wsadzono do środka, a trochę tego jest. Przede wszystkim co rzuca się w oczy, nie ma plątaniny kabli. Cały rower został zaprojektowany od podstaw i posiada bezprzewodowy kontroler Daymak. Komunikuje się on bezpośrednio z hamulcami, przepustnicą i pedałami. Zastosowano także mechanizm odzysku energii z hamulców, dzięki któremu ładowany jest akumulator.
Jak pisze producent, w większości rowerów elektrycznych długość kabli widoczna na zewnątrz sięga 40 metrów. W ich rowerku nie ma żadnego. Ciekawostką jest umieszczenie wszystkich urządzeń - rower choć nie grzeszy urodą, nie jest obładowany gratami. To gdzie to wszystko jest? W kołach.
Sterowane są one bezprzewodowo, a funkcja regeneracji wykorzystuje energię hamowania do ładowania baterii. Ile można na tym czymś wykręcić? Do pokonania jest możliwy dystans w zależności od typu baterii w granicach 40 -100km z prędkością maksymalną 32 km/h (ograniczoną elektronicznie). Z takimi parametrami to można maratonik przyjechać na pudło, więc strzeżcie się, jak ktoś przyjedzie z rowerem wyglądającym jak to co robi kura i bynajmniej nie jajko i zrobi pudło.
Jeszcze w temacie wireless. Użycie technologii bezprzewodowej oprócz samego faktu estetyki, spełnia dodatkową, a może najważniejszą funkcję. W przypadku jakiegoś crashu, ktorego nikomu nie życzymy, przerwanie przewodów może skończyć się pchaniem skądinąd nie lekkiego roweru. Pozbycie się kabli, zlikwidowało ten problem.
A jakby tego wszystkiego było mało to wsadzono w rower jeszcze kilka funkcji - gniazdo USB/110V - zintegrowane w obręczy, może być użyte jako generator prądu. Można podłączyć do niego telefon, laptopa, światło albo nawet mały telewizor. Poważnie :)
To wszystko dostaniemy za jedyne 1500 zielonych. Nie należy zapominać o wadze, bo to dość istotny parametr w przypadku ebików - przedmiotowy model waży 26kg przy 500W silniku.
Wszystko wygląda fajnie, ja jednak poczekam na zintegrowanie ekspresu do kawy i maszynki do golenia. Tymczasem wolę tradycyjny rower napędzany nogami :)
Jak pisze producent, w większości rowerów elektrycznych długość kabli widoczna na zewnątrz sięga 40 metrów. W ich rowerku nie ma żadnego. Ciekawostką jest umieszczenie wszystkich urządzeń - rower choć nie grzeszy urodą, nie jest obładowany gratami. To gdzie to wszystko jest? W kołach.
Sterowane są one bezprzewodowo, a funkcja regeneracji wykorzystuje energię hamowania do ładowania baterii. Ile można na tym czymś wykręcić? Do pokonania jest możliwy dystans w zależności od typu baterii w granicach 40 -100km z prędkością maksymalną 32 km/h (ograniczoną elektronicznie). Z takimi parametrami to można maratonik przyjechać na pudło, więc strzeżcie się, jak ktoś przyjedzie z rowerem wyglądającym jak to co robi kura i bynajmniej nie jajko i zrobi pudło.
Jeszcze w temacie wireless. Użycie technologii bezprzewodowej oprócz samego faktu estetyki, spełnia dodatkową, a może najważniejszą funkcję. W przypadku jakiegoś crashu, ktorego nikomu nie życzymy, przerwanie przewodów może skończyć się pchaniem skądinąd nie lekkiego roweru. Pozbycie się kabli, zlikwidowało ten problem.
A jakby tego wszystkiego było mało to wsadzono w rower jeszcze kilka funkcji - gniazdo USB/110V - zintegrowane w obręczy, może być użyte jako generator prądu. Można podłączyć do niego telefon, laptopa, światło albo nawet mały telewizor. Poważnie :)
To wszystko dostaniemy za jedyne 1500 zielonych. Nie należy zapominać o wadze, bo to dość istotny parametr w przypadku ebików - przedmiotowy model waży 26kg przy 500W silniku.
Wszystko wygląda fajnie, ja jednak poczekam na zintegrowanie ekspresu do kawy i maszynki do golenia. Tymczasem wolę tradycyjny rower napędzany nogami :)
komentarze