Prawdziwy Klasyk Beskidzki. Wiosenne wyzwanie w Łosiu.
Klasyk Beskidzki na południu Polski budzi co rok spore emocje w światku amatorskim. Nie inaczej było i tym razem. Frekwencja na poziomie 300 zawodników i zawodniczek w jednym ogromnym peletonie robi wrażenie na osobach obserwujących wyścig z boku. Wyścig zaczął się już tak naprawdę na drogach dojazdowych, gdzie wczesnym rankiem mknęły samochody załadowane szosowymi maszynami, wyprzedzając się nawzajem by zdobyć dobre miejsce parkingowe. Do terminu dyrektor wyścigu Sebastian Chłanda ma zawsze dobrą rękę i zapewnia zawodnikom dobrą i bardzo dobrą kolarską pogodę. Zresztą to nie wszystko, czym chata bogata na tej imprezie. Pakiet startowy z niespodziankami w postaci bidonu z logo wyścigu, numerem startowym na koszulkę, oraz chipem do pomiaru czasu w postaci... naklejki na sztycę. Mini mapka z profilem trasy,do przyklejenia na ramę, czy też bon z dużym upustem na zakup roweru. Czekał na miejscu również profesjonalny serwis rowerowy dla wszystkich potrzebujących pomocy przy swojej maszynie, oraz posiłek regeneracyjny. Każdy kto startował, widział na trasie profesjonalne zabezpieczenie, włącznie z obsługą informującą sygnałami dźwiękowymi o niebezpiecznych miejscach na szybkich i stromych zjazdach.
Foto: Wiktor Bubniak
Oznakowanie trasy bez zarzutu, każdy większy zakręt, czy skrzyżowanie w pełni zabezpieczone, a napisy na asfalcie, stworzone ręką kibiców i organizatorów potrafiły rozbawić do łez i dodać motywacji w trudnych momentach. Trasa o długości niemal 60 km wspięła się w pionie na wysokość 1100 m, więc jak widać, było co deptać korbami. Doping przy linii mety podgrzewający każdego zawodnika do walki niósł się echem po okolicznej dolinie jeszcze długo po wyścigu. Poziom sportowy wyścigu z roku na rok się wciąż podnosi, coraz mocniejsi zawodnicy podejmują rękawicę rzucaną przez miejscowych górskich kozaków, dlatego też tempo rośnie adekwatnie do zaangażowania na czole peletonu. W tym roku grupa rwała się skutecznie kilka razy na podjazdach, by częściowo łączyć potem, jednak losy wyścigu rozstrzygnęły się na bardzo ciężkim finałowym stromym podjeździe. W śród mężczyzn Open ponownie triumfował Adam Wójcik z UKS Podwilk, a wśród płci pięknej Sylwia Obrzud z Bike Atelier Team.
Po wyścigu na gorąco poprosiliśmy o świeży komentarz do wyścigu zwycięską parę
Foto: Barbara Dominiak
Adam Wójcik : Super wyścig dobra organizacja . Dzisiaj jechałem zachowawczo żeby zostawić siły na ostatni kluczowy podjazd, reszta zawodników z peletonu nie angażowała się do współpracy, większość trasy spędziłem z przodu grupy kontrolując wyścig i wszystkie odjazdy, moim docelowym wyścigiem na ten sezon są Mistrzostwa Polski że startu wspólnego w Świdnicy na bardzo wymagającej trasie która mi bardzo odpowiada.
Foto: Barbara Dominiak
Sylwia Obrzud : Rewelacyjnie zorganizowany wyścig, jak i super atmosfera sprawia że chętnie wracam tu co rok. Jestem bardzo zadowolona bo w końcu udało mi się tu wygrać. Z roku na rok tempo wyścigu jest coraz mocniejsze, i już po pierwszym podjeździe zostały tylko dwie dziewczyny w peletonie. Przejechałyśmy razem z Kają w jednej grupie większą część wyścigu, na ostatnim podjeździe zaatakowałam dowożąc bezpieczną przewagę do mety. Warto było tyle się męczyć dla tak pięknych kwiatów i statuetki.
Foto: Wiktor Bubniak
Zajazd „Pstrąg u Eda” częstował obficie pełnymi talerzami spaghetti każdego zawodnika w oczekiwaniu na dekorację podczas której organizatorzy wręczali kwiaty, piękne statuetki, koszulki lidera firmy Raso, nagrody rzeczowe i pełne pieniędzy koperty. Szampan jak widać lał się strumieniami.
Organizatorzy tej imprezy bardzo biorą sobie do serca wszystkie pozytywne i krytyczne uwagi na temat wyścigu, starając się bez przerwy podnosić poziom organizacyjny, dlatego większość ze startujących tam zawodników chętnie wpisuje sobie ten klasyk na stałe w swoim kalendarzu. Do zobaczenia za rok na tej samej trasie.
Wyniki wyścigu tu :
https://system.timedo.pl/pl/publiczny/wyniki/127/k...
Strona wyścigu i galerie tu :
http://www.klasykbeskidzki.pl/
komentarze